Rozdział 37

8.2K 460 36
                                    


  Czytając krótkie zdanie, robi mi się ciepło na sercu. Nie umiem powstrzymać uśmiechu, który niespodziewanie wkradł się na moją twarz. 

Patrząc przed siebie, zgniatam w dłoni kawałek papieru. Wrzucam liścik do swojej skórzanej torebki, w głowie notując sobie informacje o tym. Zanim zamykam drzwi postanawiam jeszcze na małą chwilę wrócić na korytarz i dla pewności sprawdzić obecność Braina. Przez te kilka słów nabrałam znowu nadziei na kompletne załatwienie tej sprawy.

Upewniając się, że nikogo nie ma, postanawiam wejść powrotem do mieszkania. Zamykam z głośnym trzaśnięciem drzwi i po chwili kieruję się do kuchni, gdzie zaczynam rozpakowywać zakupy. W międzyczasie podchodzę do małego radia w stylu retro, które stoi u mnie w salonie. Zaczynam przełączać stację, aż znajduję tę, która wydaje się jak na tę chwilę najbardziej interesująca. 

Ruszam biodrami w rytm jakiejś piosenki, która od razu wpadła mi w ucho. Chowam do półki pudełka z moimi ulubionymi płatkami, które jem codziennie na śniadanie. 

Na samą myśl o jedzenie mój brzuch wydał z siebie dźwięk burczenia. Cicho wzdychając trzaskam drzwiczkami od szafki i robię krok w prawo, w stronę lodówki. Otwieram ją, wzrokiem przeszukując każdą półkę po kolei w poszukiwaniu czegoś dobrego. Co z tego, że jakieś 5 minut temu wkładam do niej dzisiejsze zakupy? Ehhh...

Po dłuższych oględzinach stawiam na wykonanie pancakes'ów z moim ulubionym sosem klonowym. To dosłownie kilka minut w niebie.

Jak myślę, tak i też robię. W mgnieniu oka zaczynam wyciągać potrzebne mi składniki, cały czas wsłuchując się w zmieniające się melodie z sąsiedniego pokoju. Nucę pod nosem pojedyncze słowa, jednocześnie odmierzając po kolei dokładną ilość mleka czy jajek, co mimo pozorów sprawia mi frajdę. Dawno nie gotowałam czegoś w tym stylu. Prawdę mówiąc w ogóle nic nie gotuję. Zazwyczaj to Nathan gotował, a jeśli nawet nie, to chodziliśmy jadać na miasto. Była to zazwyczaj najszybsza i najlepsza opcja. Więcej czasu by pogadać, niż męczyć się w kuchni. 

W czasie mieszania wszystkich produktów słyszę dzwonek do drzwi. Odkładam na bok metalową miskę pełną lepkiej masy, a ręce które są cały białe z latającej mąki wycieram w swoje czarne spodnie, co po chwili okazuje się nie być zbyt dobrym pomysłem. Macham na to ręką. Pewnie to tylka któraś z sąsiadek.

Przyciszam delikatnie radio, krzycząc, że już idę. Podchodzę do drzwi, które z uśmiechem  uchylam. Jednak mój uśmiech na ułamek sekundy znika, gdy widzę opierającego się o futrynę Braina. Chłopak na mój widok odskakuje od drzwi, chyba speszony moim niechlujnym wyglądem.

-Um, no cześć Kendall. Ja wiem, że prosiłaś o czas, no ale ja... - mówi lekko podenerwowany, drapiąc się po karku. Nie patrzy się na mnie w ogóle, jakby się bał mojego spojrzenia. 

-Nie masz telefonu? - przerywam mu, może odrobinie niegrzecznie. Chłopak milknie, otwierając usta, jednak nic nie mówi.  -Brain? - powtarzam, a chłopak otrząsa się, jakby był chwilę nieobecny. 

-Przepraszam, rozwaliłem całkiem telefon i przez ostatnie kilka godzin nie miałem w ogóle kontaktu ze światem. - mówi, cicho się śmiejąc. Jednak po chwili milknie, jakby coś sobie przypominając. -Przepraszam za ten szczeniacki liścik. Po prostu wiem, że chciałaś czasu i w ogóle... Ale nie mogłam wytrzymać. Musiałem przyjść. Ja wiem...

-To dobrze, że przyszedłeś. - przerywam mu, na co on spogląda na mnie jakby lekko zbity z tropu.

-Jak to? Myślałem, że nie chcesz ze mną rozmawiać.

-Wysłałam ci rano SMS-a z prośbą o spotkanie. - mówię, na co on zdziwiony patrzy na mnie, czekając prawdopodobnie na dalsze moje słowa. -Po prostu... Stwierdziłam, że powinnam wreszcie wziąć się w garść i szczerze z tobą pogadać. Nie ucieknę od tego, sam wiesz. - kontynuuje, na co on kiwa lekko głową. 

-Więc... - zaczyna Brain, patrząc na mnie wymownie.

-No więc... - kontynuuje, na co oboje mimo wszystko wybuchamy śmiechem. 

-Nie mam pojęcia od czego zacząć. - mówię szczerze, na co on cicho wzdycha. 

-Ja tak samo. Tak bardzo chciałem jakoś to wszystko wyjaśnić, że teraz nie mam pojęcia co konkretnie. - śmieje się głupio, ale go rozumiem. Już nawet nie mam pojęcia od czego to się zaczęło.

-Przepraszam, że pobiłem twojego chłopaka. Ja... - odzywa się po chwili.

-Nie przepraszaj. Może wtedy byłam zła o to, jednak w tej chwili jestem ci za to bardzo wdzięczna. Pomogłeś mi. Dziękuję ci. 

-Nie ma za co. Działałem tylko w twojej obronie, może nie było tego widać, ale tak właśnie było. 

-Wiem, że tak było. I dużo mi to dało.

-Co masz na myśli? - pyta chłopak, a w tej chwili uświadamiam sobie, że nadal stoimy w przedpokoju. Śmieję się nerwowo, mówiąc mu, żebyśmy się przenieśli do salonu. Zgadza się, tym samym kierując się we wskazane przeze mnie miejsce. Siadamy na dwóch końcach kanap, przez co dzieli nas nie mała ,,odległość''. Chociaż w tym momencie to i tak jest mimo wszystko blisko, patrząc jak żyliśmy przez te kilka lat. 

-Więc? - pyta. Patrzę na niego przez chwilę głupio, a dopiero po chwili przypominam sobie jego pytanie.

-Przez tą waszą akcję zerwałam z Nathanem. - mówię, na co spogląda na mnie lekko przerażony? Nie mam pojęcia co wyraża jego mina.

-Nie chciałem być powodem waszego rozstania, przepraszam. - mówię cicho, chowając twarz między dłońmi. 

-Brain, ale ja jestem ci za to wdzięczna. Gdyby nie ty, to prawdopodobnie nadal bym tkwiła w tym toksycznym związku, niczego nieświadoma. - mówiąc to, przybliżam się do niego tak, że już po chwili stykamy się kolanami. W tamtym momencie czuję dziwny prąd,  które przechodzi przez moje ciało. Jednak nie odsuwam się. 

-Dziękuję ci za to. Naprawdę. - mówię, kładąc swoją trzęsącą się dłoń ze stresu na jego ramieniu. Horan spogląda w tamtym kierunku, a przez dosłownie chwilę mam wrażenie, że widzę na jego twarzy uśmiech z tego powodu. 

Jego wzrok przenosi się na mnie. Wpatrujemy się w siebie nawzajem, ciężko przełykając ślinę. Zrobiło się odrobinę niezręcznie. Przynajmniej w moim wypadku. Ta długa cisza i nieprzerwana wymiana spojrzeń zaczyna mnie przytłaczać.  

W pewnym momencie zauważam we spojrzeniu chłopaka dziwny błysk, a jego uśmiech powiększa się, chyba co najmniej dwukrotnie. Niebezpiecznie zaczyna się pochylać, przez co nieświadomie zatrzymuję oddech. 

W jednej chwili Brain zamyka mnie w mocnym uścisku, mocno przyciskając moją osobę do siebie. Mam świadomość, że mieliśmy poważnie porozmawiać. Najwyższa pora na to. Jednak skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie brakowało mi tych uścisków, tych par ramion, jego. 

Tak, szczególnie jego. 


****

Znalazłam czas podczas tegorocznej majóweczki na napisanie szybkiego rozdziału dla was. W miarę moich możliwości postaram się jeszcze coś wyskrobać do końca weekendu. 

A tymczasem zapraszam do  LowWillow  i do jego dwóch opowiadań, jedno w wersji anglojęzycznej i drugie pokazujące skutki katastrofy ekologicznej, które jest pisane naprawdę przyjemnym stylem. 


Byliśmy razem, pamiętasz?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz