W Miami spędziliśmy kolejne dwa dni, chociaż to było zdecydowanie za mało czasu.
Pierwszego dnia wypożyczyliśmy motorówkę, Niall w końcu mógł pochwalić się nabytymi w Portugalii umiejętnościami i poszedł poserfować. Staraliśmy się spędzić ten dzień na luzie, robiąc po prostu to, na co mieliśmy ochotę, chociaż nie zgodziłam się, byśmy wykupili rejs na Bahamy.
Drugi dzień w Miami zaczęliśmy od rejsu po zatoce Biscane Bay, który trwał ponad półtora godziny. Moim oczom ukazało się wiele wspaniałych budynków, które należały chyba do jakiś miliarderów, a były zamieszkane tylko przez kilka tygodni w ciągu roku.
Zwiedzanie centrum Miami okazało się dziecinnie proste dzięki darmowej kolejce magnetycznej o nazwie Miami Metromover. Nowoczesne przeszklone wagoniki kursowały co kilka minut okrążając ścisłe centrum Miami w ciągu jedenastu minut. Trakcja została umieszczona na stalowych pylonach na wysokości 14 m nad ziemią, co dawało świetną perspektywę w czasie objazdu miasta.
Najbardziej rozbawiło jak i zszokowało mnie to, że maszerując wzdłuż Miami River, przy większości apartamentów stały przycumowane łodzie. Co tam jazda samochodem! Lepiej mieć własny jacht.
Spędziliśmy cały dzień na odkrywaniu centrum miasta, jak i jego obrzeży oraz plaż. Niall bardzo chciał udać się do jednego z najbardziej dzikich, groźnych i niezniszczonych jeszcze przez działalność człowieka miejsc - bagien Everglades, do których można było dojechać w ciągu niecałej godziny. Perspektywa spotkania się z aligatorem - znowu - nie była dla mnie jednak zbyt kusząca, więc koniec końców zostaliśmy w Miami.
Ostatnią noc w mieście postanowiliśmy spędzić na imprezie gdzieś na Ocean Drive, ale jeszcze przed powrotem do hotelu i szykowaniu się na nocne wyjście, udaliśmy się na plażę w Miami Beach, by podziwiać zachód słońca.
Na plaży znajdowało się wiele osób, głównie młodzież i rodziny z dziećmi. Przyglądałam się uważnie, jak nieopodal ojciec z synem próbują puścić latawiec, a wokół nich biega czekoladowy labrador, który za cel wziął sobie złapanie owego latawca. Z pewnością musiał wziąć go za jakiegoś wroga, ponieważ biegał wokół swoich właścicieli i szczekał na ten nieszczęsny latawiec, od czasu do czasu podskakując i kłapiąc zębami w powietrzu. Jego cel znajdował się dobre parę metrów w górze, a ten wciąż wierzył, że uda mu się go złapać. Psy są takie śmieszne i pocieszne.
Usiedliśmy na piasku, blisko siebie. Wiatr delikatnie targał moimi włosami. Kojący szum fal uspokajał, a od czasu do czasu dało się usłyszeć głośne śmiechy i krzyki biednych dziewczyn, kiedy ich znajomi, szukający adoracji, wrzucali je do wody lub ochlapywali.
Oparłam głowę o ramię bruneta, wpatrując się w widok przede mną. Do zachodu słońca było jeszcze daleko, ale niebo przybrało już pomarańczowy odcień.
Przymknęłam oczy, rozkoszując się tą chwilą, chłonąc ostatnie promienie słońca na plaży w Miami, szum fal i skrzek latających nad głową ptaków. Czułam się tak bardzo na miejscu, po prostu siedząc tu obok Nialla, nie martwiąc się niczym, jakbyśmy znowu byli nastolatkami, a nie dorosłymi osobami, które muszą odpowiadać za swoje czyny.
I mogłabym spędzić tak resztę swojego życia, już nawet nie ważne gdzie, a ważne z kim.
CZYTASZ
long way home | n. horan
FanfictionDRUGA CZĘŚĆ TEXT PRANK! Lola i Niall po latach spotykają się na środku ulicy w zatłoczonym mieście i obaj są zaskoczeni tym, co widzą. Nigdy nie sądziliby, że pięć lat byłoby w stanie wnieść tyle zmian w ich życie. Niall wpada na świetny pomysł, któ...