Rozdział 7.

3.1K 305 115
                                    

Chwyciłem głębszy oddech, otwierając oczy i powracając do rzeczywistości. Przez chwilę nie miałem pojęcia co się dzieje. Susan patrzyła na mnie z lekkim uśmiechem po drugiej stronie kanapy. Ale gdzie był Jimin? Uświadomiłem sobie, że dotyka mojego ramienia, na co serce podeszło mi do gardła. Uniosłem wzrok, patrząc w jego radosne oczy. Natychmiast gwałtownie się odsunąłem, zrzucając koc na podłogę.

- Kochanie, zaczekaj! - krzyknęła za mną Susan, wstając z miejsca.

Pobiegłem do swojego pokoju, oddychając szybciej niż powinienem. Jimin mnie dotknął. Na samą myśl poczułem jakiś lęk, a przed moimi oczami pojawiły się ciemne plamy. Zacząłem się dusić, nie mogąc wykonać żadnego ruchu. Poczułem jak uderzam o twardą podłogę, a potem przestałem widzieć i czuć cokolwiek.

*****

Obudziłem się w swoim łóżku, rozglądając dokoła. Jimin siedział przy mnie, głęboko zamyślony. Patrzyłem na jego twarz, dopóki nie zauważył mojego spojrzenia.

- Nic ci nie jest, Jungkookie?- spytał cicho, patrząc na mnie z troską.- Przepraszam, nie chciałem żeby tak wyszło.

Susan weszła do pokoju, niosąc filiżankę herbaty. Postawiła ją na biurku, odwracając się w moją stronę.

- Nie wiń Jimina za to wszystko.- powiedziała, patrząc na mnie z niewyraźnym uśmiechem. - To moja wina.

Przymknąłem oczy, czując lekki ból w całym ciele. Dlaczego miałem takiego pecha i co chwilę się raniłem?

- Odpocznij, a ja trochę popracuję.- Susan zostawiła mnie z chłopakiem i wyszła z pokoju.

Jimin uśmiechał się do mnie, a potem odwrócił się i sięgnął po coś miękkiego. Moim oczom ukazał się gruby, puchaty sweter w kolorze niebieskim. Czyli to był ten prezent.

- Podobno lubisz niebieski kolor, dlatego pomyślałem, że ci się spodoba.- szepnął, kładąc ubranie na krześle. Przyglądałem się Jiminowi przez chwilę, a potem popatrzyłem na notes. Od razu zrozumiał moją niemą prośbę. - Proszę. - wręczył mi długopis i notatnik.

Nie byłem pewny co napisać, ale nic lepszego nie przyszło mi do głowy.

dziękuję

Chłopak uśmiechnął się i przysiadł przy mnie. Patrzyłem na niego, a on zaczął opowiadać mi o sobie. To na jakiś czas odwróciło moją uwagę od sytuacji w jakiej się znajdowałem.

- Jin lubi jeździć konno.- powiedział, uśmiechając się.- Powiedział mi kiedyś, że to ma na niego dobry wpływ i gdy galopuje to nie czuje żadnego strachu. Czuje wolność i radość.- uśmiechnął się jakby powrócił do tych wspomnień gdy przyjaciel opowiadał mu swoje przygody.- Polubiłbyś go, jestem tego pewny. Jin potrafi rozbawić każdego.

Słuchałem jego głosu, odrobinę się odprężając. Znowu przyzwyczajałem się do jego obecności tutaj. W końcu Jimin spojrzał na mnie, a ja napisałem na kartce.

zazdroszczę ci, że masz przyjaciela

Jimin popatrzył na mnie posyłając mi lekki uśmiech. Pokręcił głową, mówiąc:

- Jungkookie, my też możemy zostać przyjaciółmi.

naprawdę?

Potwierdził, a ja nie wahając się, zacząłem pisać pospiesznie.

jestem inny, hyung. Nie potrafię zapomnieć swoich ran, zawsze będą gdzieś we mnie. Cały czas myślę o tym złu, które mnie spotkało. Dlaczego mi to zrobili? Przez nich boję się siebie samego, boję się tego, że nie wytrzymam i umrę. Może lepiej by było gdybym tam umarł, hyung.

Jimin czytał moje słowa, a ja zastanawiałem się, dlaczego mu o tym mówię. Nawet Susan nie znała moich myśli. Dlaczego nagle zacząłem się przed nim otwierać?

- Spotka ich za to kara.- szepnął Jimin, a ja popatrzyłem na niego.- Wiem, że ci ciężko. Boisz się, ale twoje rany po czasie się zagoją i będziesz w stanie żyć.

Kręciłem głową, czując piekące łzy.

- Posłuchaj, Jungkookie.- chłopak nachylił się nade mną więc spojrzałem w jego oczy.- Twoje wspomnienia nigdy nie znikną. Staną się mniej żywe, ale zawsze będziesz o tym pamiętać. - wyciągnął rękę jakby chciał mnie dotknąć, ale w ostatniej chwili ją cofnął. Dlaczego nie mdlałem gdy był tak blisko mnie?

hyung, mogę cię dotknąć?

Jimin patrzył zaskoczony na notes, ale uśmiechnął się do mnie zachęcająco. Wyciągnął rękę w moją stronę, a ja ostrożnie dotknąłem jego palców. Poczułem zimny dreszcz na plecach, ale nie zważałem na to. Ostrożnie badałem dłoń Jimina, poznając jej kształt i wypukłości. Chłopak nie miał żadnych blizn, a jego skóra była miękka i gładka. Moja dłoń była w znacznie gorszym stanie. Poznaczona bliznami i szorstka. Łzy spłynęły po moich policzkach, a ja puściłem jego rękę.

aż tak bardzo się różnimy

Jimin ponownie odszukał moją rękę, a potem uścisnął mocniej. Poczułem ciepło, które nagle owinęło mnie jak ciepły koc. Chłopak uśmiechnął się, dodając mi otuchy.

- Lubię cię za to jaki jesteś, Jungkookie.- powiedział szczerze, patrząc na mnie.- Twoje blizny nie mają większego znaczenia.

masz rodzeństwo?

Nie wiem, dlaczego zadałem takie pytanie. Tak po prostu wyszło.

- Tak, siostrę.- wyznał, uśmiechając się.- Jest jeszcze mała, ale lubię się nią opiekować.

Wszystko jasne. Jimin był opiekuńczy i traktował mnie jak duże dziecko. Widocznie miał do tego talent.

Nie odezwałem się więcej, trzymając jego ciepłą dłoń w swoim uścisku. Było mi trochę lżej.

*****

W nocy znowu śniłem koszmar. Różnił się od tych dotychczasowych, bo nie dotyczył mnie. W moim śnie Susan miała wypadek samochodowy. Widziałem jej zakrwawioną głowę i wytrzeszczone oczy. Bałem się, że zostałem sam. Tylko ona potrafiła się mną zająć, dzięki niej czułem się bezpieczny.

Obudziłem się łkając cicho i trzęsąc się na całym ciele. Wyskoczyłem z łóżka i pobiegłem do sypialni Susan. Otworzyłem drzwi, wchodząc do środka. Kobieta spała spokojnie, a ja odetchnąłem z ulgi. Mimo to nie mogłem ruszyć się z miejsca, co chwilę trzęsąc się i płacząc.

Susan przekręciła się na bok, mrugając rozespana.

- Jungkook? - szepnęła, odsuwając kołdrę i zapalając lampkę. - Kochanie, co się stało?

Płakałem, a potem nagle zbliżyłem się do jej łóżka, patrząc na nią boleśnie. Wystraszyła się, że coś jest nie tak.

- Miałeś koszmar? - spytała, a ja skinąłem głową.- Dam ci jakąś tabletkę.- oznajmiła, ale pokręciłem głową, chwytając ją za rękę. Była naprawdę zdumiona. Zamrugała kilkakrotnie, patrząc na moją dłoń.- Kochanie, potrafisz mnie dotknąć.- szepnęła, pełna podziwu.- To zasługa Jimina, prawda? - uśmiechnęła się do mnie.

Trzymałem jej dużą i delikatną rękę, czując się lepiej. Nie mogła zginąć i zostawić mnie samego. Nie poradzę sobie bez niej. Susan czekała, aż się uspokoję, a potem powiedziała:

- Naprawdę robisz postępy, kochanie.- pogłaskała mnie po włosach, ale nie odsunąłem się.- Zaprowadzę cię do pokoju, dobrze?

Pokręciłem głową, patrząc na nią. Susan wahała się, ale pozwoliła mi żebym położył się obok niej. Przykryła mnie kołdrą i szepnęła:

- Nigdy nie miałam dzieci, ale jesteś dla mnie jak syn.

Poczułem taką wdzięczność jak jeszcze nigdy dotąd. Susan zgasiła światło, a potem przygarnęła mnie do siebie, głaszcząc po włosach. Zamknąłem oczy, zapadając w spokojny sen.

****************************************************************************************************

Ktoś bardzo chciał następny rozdział więc napisałam. Mam nadzieję, że jesteś zadowolona;)


I walk aloneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz