Rozdział 24

9.4K 613 52
                                    


-I jak po urlopie? - usłyszałam. Przerwałam wypełnianie kart pacjentów z poprzedniego tygodnia by unieść głowę. Uśmiechnęła się lekko do Jacoba, który wszedł do pokoju.

-Urlopem bym tego raczej nie nazwała. Ale mimo tego to spędziłam ten czas w miarę aktywnie. - mężczyzna obszedł stół, by usiąść naprzeciwko mnie. 

-Nie jesteś chyba zbytnio zadowolona z tego wyjazdu. - mruknął, upijając łyka ze swojego ulubionego kubka z napisem ,,Ja nie gryzę, tylko kłuję''. Dostał go rok temu ode mnie, gdy z całym personelem robiliśmy prezenty dla siebie nawzajem. Czułam się wtedy jak za czasów licealnych. 

-Nie no, skąd. Jestem, tylko po prostu czasami moja mama strasznie mnie denerwowała. - mruknęłam. Kątem oka mogłam zauważyć jak chłopak ze śmiechem kręci głową.

-Tak, tak. Oczywiście. - podniosłam głowę znad papierów i spojrzałam na niego, marszcząc brwi. Nie rozumiałam za bardzo o co mu chodzi.

-O co ci chodzi? - westchnęłam głośno, opierając swój podbródek na moich złączonych piąstkach.

-Wiesz Kendall, że cię bardzo lubię, prawda? - nic nie mówiąc, pokiwałam głową, czekając, aż rozwinie swoją wypowiedź.

-Ale tego twojego Nathana to już za bardzo nie. - powiedział to spokojnie, biorąc łyka z kubka.

-Ale co to ma do rzeczy? 

-To ma, że byłaś w Californii z nim. I prawdopodobnie przez niego nie jesteś zadowolona z tego urlopu. - popatrzyłam się na chłopaka jak na idiotę. Nie miałam pojęcia skąd do głowy mu się wzięły takie głupoty 

-Ugh. Dlaczego tak niby sądzisz? - burknęłam niegrzecznie, biorąc się ponownie za wypełnianie kart pacjentów.

-Bo to widać. Pamiętam wiele sytuacji, gdy było po tobie widać, że jesteś zła czy smutna. I zawsze jakimś przypadkiem to wcześniej rozmawiałaś właśnie z twoim Nathankiem.

-Rozmawiam z nim codziennie Jacob, to mój chłopak. I niezależnie od tego to mogę być po rozmowie z nim smutna, wściekła, szczęśliwa. I to niekoniecznie z jego powodu. 

-Ale najczęściej. Byłabyś głupia, gdybyś mi nie przyznała racji. - na jego słowa zacisnęłam mocniej palce na piórze. Zaklęłam pod nosem, gdy na na czystej kartce pojawił się wielki kleks.

-Najwyraźniej jestem chyba największą idiotką na świecie.


***

Brian POV

-Anne, przyjechałem jakieś pół godziny temu i właśnie jadę do ciebie taksówką. - zostawiłem mojej siostrze wiadomość głosową. Próbowałem do niej się dodzwonić już 3 razy, ale za każdym razem włączała mi się ta cholerna sekretarka.

-Co sprowadza pana do Nowego Yorku? Może dziewczyna? - zapytał mnie taksówkarz, który z niezwykłym spokojem podróżował się po tych cholernie zatłoczonych, nowojorskich ulicach. 

-Nie. Przyjechałem do siostry. - odpowiedziałem staruszkowi. 

-Musiał pan zapewne przyjechać z daleka. - ciągnął dalej rozmowę. W tym samym momencie mój telefon wydał z siebie charakterystyczny dźwięk nowej wiadomości. Odblokowałem urządzenie, widząc SMSa od siostry, w którym napisała, że jest w pracy i nie może odebrać, ale będzie na mnie czekał jej mąż u nich w domu.

-Z Kaliforni. - odpowiedziałem na jego pytanie.

-Oh! Uwielbiam tamte strony. Miałem tam wielu znajomych. - mężczyzna się ożywił na moją odpowiedź. 

-O, to musi pan ich zapewne nieraz odwiedzać. - uśmiechnąłem się do niego, choć pewnie on tego nie nie zauważył. 

-Przynajmniej raz czy dwa razy w roku staram się ich odwiedzać. 

-A oni pana odwiedzają? - zapytałem, aby jakoś podtrzymać rozmowę. Mężczyzna sprawiał wrażenie naprawdę miłego.

-Za bardzo to nie, trudno im trochę wydostać się z cmentarza. - spojrzałem gwałtownie na taksówkarza, który z grobową miną obserwował wszystko, co się działo za szybą żółtego pojazdu.

-Ohh, przepraszam. Ja nie wiedziałem... - zacząłem się trochę jąkać, martwiąc się czy przypadkiem nie uraziłem go czy coś. 

-Żartuję kolego! Ale was Kalifornijczyków łatwo nabrać! Mojego przyjaciela Benjamina, który też jest z Kalifornii równie dobrze nabrać. - spojrzałem zszokowany na roześmianego kierowcę. Nie wiedząc co powiedzieć również się zaśmiałem. Jednak był to niepewny śmiech. Prawdę mówiąc zacząłem się go trochę bać. Czy wszyscy Nowojorczycy mają taki humor?


***

-Życzę miłego pobytu w Nowym Yorku! - krzyknął do mnie przez rozsuniętą szybę taksówkarz. Wyciągnąłem ostatnią walizkę z bagażu i odetchnąłem z ulgą, że wreszcie dojechałem.

-Dziękuję panu bardzo! Do widzenia! - odkrzyknąłem do mężczyzny, który już po chwili uruchomił samochód i odjechał z piskiem opon. Uśmiechnąłem się kpiąco jak znikał za szeregiem białych, jednorodzinnych domów.

Podniosłem z ziemi walizki i odwróciłem się, by wejść na ciemnoszare schodki. Jednak za nim zdawałem wejść na pierwszy schodek, drzwi się otworzyły. Stanął w nich wysoki brunet o nieco ciemniejszej karnacji. 

-Siema Brain! - chłopak pokonał dzielącą nasz odległość i uścisnął mnie.

-Hej Luke! - oddałem uścisk. Pomógł mi wnieść walizki do środka mieszkania, po czym zaprosił mnie do salonu, gdzie sobie usiedliśmy i zaczęliśmy rozmowę.

-A tak właściwie to kiedy przyjedzie Anne z pracy? Tak dawno nie widziałem swojej siostrzyczki, że już chyba nie pamiętam jak ona wygląda. - zaśmialiśmy się obydwoje.

-Powinna być za jakąś godzinę. - odpowiedział w tym samym momencie, co zadzwonił jego telefon. Mężczyzna nachylił się nad stołem, by dosięgnąć urządzenia, po czym odebrał.

-Tak kochanie? Co? Ohh, nic jej nie jest? Rozumiem, rozumiem. Tak, już przyjechał. Jasne, zaraz będziemy. - chłopak rozmawiał prawdopodobnie z Anne. 

-Anne pojechała do szpitala ze swoją koleżanką z pracy, która zasłabła i prosiła, byśmy po nie za chwilę przyjechali. 



***

Przepraszam za taki długi czas bez rozdziału. Problemy osobiste. Dużo problemów. A one nie znikają, tylko się rozmnażają, ale w końcu trzeba je jakoś zwalczyć! Damy radę, spokojnie. 

Byliśmy razem, pamiętasz?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz