W Charlotte spędziliśmy dwa dni, ale i tak niewiele robiliśmy w stolicy stanu. Zaraz potem wyruszyliśmy w drogę do Atlanty, która zajęła nam około czterech godzin.
Atlanta to nowoczesne miasto, pełne wieżowców. Za dnia to wszystko sprawiało wrażenie nałożonego na siebie, jakby miasto budowano bez żadnego ładu i składu, upychając jak najwięcej budynków na jak najmniejszej powierzchni. Nocą kompletnie zmieniało się zdanie.
Zanim wjechaliśmy do miasta, to udaliśmy się do Stone Mountain Park. Była to duża góra, a właściwie skała, przynajmniej to nasuwało się na myśl, widząc ją przed sobą. Wejście na górę zajęło nam około godziny, pomimo tego, że nie szliśmy wysoko. Ruch hamowały rodzinki, dla których wspinaczka była idealną okazją do leniwych pogaduszek.
Wracając do Atlanty, to atrakcje związane z miastem dotyczyły głównie okresu wojny secesyjnej, kultury indiańskiej oraz przyrody. Najbardziej imponującym obiektem było Centrum Historii, stanowiące szereg wystaw i zbiorów, a także zrekonstruowane stare budynki oraz ogrody. Muzeum prezentowało całą historię Atlanty. Odwiedziliśmy też dom Margareth Mitchel, autorki powieści "Przeminęło z wiatrem". Miał on szczególne znaczenie ze względu na to, że przedstawia związane z Atlantą losy wojny.
Ponieważ do miasta wjechaliśmy w samo południe, po opuszczeniu domu pisarki zbliżała się szósta wieczór. Weszliśmy do jakieś mało znanej restauracji na obiado-kolację i po posiłku udaliśmy się na spacer do najsławniejszego parku Piedmont. Na ścieżkach co chwilę mijaliśmy jakiegoś biegacza czy rowerzystę. Na jednej z polan jacyś nastolatkowie grali w piłkę nożną, a kawałek dalej rodzinka grała w badmintona.
Nie byłam dobra w żadnej z tych gier.
Szliśmy dalej pogrążeni w jakiejś głupiej rozmowie na kompletnie dziwny temat, nie wnoszący nic nowego i interesującego do naszego życia. Rano przez godzinę sprzeczaliśmy się o wpływ używania przypraw na długość życia człowieka. Niall uważał, że jeśli ktoś lubi ostrą kuchnię i bez przerwy używa dużej ilości przypraw podczas gotowania, to żyje krócej niż osoba, która je mdłe, pozbawione smaku posiłki.
Nie mogłam się z nim zgodzić, a ponieważ oboje należeliśmy do ludzi upartych, staraliśmy się nawzajem przekonać swoimi głupimi argumentami. W końcu to Niall odpuścił, kiedy zdał sobie sprawę, że ze mną tak łatwo nie wygra.
- Hej! - wykrzyknął, kiedy byłam w połowie opowieści. Nie była to żadna super opowieść z piękną puentą na końcu, jednak nie lubiłam kiedy ktoś mi przerywał. - Zobacz tam!
Spojrzałam w kierunku wskazanym przez bruneta i zmrużyłam oczy.
- Joga - stwierdziłam. - Ludzie się rozciągają. Ćwiczą. Czym się tak ekscytujesz?
Dłonią pomachał mi przed oczami i robił to tak uporczywie, że miałam ochotę mu tą dłoń odgryźć czy coś.
- Ślepa jesteś? - prychnął. - To joga dla par!
Przyjrzałam się uważniej, ale ponieważ całość rozgrywała się paręset metrów przed nami, a słońce powoli chowało się za koronami drzew, nie widziałam zbyt dobrze. Zresztą, od młodzieńczych lat miałam delikatny problem ze wzrokiem.
Niall złapał mnie za rękę i pociągnął w kierunku polany.
Dobra, tym razem miał rację. Faktycznie, odbywały się tam zajęcia dla par.
Ćwiczenia nadzorowały trzy instruktorki, które chodziły między matami, uważnie obserwując ćwiczących i poprawiając ich sylwetki. Pary wykonywały jakieś dziwne wygibasy, zwane ćwiczeniami czy czymkolwiek to było, a ja stałam i patrzyłam na to przerażona. Kiedy spojrzałam na jedną z par, która znajdowała się tak bardziej na uboczu, zaniemówiłam.
CZYTASZ
long way home | n. horan
FanfictionDRUGA CZĘŚĆ TEXT PRANK! Lola i Niall po latach spotykają się na środku ulicy w zatłoczonym mieście i obaj są zaskoczeni tym, co widzą. Nigdy nie sądziliby, że pięć lat byłoby w stanie wnieść tyle zmian w ich życie. Niall wpada na świetny pomysł, któ...