no matter

1.3K 123 27
                                    

Zbliżała się północ, kiedy zgodnie stwierdziliśmy, że jesteśmy już zmęczeni i najchętniej poszlibyśmy spać. Udało mi się wybłagać, by i tę noc spędzić w jakimś motelu. Skoro byliśmy wśród cywilizowanych ludzi, sami powinniśmy się tak zachowywać, a nie, spać w samochodzie jak jacyś cyganie. Wtedy Niall wystosował argument, że mamy w bagażniku namiot ale to i tak ja wygrałam. Wciąż odczuwał źle przespaną noc i pewnie nocka na twardej ziemi nie podziałałaby na niego lepiej.

- Może przejdziemy się zobaczyć Niagarę raz jeszcze? Kiedy jest ciemno, woda jest podświetlana i wygląda to super.

Nie próbował wyperswadować mi tego z głowy, bez słowa ruszył w kierunku wodospadów.

Pomimo późnej godziny wciąż kręcili się tam ludzie. Byłam pewna, że przez całą noc można było tam przyjść i zobaczyć to cudo. Inne atrakcje z pewnością były niedostępne o tej godzinie i czekały na porannych turystów, ale przecież nie wyłączą wody. Nie można igrać z żywiołem.

Widok, po raz kolejny, zaparł mi dech w piersiach. Miało się wrażenie, że to kolorowa woda o wielu barwach spada w dół. Czerwona, niebieska, zielona. Coś niesamowitego.

W milczeniu oglądaliśmy owe zjawisko. Większość ludzi, która weszła z nami na taras widokowy, już z niego zeszła. Nim się obejrzeliśmy, zostało jakieś pięć osób, w tym my.

- Każdy powinien to zobaczyć - stwierdziłam. - To nie fair, że nie każdy może.

- Wiele rzeczy jest nie fair - westchnął.

Zrobiłam parę zdjęć i zeszliśmy na dół. W dziwnym milczeniu szliśmy obok siebie, rozglądając się dookoła po ulicach miasteczka. Wielu ludzi wciąż krążyło po chodnikach. Mogłam się spodziewać, że tu nikt nigdy nie śpi.

Bez problemu znaleźliśmy wolne pokoje, których drzwi znajdowały się na przeciwko siebie. Bez słowa zniknęliśmy w swoich sypialniach, a ja od razu rzuciłam się na łóżko. Byłam wypompowana z wszelkich sił.  Nawet nie chciało mi się wstać by iść pod prysznic.

Jutro rano się wykąpię, pomyślałam zanim całkowicie odpłynęłam.

O dziwo byłam wyspana, chociaż spałam w dość dziwnej pozycji. Rankiem łazienki były jeszcze puste - przysługiwały dwie na jedno piętro pokoi. Szybko wzięłam prysznic i ubrałam lżejsze rzeczy. Czekał nas w zasadzie cały dzień w samochodzie, więc mogłam założyć dresy.

Jadąc autostradą raczej nie znajdę miłości swojego życia.

Okazało się, że Niall wstał o podobnej godzinie co ja i razem zjedliśmy śniadanie. W związku z bliskością kanadyjskiej granicy, można było zamówić pancakes z syropem klonowym i na to właśnie się skusiłam. Niebo w gębie.

- Plan na dziś? - spytałam, kiedy siedzieliśmy przy stole z pustymi talerzami i pełnymi brzuchami.

- Jazda, jazda, jazda. Jak daleko jest stąd to tego twojego parku lodowców?

- Nie wiem. Zaraz to sprawdzę.

- Dobra, daj sobie teraz z tym spokój. Później się sprawdzi. Teraz trzeba zrobić plan na dziś.

- A czy to nie miało być zawarte w planie na dziś? - przewróciłam oczami.

- Chodzi mi o to, co powinniśmy zrobić przed wyjazdem. Zakupy, tankowanie...

- No tak. Ja mogę zapłacić za zakupy - zaoferowałam.

- No jasne, bo benzyna jest droższa - zaśmiał się. - Spokojnie, perełko. Nie zbankrutujemy po drodze​.

long way home | n. horanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz