31. ... Uczniów...

3K 186 23
                                    

Po mojej prawej stronie, cały przemoknięty stał Remus Lupin ze skierowaną różdżką na podnoszącego się chwiejnie kapitana drużyny.

-Ty chyba sobie żartujesz, Lupin - zadrwił Wood już w pozycji stojącej - Jestem o wiele lepszy od ciebie w pojedynkach.
-Dobrze wiesz że nie - wyciągnęłam własną różdżkę  z płaszcza - Do tego nas jest dwoje - spojrzałam na Remusa.
Ten rzucił mi szybkie spojrzenie. Uśmiechnęłam się i ponownie utkwiłam wzrok w Gryfonie którego zachowanie było co najmniej dziwne.

-Przegracie - zaszlochał, a deszcz najpewniej zakrył wypływające łzy.
Przeszedł mnie dreszcz.
Tony ewidentnie nie był w tej chwili sobą.
-Co z tobą nie tak? - wykrzyczał Lunatyk.
-Ja... Tylko - upadł na kolana - Muszę was zabić.
Moje usta rozchyliły się w trybie natychmiastowym.
-Ja... Nie mogę - złapał się za głowę - Przepraszam - spojrzał prosto w moje oczy które lekko się zaszkliły.

W mgnieniu oka wyciągnął zza paska różdżkę i raz po raz celował to we mnie to w Remusa.
Drzewa nie chroniły przed ulewą, a widoczność była ograniczona do tego stopnia, że poza naszą trójką nie widziałam nic. Nawet drzew mimo że byliśmy w lesie.
Histeryczny śmiech Wooda dotarł do moich uszu.
-Crucio! - czerwony strumień światła poleciał w stronę Lunatyka który ledwo zdążył uskoczyć.

Remus znalazł się przede mną. Zasłaniał mnie własnym ciałem.
-Co robimy? - spytałam przekrzykując deszcz.
Lupin nie spuszczał wzroku z Tony'ego.
- Ty biegnij do zamku sprowadzić pomoc. Będę cię osłaniał.
-Nie ma mowy - uniosłam różdżkę nad jego ramieniem celując - Drętwota! - zaklęcie chybiło o kilkanaście centymetrów - Nie zostawię cię tu samego z opętanym kolesiem - Drętwota! - spróbowałam jeszcze raz jednak ten odbił zaklęcie z wielką łatwością.

-Trzeba to rozegrać inaczej - powiedział bardziej do siebie Remus.
Przysunęłam usta do jego ucha. Poczułam jak jego ciało się napina.
-Razem - powiedziałam - Na dwa.
-Jesteś niemożliwa - zaśmiał się nerwowo - ale nieprzewidywalna. Raz!

Tony spojrzał na nas z malującą się wyraźną kpiną.
Opuścił różdżkę. W krzakach po lewej stronie ktoś zarechotał.
-Serio?! - odezwał się Wood i ktoś w głębi lasu krzycząc - Myślicie że się tego nie spodziewam?!
-DWA! - krzyknęłam na całe gardło.
-DRĘTWOTA! - wycelowane promienie trafiły prosto w pierś Gryfona który poszybował na drzewo i opadł prosto w kałużę tracąc przytomność.
Z jego nosa zaczęła lecieć krew natychmiastowo łącząc się z kroplami spływającymi po jego bladej twarzy.
Na szczęście jego klatka piersiowa unosiła się i opadała. Słabo ale jednak.

Żyje.

Podeszłam do niego w czasie gdy Luniak wyciągał kawałek lusterka dwukierunkowego zapewne by prosić któregoś z pozostałych Huncwotów o pomoc.
Upadłam na kolana by poszukać jego różdżki.

-Olivia! Uważaj! - usłyszałam zza kurtyny deszczu krzyk przerażonego Remusa.
Rozejrzałam się i zauważyłam biegnącą w moją stronę postać która, sądząc po budowie, była  mężczyzną. Może to pomoc...
Poczułam jak ten ktoś się na mnie rzuca i przygważdża do ziemi.
Czyli to jednak nie pomoc...

Szkoda.

-Pokonaliście moją ofiarę - wypowiedział te kilka słów z odrazą i gniewem.
Ułożył swoje długie palce na mojej szyi, zaczął zaciskać coraz bardziej.
-Idioto! Wyłaź z krzaków i bierz się za chłopaka - krzyknęła osoba na mnie w kierunku z którego przybiegła.
Widziałam coraz mniej, a nogami szarpałam na wszystkie strony aby tylko zwalić tego kogoś z siebie i zaczerpnąć upragnionego powietrza.
Zaczęłam płakać. Pewnie niepotrzebnie ale i niezależnie.

-Glizdogonie! - wrzasnął tuż nad moją twarzą.
Peter? Niemożliwe.
-Ja nie mogę Lucjuszu - zapiszczał drugi w krzakach.
A jednak Peter.
-Musisz!
-To moi przyjaciele! Zostaw ją!
Uścisk zelżał, a chłopak imieniem Lucjusz wstał.
Zwinęłam się w kłębek i łapczywie łapałam oddech. Mój mózg na nowo mógł zacząć pracować.
Lucjusz? Malfoy? Podejrzewałam go o czarną magię ale żeby aż tak...
Deszcz przestał padać. Dzięki czemu widziałam i słyszałam wszystko wyraźniej.

Remus próbował wyrwać się z więzów które przyszpiliły go do drzewa.
Tyłem do mnie stał nie kto inny jak Lucjusz Malfoy ze swoimi jakże długimi blond włosami.

Stał nad Peterem który szlochał.
-Oni cię wykorzystywali - warczał na Petera blondyn - Mieli gdzieś przez te wszystkie lata!
-Ale akurat nie ta dwójka - wypiszczał ledwo słyszalnie Pettigrew.

Zaczęłam kaszleć. Nie mogłam tego opanować.
-Pozwól im odejść - błagał Peter trzymając drugiego za rąbek płaszcza.
-Zamknij się Glizdogonie - wyrwał materiał z jego rąk i odwrócił się w moja stronę pokonując dzielący nas dystans w błyskawicznym tempie - A ty się zamknij, zdrajco krwi!
Podniósł nogę i kopnął mnie w brzuch.
Krzyknęłam i zwinęłam się jeszcze bardziej.
-Zostaw ją! - Remus próbował się uwolnić.
Bezskutecznie.

-Zapłacisz za to, Pettigrew - warknął i dotknął ramienia Glizdogona.
Teleportowali się.

~EliP

Powiedz wprost /Twoja historia z HuncwotamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz