19. Kierunek Skrzydło Szpitalne

3.5K 223 23
                                    

Gdy się obudziłam, po nie długiej chwili, leżałam na ziemi. Pogoda już nieco się uspokoiła ale nadal widoczność była ograniczona.
Rozejrzałam się na tyle ile to było możliwe.
Niedaleko mnie leżała moja miotła. Niestety.
Została doszczętnie roztrzaskana i nie zostało z niej nic na czym można byłoby usiąść.
Nie czułam żadnego bólu. No nie licząc tego na pośladkach.
Czyli możliwe jest że upadek nie był aż tak zły.
Gdzieś z góry Dumbledore zawołał.
-Wszyscy uczniowie wracają do zamku w czasie natychmiastowym. Prefekci!

Rozejrzałam się ponownie dookoła. Nie widziałam dokładnie gdzie iść.
Usłyszałam cichy jęk po swojej prawej stronie.
Dźwignęłam się na nogi i natychmiast tego pożałowałam. Ponownie runełam na kolana i zwymiotowałam na ziemię resztki śniadania.
Przed oczami zatańczyły mi plamki.
Oj nie dobrze.
Spróbowałam wstać, tym razem wolniej.
Udało mi się. Powoli, lekko się chwiejąc zaczęłam iść w stronę jęków.
Gdy już zaczęłam dostrzegać zarys jakiejś postaci, mój brzuch znowu dał o sobie znać i chwilę później znowu klęczałam wyrzucając z siebie nie do końca strawione jedzenie.
-Liv? - spytał znajomy ktoś zza kurtyny deszczy - To ty?

Podeszłam do siedzącej osoby.
-Na Merlina! James! Co ci się stało? - uklękłam przy bracie.
Ten roześmiał się.
-Z lekka zabawna sytuacja. Dostałem tłuczkiem w głowę, a spadając chyba złamałem nogę. Ta daam cała historia.
-Idziemy do zamku - oznajmiłam i poddźwignęłam Jamesa na nogi.
Zakręciło mi się w głowie lecz mimo to zrobiłam kilka kroków docierając do skraju boiska. Do szatni Ślizgonów.
W środku nikogo nie było więc udaliśmy się powoli w stronę murów szkoły.

Silny wiatr, mocny deszcz i kontuzja brata w ogóle nie pomagały w dotarciu na miejsce. Mój stan chyba też nie jest idealny. Co chwila kręci mi się w głowie i...
Puściłam Jamesa zginając się w pół i ponownie wyrzucając z siebie zawartość żołądka.
Podeszłam chwiejnie do Jamesa.
Ten miał zaniepokojoną minę.
-Liv? Wszystko w porządku? Bo coś tak... - pokiwałam głową.
To był błąd. Świat wokoło zawirował, a ja upadłam obok Jamesa.
-Rogaś przepraszam nie dam rady dojść do środka - ukryłam twarz między nogami próbując unormować oddech.
-James! - podniosłam głowę na ten krzyk. Do chłopaka podbiegł Remus. Po chwili zauważył  też mnie - Olivia! Wszyscy was szukamy. Chodź Rogacz pomogę ci dojść ta noga nie wygląda dobrze.
-No bo nie jest dobrze! - powiedział lekko rozdrażniony James.
-No nie krzycz tylko... - nie usłyszałam ostatniego słowa Lupina.

Zaczęłam chyba tracić świadomość. Wdech. Wydech.
Poddźwignęłam się na nogi opierając o zewnętrzny mur.
Zobaczyłam czy chłopcy są już gotowi by iść. Oni jednak patrzyli się na mnie jak na trupa.
-Nie powinnaś iść sama - Luniak spojrzał na mnie troskliwie.
-Oby dwóch nas nie dasz rady, a James potrzebuje cię bardziej.
Kiwnął głową niepewnie ale zaczął iść ukradkiem patrząc czy aby na pewno wciąż podążam za nimi.
Ja mimo potwornego bólu głowy szłam za nimi.

W końcu jakoś dostaliśmy się do Skrzydła Szpitalnego. Opadłam na najbliższe łóżko.
-Za chwilę do ciebie podejdę dziecinko - poinformowała mnie uzdrowicielka krzątając się przy nodze Jamesa.
Mruknęłam coś wtulając się w pachnącą poduszkę.
-A tobie co młoda? - zaciekawił się Syriusz leżący na sąsiednim łóżku.
-Nie wiem - odpowiedziałam od niechcenia.
Jedyne na co miałam ochotę to sen.
Remus usiadł pomiędzy naszymi łóżkami głośno wzdychając.
-Śpij Liv, śpij - powiedział cicho do mojego ucha.
Długo nie czekając poradziłam się go i zasnęłam.

~EliP
13⭐--> KOLEJNY ROZDZIAŁ 💙💙

Powiedz wprost /Twoja historia z HuncwotamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz