youth

1K 101 59
                                    

Nie obudziły mnie żadne promienie słońca padające wprost na moją twarz, ani zapach porannej kawy, uderzenia drzwiczek szafek w kuchni czy też delikatny głos zapraszający mnie na śniadanie.

Obudziłam się ot tak, po prostu, leniwie otwierając zaspane oczy. Było mi niesamowicie gorąco i to przez koc, który okrywał moje ciało. Nie przypominałam sobie, żebym wstawała w środku nocy i się nim przykrywała; nie przypominałam sobie też, żebym zasypiała twarzą odwrócona ku Niallowi i przytulała się do niego jak głupia - a to właśnie robiłam.

Jego ręka opierała się luźno na moim biodrze, a dłoń wędrowała wolno wzdłuż kręgosłupa, w dół i z powrotem do góry. 

- O proszę, nasza śpiąca królewna się obudziła - szepnął tak cicho, jakby bał się, że nieco głośniejszy ton jego głosu całkowicie wybudzi mnie ze snu.

- Którą mamy godzinę? - spytałam. Mój głos był lekko ochrypły i brzmiałam, jakbym od miesięcy zmagała się z anginą. Świetnie.

- Parę minut po ósmej.

Wciąż słyszałam ciężkie krople deszczu spadające na ziemię, uderzające o parapety i szyby okien. Nie miałam ochoty ruszać się z łóżka, ale trzeba było coś zrobić.

- Masz może ochotę na śniadanie?

- Mhm - mruknęłam wprost w swoją dłoń, którą miałam podłożoną pod głowę. Byłam naprawdę głodna. W końcu moim ostatnim posiłkiem był wczorajszy obiad, a i tego nie zjadłam za dużo. 

- To leż dalej, a ja coś przygotuję - zaoferował. Zdjął dłoń z moich pleców i wyplątał się z objęć koca. Zawahał się chwilkę, zanim całkowicie opuścił łóżko. Mocniej przykrył mnie kocem i tyle, słyszałam jego ciężkie kroki oddalające się w stronę kuchni. Było mi teraz o wiele chłodniej, więc owinęłam się ciaśniej kocem, ale on nie dawał takiego ciepła jak Horan.

Miałam nadzieję, że przysnę chociażby na te dziesięć minut, ale zdążyłam się już rozbudzić całkowicie. Wiedząc, że nie mam najmniejszych szans na dalszy sen, postanowiłam wstać i wziąć krótki, odświeżający prysznic. 

Gdy wyszłam z łazienki, śniadanie było już gotowe. Niall czekał przy stole, do którego zaprosił mnie gestem dłoni.

- Co to tak ładnie pachnie? - spytałam, podchodząc bliżej.

- Nie znam się na zdrowej kuchni tak bardzo jak ty, a nie bardzo wiedziałem, co mogę z tego, co jest w lodówce, zrobić, więc - o to omlety.

Spojrzałam z uznaniem na przygotowane danie i usiadłam przy zastawionym stole. Sięgnęłam po widelec i spróbowałam tego, co Horan przygotował. Było nieziemskie. 

- Ta trucizna po ilu minutach powinna zacząć działać? - spytałam, kiedy połknęłam przerzuty kawałek. 

- Pięciu - odparł, uśmiechając się szeroko. 

Po skończonym śniadaniu przestało padać, więc gdy i Niall wziął poranny prysznic, postanowiliśmy przejść się po plaży. Tym razem bez żadnych kąpieli. Może i z nieba nie lał rzęsisty deszcz, ale było dość wietrznie i zimno. Te warunki nie przeszkadzały jednak surferom. Dowiedziałam się też, że Irlandczyk będąc w Portugalii nauczył się surfować i w sumie chętnie poszalałby na falach. Na moje pytanie, czego nie umie, nie umiał odpowiedzieć. Czyli uzyskałam odpowiedź. 

Cały dzień spędziliśmy na plaży spacerując wzdłuż brzegu oceanu. Wygłupialiśmy się, lepiąc zamki z piasku czy urządzając sobie prywatne zawody w lekkoatletyce. Zdecydowanie biłam bruneta w gwieździe, ponieważ umiałam nawet zrobić ją na jednej ręce, kiedy on nie umiał wcale. Odwdzięczył się staniem na rękach, bo chociaż ja wytrzymywałam w tej pozycji dłużej, on umiał... chodzić na rękach. Nie wiem jak i nie wiem dlaczego, ale umiał. 

long way home | n. horanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz