Rozdział 29

8.5K 536 35
                                    

Od jakiś 10 minut leżę wpatrzona w sufit, co jakiś czas cicho wzdychając. Normalnie byłabym w pracy już dwie godziny temu, jednak ani psychicznie, ani fizycznie nie dałam rady. Musiałam sobie zrobić dzień przerwy. Z resztą i tak rzadko brałam urlopy w pracy, więc takie jednodniowe wolne nikomu nie zaszkodzi.  

Z chwilowej zadumy wyrwał mnie dźwięk wiadomości. Podniosłam się do pozycji siedzącej, sięgając po telefon, który leżał na półce nocnej. Odblokowałam go, by odczytać wiadomość zwrotną od mojej pani psycholog, która napisała mi, że ma czas na spotkanie ze mną po południu. Przez tego sms-a od razu humor mi się poprawił. Potrzebowałam rozmowy z doktor Martinez. 

Wstałam z łóżka, ignorując pozostałe wiadomości, które były główne od Nathana. Nie miałam ochoty czytać tych głupot, które do mnie wypisywał. Wolałam to zostawić na później, gdy będę już po wizycie u doktor. 

Wchodząc do kuchni zauważałam czarną bluzę rzuconą na blat stołu. Automatycznie się zatrzymuję, wpatrując się nieodgadnionym wzrokiem w kawałek materiału. Przez głowę zaczęły mi przelatywać wspomnienia z wczorajszego wieczoru. Na samo przypomnienie agresywnego Nathana i Braina przeszły mnie ciarki. Mimo że nie byłam zadowolona przyjściem tutaj Braina, to jestem mu wdzięczna za pomoc. Gdyby nie on to nie mam pojęcia co by się stało. 

Brain. To imię wydaję mi się dziwnie bliskie w tym momencie. Zapewne jeszcze kilka dni temu byłby dla mnie nikim, tak samo jak przez ostatnie lata. Myślę, że od naszego ostatniego spotkania udało mi się jako tako poukładać swoje życie. Ale chyba wszystko zmieniło się od tego cholernego spotkania w Californi. Nie mam pojęcia. Jednak wiem jedno. Powoli przestaje żywić do niego negatywne uczucia. Myślę nawet, że jest to coś neutralnego. Czyli coś bardzo dobrego. Chyba. Ughh. 

Podchodzę do stołu, biorąc z niego bluzę i odkładam na bok, bym nie zapomniała jej później wziąć. Znając życie pewnie znowu ,,przypadkowo spotkam'' chłopaka.

***

Parkuję tam, gdzie zawsze. Wychodząc z auta mogę zauważyć pojedyncze auta przed budynkiem, których jest zazwyczaj więcej. Może to przez tą wczesną godzinę? Pewnie tak. 

Nadal mam ten zwyczaj rozglądania się dookoła, gdy wchodzę na schody. Mimo że jestem w tym budynku już któryś raz z kolei, to nadal mam uczucie skrępowania spojrzeniami innych ludzi. Mam świadomość, że takie miejsca powinny być całkowicie normalne, szczególnie dla mnie. Jednak to siedzi za bardzo w mojej głowie i po prostu trudno mi zmienić mój tok myślenia. Nie umiem. Nie chcę. 

-Dzień dobry panno Malik. - wita mnie z uśmiechem Agnes, urocza, czarnowłosa recepcjonistka. Odwzajemniam uśmiech, podchodząc niepewnie do niej.  

-Dzień dobry. Czy doktor Martinez jest już wolna? 

-Tak, tak. Doktor już czeka na panią. - kiwam jej z podziękowaniem głową i odwracam się na pięcie. Nieodgadnionym wzrokiem idę wzdłuż korytarza, szukając po drzwiach numerku ,,9'', w którym miała swój gabinet własnie kobieta. Gdy odnajduję konkretne drzwi to pukam w nie, czekając na głośne ,,proszę''. Wchodzę niemal od razu do pomieszczenia. 

-Witaj Kendall. 

-Dzień dobry pani Martinez. - witam się z panią doktor, siadając naprzeciwko niej w jasno pomarańczowym fotelu. Opieram się wygodniej o miękkie obicie, wzrokiem jeżdżąc po zielonej tapecie.

-Jak się czujesz? 

-Bywało gorzej. - odpowiadam, zaplatając ze sobą palce u dłoni. 

-Rozumiem. - kobieta wzdycha, zapisując coś w swoim skórzanym notatniku, w międzyczasie kontynuując wypowiedź. -Domyślam się, że jednak coś się stało. 

-Można tak powiedzieć. - wymamrotałam cicho.

-Co takiego?

-Znowu spotkałam Braina, a dokładnie jeszcze dwa razy. - wymawiam, zaciskając mocno palce.

-W jakich okolicznościach? - pyta, co jakiś czas odrywając wzrok od swojego notesu, by badać mimikę mojej twarzy, gdy opowiadałam jej konkretne rzeczy.

-Za pierwszym razem spotkałam go wczoraj w szpitalu, w którym pracuję. Chodził za mną i chciał porozmawiać, ale go zbyłam. Później przyszedł do mojego mieszkania, gdzie wdał się w bójkę z moim chłopakiem. 

-Skąd Brain wiedział, gdzie mieszkasz? - zapytała mnie kobieta, a ja jedynie wzruszyłam ramionami.

-Jeśli mam być z panią w szczera to ja sama nie mam pojęcia. Spytałam go oto, ale nie odpowiedział mi. 

-Rozumiem. Dlaczego pani były chłopak pobił się z pani obecnym chłopakiem?

-Miałam małą kłótnię z Nathanem, którą prawdopodobnie Brain usłyszał z korytarza, na którym był nie wiem z jakiego powodu. Wparował do mojego mieszkania i zaczął się kłócić z moim chłopakiem i zaczął go bić.  

-Czyli mam rozumieć, że pierwszy uderzył Brain, tak? - dopytywała pani psycholog.

-Tak. - odpowiedziałam, kiwając przy tym głową.

-Czyli mam rozumieć, że Brain uderzył pani chłopaka, bo ten się z panią tylko kłócił?

-No nie całkiem. Nathan trochę na mnie krzyczał. - odpowiadam szczerze, na co ona kiwa głową. 

-Tylko krzyczał? Pamiętam, jak mówiłaś o tym, co robi gdy się zdenerwuje. - na jej słowa zaciskam usta w cienką linię. 

-Nie. Może trochę, ale pani wie... 

-Kochana, nie możesz usprawiedliwiać żadnych jego aktów przemocy. 

-Pani doktor, ja wcale tego nie robię. 

-Kendall, robisz to. Zawsze mówisz same dobre rzeczy o nim. I naprawdę rzadko słyszę od ciebie jakieś negatywy o nim, a jeśli już to do końca bronisz jego złych uczynków. A nie powinnaś. 

-Nieprawda, ja tylko...

-Kendall, czy Brain uderzył Nathana, bo ten chciał zrobić ci krzywdę?

-Nathan nie miał złych intencji. Po prostu był zły, bo stałam w długo korkach, przez co wróciłam późno do domu. 

-Słońce, on nie miał prawa gniewać się na ciebie, że wróciłaś późno do domu, tym bardziej jeśli to było powodowane przez taką głupią rzecz jak korki. 

-Wiem, ale go nie uprzedziłam no i...

-Kendall! - krzyknęła, ale po chwili westchnęła. -Przepraszam, nie chciałam krzyczeć. Po prostu ciężko jest mi rozumieć dlaczego zawsze go bronisz? Nawet wtedy, gdy on by sam nie umiałby siebie obronić. 

-Bo to mój chłopak, którego kocham.  - odpowiadam pewnie.

-Jesteś pewna, że on cię też kocha? Nie chcę kwestionować waszych uczuć, wiesz o tym doskonale, ale przemocą nie wyraża się miłości. - mówi, a ja wpatrując się w ścianę spuszczam wzrok, nie mając pojęcia co odpowiedzieć. Nie umiem jej przyznać racji, choć wiem, że ją ma.                              




-

Byliśmy razem, pamiętasz?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz