Rozdział 3

12.6K 812 60
                                    


-Boże, Kendall! Odbierz ten pierdolony telefon, bo wkurwia mnie ten głupi dzwonek. - zwrócił się do mnie Horan, poprawiając swoje czarne Ray-Bany. 

-Masz coś do mojego ,,Shape of you''? - spytałam, spoglądając na niego groźnie. Wywaliłam wszystkie rzeczy z torebki na siedzenie, by szybciej znaleźć ten cholerny telefon. 

-Tak. Jest mega wkurwiające. - mruknął kierowca, na co cicho prychnęłam. 

-Odezwał się znawca muzyki. - wreszcie znalazłam wibrujące urządzenie, które było całe gorące.  Przesunąłem w bok zieloną słuchawkę, odbierając połączenie przychodzące od mojej mamy. 

-Tak? 

-Kendall, słońce moje! Kiedy będziesz w domu? - usłyszałam głos mojej mamy, a gdzieś w tle dodatkowo krzyk mojego taty.

-Za jakieś 15 minut powinnam być już w domu. Właśnie jadę z Niallem i Chrisem do was. - odpowiedziałam. 

-Z Chrisem? Czyli jednak wzięłaś go jako partnera na ślub?

-Tak, tak. Akurat miał ten tydzień wolny,  z resztą tak samo jak ja. - mówiąc to poczułam na sobie spojrzenie pozostałych pasażerów w tym samochodzie. Szepnęłam cicho ,,mama'', na co pokiwali głową. 

-To dobrze dziecko. Jak przyjedzie to dam wam obiad. 

-Nie musisz mamo. Przed chwilą byliśmy w restauracji na sytym obiedzie. 

-Żartujesz sobie ze mnie. Córcia moja przyjeżdża do domu spragniona obiadków mamusi i niby miałaby ich nie dostać? - zaśmiałam się na jej słowa, a ona razem ze mną. 

-Mamuś, naprawdę. Nie jesteśmy głodni, ale Niall i Chris na pewno zostaną ze mną na kolacji, to będziesz się mogła wykazać. 

-No ja mam nadzieję. - zachichotała. 

-Ja też. Do zobaczenia za kilka minut. 

-Widzimy się za chwilę. Cześć. - kobieta się rozłączyła, a ja spowrotem schowałam urządzenie do telefonu. 

***

-O, mama posadziła żółte róże przed tarasem. - mruknęłam, gdy podjechaliśmy pod niewielki, biały dom. 

-Moja mama podobno też posadziła, ale jakieś czerwone. Zdawała mi relacje z wypadu z twoją mamą w pobliskiej kwiaciarni. - westchnął chłopak, wyjmując kluczyki ze stacyjki samochodowej. 

-Dobrze, że moja matka nie ma ręki do kwiatów. Koło domu mamy tylko trawę, jakieś krzaki i pojedyncze drzewa, które i tak rosną swoim własnym życiem. - wtrącił Chris, odpinając pasy i wychodząc z auta. 

-Mi się tam w sumie podobają kaktusy. - dodałam, a oni spojrzeli na mnie jak na idiotkę. -Nie muszę podlewać tego cholerstwa, ani nic podcinać czy cokolwiek. - wzruszyłam ramiona, na co się zaśmiali. W swoim pokoju w akademiku miałam kilka małych kaktusów, dosłownie nie większych niż moja dłoń. Jeden miał nawet czapkę mikołaja i drucianą brodę. Tego kaktusa dostałam od Michae'la, przyjaciela Chrisa półtora roku temu na mikołajki i trzymam go na tym zakurzonym parapecie nawet w maju. W sumie nigdy go nie ściągałam, no bo po co? Ładnie tak wygląda, gdy patrzy się na mnie rano tymi doklejanymi oczami, a ja klnę pod nosem  z powodu sesji, na które zazwyczaj przychodzę w ostatnim momencie. 

-Kendall!- odwróciłam głowę w kierunku otwartych drzwi. Stała w nich moja matka, ocierając wierzchem dłoni spoconą skroń. 

-Mamuś! - puściłam niewielką walizkę na ziemie i pobiegłam do niej, mocno się do niej przytulając. 

-Wreszcie przyjechałaś dziecko. Chodź, musisz mi pomóc wybrać krawat dla ojca. On chce iść w szarym, ale tłumaczę mu, że nie będzie pasował do jego garnitury. Ale staruszek nie słucha. - westchnęła, poprawiając mankiety białej koszuli. 

-A jaką ma pani sukienkę? - odwróciliśmy się do tyłu, spoglądając rozbawione na Nialla, który niósł moją torbę, a obok niego szedł Chris, dźwigają swój bagaż. 

-O, Nialler, witaj dziecko. - uśmiechnęła się do bruneta, a następnie spojrzała na drugiego chłopaka.

-Chris, miło, że przyjechałeś  na ślub z Kendall. - zwróciła się do niego, a ten uśmiechnął się jeszcze szerzej. 

-Sama przyjemność pani Malik. 

-To jak z tą sukienką? - dopytywał Horan, przez co wybuchnęliśmy śmiechem. 


Byliśmy razem, pamiętasz?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz