thrift shop

946 118 12
                                    

Obudziłam się pierwsza i uśmiechnęłam na widok słodko śpiącego bruneta. Oczywiście, że zasnęliśmy razem. Zdjęłam jego ramię ze swojej talii i usiadłam prosto. Przez chwilę nasłuchiwałam, co takiego ma do powiedzenia, mrucząc pod nosem, ale jak zwykle było to coś niezrozumiałego i mało istotnego. Prychnęłam śmiechem i sięgnęłam do swojej torby, która leżała na przednim siedzeniu. 

Uśmiech zamarł na mojej twarzy, kiedy zajrzałam do środka. Była pusta.

- Niall! - Szturchnęłam go mocno w ramię i potrząsnęłam parę razy, zanim całkowicie się obudził. - Niall, to nie jest śmieszne. Gdzie schowałeś moje rzeczy?

- Nie chowałem żadnych twoich rzeczy. I tak nie miałabyś gdzie uciec. Zresztą, ode mnie?

- Tak, od ciebie, bo jesteś baranem - fuknęłam. - Pytam poważnie, gdzie one są?

Brunet przetarł dłońmi zaspaną twarz i powoli podniósł się z posłania. Nieprzytomnym wzrokiem błądził po wnętrzu samochodu, finalnie patrząc na mnie z pustą torbą na kolanach.

- Też mówię poważnie, Louane. Nic nie chowałem. - Tym razem ton jego głosu był poważny, więc wywnioskowałam, że i on mówi poważnie. 

Zaczęłam panikować. Jak to jest, że zgubiłam swoje rzeczy? Przecież nie brałam ich do namiotu, tam był tylko plecak z kosmetyczką, ręcznikiem i zestawem ubrań na dzisiejszy dzień. 

Nie mogli nas okraść, bo przecież samochód był zamknięty, a obudzilibyśmy się, gdyby włączył się alarm, więc...

Bez trudu otworzyłam drzwi. Przez chwilę z otwartą buzią wpatrywałam się w mokrą ziemię i las, by potem ze złością wymalowaną na twarzy odwrócić się w kierunku Horana.

- Nie zamknąłeś auta na noc?

- Oczywiście, że zamknąłem - prychnął.

- Cóż, najwidoczniej nie, skoro nie musiałam zwalniać blokady drzwi, zanim je otwarłam! - zaczęłam krzyczeć. Emocje wzięły górę. Zawsze należałam do wybuchowych ludzi.

- Może zrobiłaś to w nocy, wierciłaś się jak szatan! 

- Musiałam, bo jakiś baran ciągle napierał na mnie swoim wielkim cielskiem! 

- Walczyłem o miejsce, bo tak się rozwaliłaś, że omal nie wypadłem!

- Cóż, pewnie wyszłoby ci to na dobre, gdybyś tak walnął się porządnie tym pustym łbem o ziemię. Może w końcu zacząłbyś myśleć - wysyczałam. 

- Chryste, Lola... - zaczął, ale ja wyskoczyłam z samochodu jak oparzona i obeszłam go dookoła. Gdy wróciłam, miałam ochotę zacząć wyrywać sobie włosy z głowy. - Świetnie! Wiesz czego jeszcze nie ma? Naszego namiotu!

- A to już nie moja wina - prychnął Niall. - Nie zamierzałem siedzieć obok niego w środku nocy i pilnować, żeby nigdzie się nie ruszał.

- Ty idioto - warknęłam. - Nienawidzę cię!

- Oh, Louane. Jestem w stu procentach pewien, że wczoraj mówiłaś coś innego. 

- Okradli nas, Niall, zacznij w końcu trzeźwo myśleć. Spaliśmy sobie w najlepsze, kiedy nas okradli! Nie mamy żadnych rzeczy. Dotarło to do ciebie w końcu?

Nie miałam już siły na tego dupka. On nigdy nie brał wszystkiego na poważnie, zawsze musiał wszystko obrócić w żart, a to, do cholery, NIE BYŁO WCALE ŚMIESZNE! 

- Spokojnie, Lola. Mamy swoje dokumenty i pieniądze. Nie zostaliśmy centralnie bez niczego. Ciuchy da się załatwić. 

- Nie stać mnie, żeby kupić sobie całą nową szafę - warknęłam. Na nic nie było mnie stać. 

- Od czego są lumpeksy?

Czułam się jak bezdomna w dużo za dużej koszulce Nialla i wysłużonych legginsach. Czułam na sobie wzrok wszystkich skupionych w małym, ciasnym sklepiku w jakimś zapomnianym miasteczku. Starsze panie pewnie widziały we mnie ćpunkę, bo, szczerze, na taką wyglądałam. Blada cera, wory pod oczami, poplątane, tłuste włosy związane na czubku głowy w nie wiadomo co. Obraz nędzy i rozpaczy. 

Weszłam pomiędzy wieszaki, biorąc do ręki jakiś pierwszy lepszy T-shirt, w którym bym się utopiła. Ostrożnie przebierałam między ubraniami, starając się znaleźć coś ładnego i to w moim rozmiarze.

- Psst.

Starałam się ignorować bruneta po drugiej stronie wieszaka, ale on jakby nie wydawał się tego rozumieć. Owe panie, które patrzyły na nas jak na dziwolągów wypuszczonych z zoo, odsunęły się, w obawie o swoje zdrowie. Spokojnie, głupota nie jest zaraźliwa. Z tym trzeba się urodzić.

- Boyle, no co ty. - Nie widząc żadnej reakcji z mojej strony, Niall przerzucił sukienkę nad wieszakami. Spadła mi prosto na głowę.

- Nie dożyjesz dzisiejszej nocy, obiecuję ci to - warknęłam w jego kierunku. Materiał był miękki i delikatny, a skrojona z niego sukienka prosta. Potrzebowałam naprawdę jakichkolwiek rzeczy, więc z trudem zdecydowałam, że jednak ją przymierzę.

To był jednak błąd, bo Niall poczuł się zachęcony do wynajdowania mi coraz to lepszych rzeczy, jakby był jakimś cenionym projektantem mody. Co chwilę wciskał mi jakieś futra do rąk, śmieszne onesie, skórzane kurtki czy płaszcze. Traciłam nerwy i byłam w stanie udusić go za pomocą jednej ze spódnic, którą mi wcisnął. 

- Dalej, Boyle - jęknął, widząc mój morderczy wzrok. - Zabaw się trochę! Rozerwij! Nigdy nie sądziłem, że będę widział dziewczynę na zakupach z wyrazem twarzy, jakby była na nich za karę.

- Moją karą jesteś ty - warknęłam. - Irytujesz mnie. To twoja wina, że tu jesteśmy!

- Czy to źle?

Zatkało mnie. Nie, oczywiście, że nie. Ukradli nam rzeczy, nie dokumenty, więc to był pikuś w porównaniu do tego, co faktycznie mogło się stać. 

Jak zwykle za bardzo się spięłam. Za bardzo wszystko przeżywałam. Wszystko brałam ,,za bardzo".

- Okay, a co ty masz?

Równocześnie zajęliśmy przymierzalnie, które znajdowały się obok siebie i za każdym razem, kiedy ubraliśmy nowy zestaw ubrań, wychodziliśmy się sobie pokazać. Rozpłakałam się, kiedy Horan pokazał się w sztruksowych spodniach, koszuli w kratę i jakimś płaszczu, który ciągnął się aż po ziemi. Niejeden goth mógłby mu go zazdrościć! Do tego na głowie miał niebieski, brokatowy kapelusz, a na nosie okulary, gdzie oprawki przypominały palmy. 

- Co ty na to?

- Trzy razy nie.

Poprawił poły płaszcza i postawił kołnierzyk koszuli. Przyjrzał się uważnie w lustrze, wykonując dziwaczne pozy, a to cholerne nakrycie latało za nim.

- Wyglądam prze-bajecznie.

- Jak się zamknie lewe oko, zmarszczy czoło, przymknie prawe...

Zaśmiałam się widząc spojrzenie bruneta zza oprawek okularów. Zakryłam sobie oczy, bo nie mogłam na to patrzeć, bez ryzyka, że oślepnę.

Wyszliśmy ze sklepu po trzech godzinach, obładowani siatkami. Nigdy nie byłam fanką kupowania w lumpeksach, a i teraz zgodziłam się na to tylko i wyłącznie dlatego, że była to konieczność.

Zatrzymaliśmy się w jakimś motelu, gdzie przeprałam parę rzeczy. Wzięłam gorący prysznic i od razu czułam się lepiej w jeansach typu boyfriend i białej bluzce w cienkie, czerwone paseczki. Mokre kosmyki związałam w koka, który rozwalił się po chwili, ale przynajmniej nie przypominałam już ćpunki. 

Weszłam do pokoju, który dzieliłam z Horanem. Nie było sensu wynajmować dwóch, skoro spaliśmy razem w namiocie i w aucie, a teraz i tak było między nami inaczej, niż wcześniej. Na mój widok uśmiechnął się szeroko i zgarnął w ramiona, cmokając w czoło. 

Nigdzie nie czułam się lepiej, niż w jego objęciach.


long way home | n. horanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz