Spodziewałam się, że będąc w Kalifornii będziemy spać głównie w namiocie - na to pozwalała nam pogoda. Nieprzyzwyczajona do takich temperatur czułam się dość dziwnie, głównie tak... tępo. Jakbym nie wiedziała w ogóle co tu robię, dlaczego coś tu robię i jak to się stało, że coś tu robię.
Tymczasem Niall wynajął dla nas pokoje w malowniczym Santa Cruz.
Pokoje były małe, ale przytulne. Ściany pomalowane były na pastelowe kolory, a meble z pewnością pochodziły z poprzedniego wieku, to jednak dodawało niesamowitego uroku.
Wierciłam się w łóżku całą noc i nie mogłam w ogóle spać. Nie dlatego, że wciąż przeżywałam zwiedzenie domu wdowy Winchester, a może i dlatego. Po prostu, było mi strasznie duszno, na dodatek miałam wyrzuty sumienia, kryzys wieku średniego i wszystko na raz. Nic więc dziwnego, że rano wyglądałam jak jakiś duch.
Niall najwidoczniej musiał uważać to samo, bo kiedy tylko mnie zobaczył, zmarszczył brwi i jęknął przeciągle.
- Ktoś tu miał złą noc, jak widzę.
- Żeby tylko - mruknęłam w odpowiedzi. - Chyba się nie obrazisz, jeśli cię poproszę o to, byś ty dalej kierował?
- Ale tu nie ma gdzie kierować - zaśmiał się.
- Nie jedziemy dalej?
- Zostajemy tutaj cały dzień. Ruszamy jutro. Jesteśmy w Kalifornii, Louane. Gdzie ci się tak spieszy?
Do domu pomyślałam. Ale w domu nikt na mnie nie czekał - przynajmniej w tym w Nowym Jorku. Czy rodzice ucieszyliby się gdybym wróciła do Anglii? Z pewnością. Ale czy ja bym się ucieszyła? Nie umiałam odpowiedzieć sobie na to pytanie.
- Okay. Więc... co teraz? - spytałam.
Brunet zerknął na zegarek i uśmiechnął się delikatnie.
- Śniadanie. Potem... parę atrakcji.
Po porannym posiłku jakoś przybyło mi więcej sił i naprawdę miałam ochotę na to więcej atrakcji. Byłam jednak pewna, że będziemy poruszać się samochodem, ale Niall nawet nie brał ze sobą kluczyków od naszego Jeepa. Zamiast tego, kazał ubrać mi wygodne buty.
Chodzenie jednak miało wiele korzyści. Przede wszystkim - można było wejść w s z ę d z i e a samochodem nie ma takiej możliwości.
Bardzo podobały mi się mniejsze uliczki, kolorowe niskie domki i równo przystrzyżone trawniki. Zdecydowanie Santa Cruz bardzo różniło się od pozostałych miast, w których byliśmy. Przede wszystkim - nie było aż tak wielkie. Wyglądało głównie jak sypialnia dla ludzi dojeżdżających do pracy do San Jose. Nie było też tych wszystkich wieżowców i pozostałych innych wielkich budowli.
Kierowaliśmy się do Seymour Marine, które było muzeum nauki. Zwiedzanie odbywało się w grupkach i trwało około czterdziestu minut. Okazało się, że Niall wcześniej zarezerwował wstęp. Dziwiło mnie, jak ten chłopak miał wszystko poukładane. Cały czas wydawało mi się, że jedziemy w jakieś miejsce na ślepo, ale wtedy BUM, Horan miał w głowie cały plan zwiedzania, pobytu i co dalej. Dużo się co do niego, i co do tej całej wyprawy, pomyliłam.
Pracownik bardzo ciekawie i interesująco opowiadał o oceanie, pracy na jego dnie, badaniu nowych próbek w laboratorium, trybie życia pod wodą i o innych pierdołach. Oglądaliśmy wiele akwariów, ogromnych szkieletów jakiś wielorybów czy coś, ale jakoś nie mogłam się na tym skupić i zachwycać. Kiedy więc opuściliśmy Seymour Marine i poszliśmy na taras widokowy, a Niall spytał mnie o wrażenia, nie wiedziałam, co powiedzieć.
CZYTASZ
long way home | n. horan
FanfictionDRUGA CZĘŚĆ TEXT PRANK! Lola i Niall po latach spotykają się na środku ulicy w zatłoczonym mieście i obaj są zaskoczeni tym, co widzą. Nigdy nie sądziliby, że pięć lat byłoby w stanie wnieść tyle zmian w ich życie. Niall wpada na świetny pomysł, któ...