Na wstępie chciałabym przeprosić, że musieliście tak długo czekać na kolejny rozdział! Ostatnio działy się u mnie niefajne rzeczy i to przekładało się na mój humor. Wciąż myślałam o przygodach Nialla i Loli, stawiałam ich w nowych sytuacjach, ale kiedy siadałam przed komputerem, jedyne na co miałam ochotę, to wrzucić ich samochód w drzewo (a to przecież nie byłoby coś, co byście chcieli; co ja bym chciała).
Teraz mam jeden z nielicznych luźniejszych weekendów (bo ciągle pada!), więc postaram się bardziej skupić nad long way home i napisać trochę do przodu.
Wydłużenie trasy o dobre pięć godzin ze względu na lepsze widoki było głupie, ale one naprawdę były śliczne. Droga przez większość czasu biegła wzdłuż wybrzeża, więc mogliśmy oglądać fale oceanu odbijające się od brzegu i słońce, które leniwie wynurzało się zza horyzontu.
Kiedy minęliśmy znak informujący o zjeździe na pole kempingowe, Niall zahamował gwałtownie, wrzucił wsteczny, wycofał i skręcił w żwirowaną dróżkę prowadzącą w głąb lasu.
- Co ty robisz? - spytałam.
- Zjeżdżam. Pójdziemy na spacer - zarządził. - Kierowałem jakieś osiem godzin i muszę rozprostować kości.
- Okay - mruknęłam. Nie byłam tym pomysłem jakoś super zachwycona. - Mam nadzieję, że tym razem bez niespodziewanych kąpieli w oceanie.
Brunet zaparował samochód obok wielu innych i zgasił silnik. Założyłam na nogi buty, które przez całą podróż leżały gdzieś pod siedzeniem, poprawiłam włosy i wysiadłam z auta. Chwilę poczekałam na chłopaka, który do mnie dołączył i ruszyliśmy jakąś wąską drużką.
- Wiesz, gdzie idziemy? - spytałam Nialla, który dzielnie przedzierał się przez gęsto porośniętą drogę.
- Oczywiście, że nie - prychnął. - Ale przecież nigdy nie można się trzymać wyznaczonych ścieżek.
- No jasne - przewróciłam oczami. - Zwłaszcza w miejscu, które znajduje się jakieś sto metrów nad poziomem morza i żadne z nas wcześniej tu nie było. Chyba, że o czymś nie wiem?
- Nie zapuszczam się w taką dzicz.
- Cóż, robisz to właśnie teraz - zauważyłam.
- Bo z reguły kiedy jacyś dzicy tubylcy napadają na turystów, to porywają dziewczynę - odwrócił się i posłał mi szeroki uśmiech. Prychnęłam z pogardą. Miałam ochotę zepchnąć go z najbliższego klifu.
- Jeśli złapię jakieś kleszcze, to sam mi je będziesz wyciągał - zagroziłam.
- Osobiście wolałbym, żebyś poleciła to zadanie jakiemuś lekarzowi, ale w razie pilnej potrzeby, czemu nie.
Po niecałych dziesięciu minutach wyszliśmy z lasu i znaleźliśmy się obok polnej drogi. Przeszliśmy ją i szliśmy dalej po jakimś polu. Nie czułam się jakoś pewnie, ponieważ nie miałam zielonego pojęcia, gdzie my właściwie byliśmy. Pojawiła się jakaś żwirowana dróżka i to pewnie była jakaś ścieżka zdrowia, czy coś w ten deseń. Ruszyliśmy jej szlakiem i po chwili znaleźliśmy się w punkcie widokowym jakiegoś klifu.
- Czy ty nie mówiłaś coś o zrzucaniu? - burknął Niall. - Myślę, że powinniśmy już wracać.
- Zaraz, hola, prr, człowieku! - złapałam go za rękę i przyciągnęłam w swoją stronę. - Napawaj się widokiem, na dole już nie jest tak fajnie.
Zaśmiał się nerwowo, chociaż wiedział, że żartuję. Wiatr dął prosto na nas, przez co moje włosy były wszędzie i co po chwilę musiałam odgarniać je z twarzy.
CZYTASZ
long way home | n. horan
FanfictionDRUGA CZĘŚĆ TEXT PRANK! Lola i Niall po latach spotykają się na środku ulicy w zatłoczonym mieście i obaj są zaskoczeni tym, co widzą. Nigdy nie sądziliby, że pięć lat byłoby w stanie wnieść tyle zmian w ich życie. Niall wpada na świetny pomysł, któ...