hold on, we're going home

1K 122 92
                                    

Niall sprawnie przebukował swój bilet do Nottingham, by mógł wylecieć z Nowego Jorku. Planowo mieliśmy lecieć razem, jednak nie dałabym rady spakować swoich rzeczy w tak krótkim czasie, więc musieliśmy się umówić na to, że ja przylecę parę dni później. Na początku Horan wcale nie chciał się na to zgodzić i wcale mu się nie dziwię. Pewnie się bał, że w ostatniej chwili zmienię zdanie, a go wtedy przy mnie nie będzie, by przemówić mi do rozumu. 

Powrót do mieszkania był ciężki. 

Wjeżdżając do Nowego Jorku nie mogłam sobie przypomnieć, co takiego widziałam w tym mieście, że tak byłam nim zauroczona. Było betonową dżunglą i podczas podróży po Stanach widziałam wiele lepszych miast, a ja uparcie chciałam wrócić tutaj. 

Mieszkanie było dla mnie ciasne, chociaż była jedna rzecz, za którą z pewnością bym tęskniła: widok na miasto z wysokości paru dobrych metrów. 

Gdy we wrześniowy poranek wstałam przed piątą, by wyrobić się na lotnisko, po raz ostatni piłam kawę w swojej kuchni. Dość szybko udało mi się załatwić wszystkie rzeczy związane ze sprzedażą auta i mieszkania oraz z samą wyprowadzką. O siódmej miał zjawić się agent nieruchomości, który miał odebrać klucze i zająć się sprzedażą mego lokum. 

O 8:30 am byłam już na lotnisku John'a F. Kennedy'ego gotowa na odprawę do Brukseli, skąd miałam później samolot do Nottingham. W stolicy Belgii musiałam spędzić ponad dziesięć godzin w oczekiwaniu na lot, ale miałam ze sobą dużo książek, więc z pewnością jakoś temu podołam. Zresztą, nie raz, nie dwa, musiałam czekać na tamtym lotnisku za samolotem.

Wysłałam ostatnią wiadomość do Nialla, kiedy usiadłam na swoim miejscu w samolocie linii United. Dołączyłam do tego nawet zdjęcie, by był spokojny, że faktycznie lecę do Wielkiej Brytanii, a nie robię sobie z niego jaja. 

Przespałam cały lot i na lotnisku w Brukseli przeczytałam dwie książki. Oczy miałam zmęczone, ale nie zasnęłam, zbyt podekscytowana tym, że po raz pierwszy od paru lat postawię swoją nogę na ojczystej ziemi.

Anglia przywitała mnie deszczem, ale jeszcze nigdy nie byłam tak szczęśliwa, czując na sobie krople deszczu. Ponieważ był to MÓJ deszcz, w MOIM kraju, w MOIM mieście. Bez problemu odebrałam swój bagaż i wyszłam na terminal, gdzie czekał na mnie Niall. Wpadłam w jego objęcia i jeszcze nigdy nie czułam się bardziej na miejscu. 

Ponieważ byłam w ramionach mojego chłopaka, w moim mieście, w moim kraju.

Rodzice nic nie wiedzieli o tym, że wracam z USA na wyspy na stałe, dlatego postanowiliśmy ich zaskoczyć. Ja i Niall.

Na ten czas zatrzymałam się w domu Horana i po krótkiej wizycie tam, bym mogła się odświeżyć i przebrać po podróży, oraz po krótkiej rozmowie z jego rodzicami, pojechaliśmy do mojego starego mieszkania, gdzie mieszkałam od małego i się wychowywałam.

Wieżowiec nic się nie zmienił, jeśli nie patrząc na to, że wydawał mi się mniejszy, niż wcześniej, a kolory stały się bledsze. Windą wjechaliśmy na odpowiednie piętro i serce waliło mi jak głupie, gdy stanęliśmy przed drzwiami do mojego mieszkania.

Mama - kochana mama - otwarła nam drzwi mając na sobie swój błękitny mundurek szpitalny. Włosy miała w nieładzie, a oczy podkrążone, co świadczyło o tym, że właśnie wróciła z wyczerpującego dnia w pracy, ale na nasz widok uśmiechnęła się szeroko, a zmęczenie odeszło jak ręką odjął.

- Richard! - krzyknęła w głąb domu. - Richard! Zamawiaj obiad!

Ojciec omal się nie popłakał, kiedy ujrzał mnie w korytarzu. Jego uścisk był tak mocny, że bałam się, że połamie mi żebra.

long way home | n. horanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz