magnetised

1.3K 120 20
                                    

Jechałam jakieś pięć godzin, podczas których Niall na przemian spał albo jadł. Parę kilometrów przed wjazdem do Chicago zamieniliśmy się. I ja i on woleliśmy, by to Horan kierował w mieście. 

Byłam zdziwiona, kiedy zaparkowaliśmy przed budynkiem ogromnego hotelu. Spojrzałam to na bruneta, to na budynek, to znów na bruneta.

- Czego jeszcze nie wiem?

- Zostaniemy w Chicago jakieś dwa, trzy dni, więc zarezerwowałem nam pokoje. Nie ma za co, panno wygodnicka.

- Panno- co? - powtórzyłam, biorąc przykład z chłopaka i wysiadając za nim z samochodu. - Nie jestem wygodna. Po prostu lubię spać w... komfortowych miejscach.

- Nie oczekuj, że przez cały czas tak będzie. Namiot i śpiwory czekają - uderzył dłonią w pakunki, które znajdowały się przez cały czas w bagażniku. Wziął nasze torby i zatrzasnął bagażnik. Spojrzał na zegarek na swoim nadgarstku i uśmiechnął się. - Mamy dobry czas. Sugeruję, by się zameldować, przebrać i zobaczyć co nieco. 

Grzecznie ruszyłam za chłopakiem, twardo namawiając go, by oddał moją torbę. Byłam silną, dużą dziewczynką, mogłam sama nieść swoje rzeczy, ale on był tak samo uparty jak pięć lat temu. Nie dało mu się przemówić do rozumu.

Pokój nie był jakiś luksusowy, ale o wiele lepszy niż te motelowe. Poczułam się strasznie, bo zdałam sobie sprawę, że to Niall cały czas za coś płaci, a przecież te wszystkie rzeczy to wcale nie są małe rzeczy.

Wzięłam krótki, orzeźwiający prysznic i zmieniłam dresy w jeansy. Zostawiłam bluzę, którą wcześniej miałam na sobie i do tego wzięłam kurtkę, ponieważ wieczory były jeszcze chłodne.

Spotkaliśmy się z Niallem przed windą. Wyglądał o wiele lepiej niż ja, ale to zawsze tak było. Włosy miał jeszcze mokre, na co zacmokałam zniesmaczona. Oczywiście żadnej czapki. Przeżyłabym nawet ten dziadowaty beret. On jednak beztrosko na mnie czekał, bawiąc się kółkiem od kluczy, który obracał się wokół jego palca. Uśmiechał się cwaniacko i przytrzymał drzwi od windy, by nie zamknęły się, zanim ja do niego nie dołączę.

- Masz lęk wysokości? - spytał prosto z mostu.

- Nie - odparłam, ale nie byłam tego taka pewna. Znaczy, nie miałam lęku wysokości. Ale nie byłam pewna, czy powinnam wychodzić z Niallem. Co mu wpadło do tej głupiej czaszki? Skok na bungee? Znając jego, odbyłby się bez liny. 

Wysiedliśmy w lobby i byłam pewna, że pójdziemy na parking, tymczasem brunet pociągnął mnie w kierunku głównego wyjścia. Lokaj otworzył nam drzwi, a przed wejściem czekał już nasz Jeep.

- Dzięki, Kevin - rzucił Niall do chłopaka, który podał mu kluczyki. Ten uśmiechnął się w odpowiedzi i puścił oczko w moim kierunku. Horan otworzył drzwi od strony pasażera i zachęcającym ruchem ręki wskazał mi siedzenie.

- Co to było? Znasz go? - spytałam, poprawiając pas, kiedy Irlandczyk zajął miejsce kierowcy.

- Cóż, no... huh. Byłem tu parę razy - przyznał z rozbrajającą szczerością.

- Jak wiele rzeczy jeszcze o tobie nie wiem?

- Zastanawiałaś się może dlaczego nie wiesz? - spojrzał na mnie przelotnie. - Bo nie pytałaś. Więc nie udawaj zaskoczonej.

- Nie udaję. Po prostu jestem - zaśmiałam się.

Z pewnością nie spodziewał się, że się zaśmieję, bo wyraźnie widziałam jego zdziwioną minę. Czułam jednak, że zaczynam odzyskiwać siebie. Budząc się rano, nie chciało mi się iść biegać. Zaczynałam myśleć po staremu i dostrzegać rzeczy, które kiedyś były dla mnie ważne.

long way home | n. horanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz