-Hej mamo! - zawołałam do słuchawki, siadając ma jednym z krzeseł na lotnisku. Oparła jedną stopę o niewielką, białą walizkę, która była obklejona dużą ilością naklejek. W sumie teraz zbytnio nie było widać jej pierworodnego koloru, a tylko masę kolorowych nalepek, które ani trochę nie pasowały do siebie nawzajem.
-Kendall, kochanie! Co u ciebie słychać, jak tam praca w szpitalu? - usłyszałam w słuchawce nieprzyjemny głos mojej mamy. Nigdy nie lubiłam tonu jej głosu.
-Wszystko okej, właśnie siedzę na lotnisku i za jakąś godzinkę mam samolot do was. - w tym samym momencie, jak wypowiedziałam te słowa usłyszałam w tle cichy krzyk, przez co zmarszczyłam lekko brwi.
-Coś się stało? - zapytałam cicho.
-Wreszcie przyjeżdżasz, tak dawno nas odwiedzałaś. - powiedziała, a na końcu mogłam wyczuć, że jest trochę zawiedziona. Nie dziwię się jej.
-Tak, wiem mamo. Przepraszam, miałam dużo pracy, sama rozumiesz. - westchnęłam cicho, wzrokiem przelatując po wielkim ekranie informującym o następnych lotach.
-Rozumiem, doskonale cię rozumiem. Po prostu tyle pozmieniało się w Kalifornii odkąd ostatni raz tu byłaś, że czuję się jakbyś nie odwiedzała nas przynajmniej przez 10 lat.
-Nie przesadzaj mamo. - zaśmiałam się. -Byłam u was pół roku temu...
-No właśnie, pół roku temu! To szmat czasu, co ty robiłaś przez ten cały czas sama w Nowym Yorku? Pracujesz dużo, to wiem, ale na pewno nie całą dobę.
-Nie jestem sama. - mruknęłam, wyłapując wzrokiem zbliżającego się w moją stronę Nathana, który w jednej ręce trzymał rączkę od swojej walizki, a w drugiej dwie gorące kawy. Uśmiechnęłam się pod nosem na jego widok.
-Znalazłaś tam jakiś przyjaciół? - zapytała lekko zdziwiona, na co wywróciłam jedynie oczami.
-Przecież Niall mieszka w tym samym mieście, a Emma niedaleko, więc nie muszę na siłę szukać nowych znajomości. - mruknęłam z przekąsem, odbierając od Nathana plastikowy kubek. Podziękowałam mu skinięciem głowy, po czym później wróciłam do rozmowy.
-Czyli lecisz sama?
-Nie. - odpowiedziałam, chichocząc pod nosem, widząc jego minę, gdy wziął łyka kawy.
-Nie śmiej się ze mnie. - burknął ze śmiechem.
-Kto to był? - usłyszałam w słuchawce.
-Nathan. - odpowiedziałam jedynie. Na dźwięk swojego imienia chłopak podniósł głowę, patrząc na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Machnęłam jedynie na niego dłonią.
-Jakiś kolega? - w jej głosie wyczuwalne było zaciekawienie.
-W pewnym sensie. Nathan to mój chłopak. - odpowiedziałam. Po drugiej stronie nastała długa, trochę denerwująca cisza.
-Mamo? Jesteś tam? - zapytałam po dłuższej chwili jej milczenia.
-Tak córuś, jestem. Po prostu jestem zszokowana.
-Czym niby? - zdziwiłam się.
-Nie myślałabym, że znajdziesz sobie kogoś po Brainie. - mruknęła moja matka, na co jedynie wywróciłam oczami.
-A no widzisz, znalazłam. - burknęłam niegrzecznie. Poczułam na sobie zaciekawiony wzrok mojego chłopaka. -Dobrze mamuś, ja muszę kończyć. Zadzwonię do ciebie jak wylądujemy. Pa.
-Pa. - powiedziała jedynie, po czym się rozłączyłam. Oparłam się wygodniej na plastikowym krześle, odchylając lekko do tyłu głowę. Odetchnęłam ciężko, w głowie wyobrażając już sobie jakąś głupią gadkę mojej mamy, gdy dolecę tam.
-Coś się stało? - poczułam na ramieniu ciepłą dłoń Nathana. Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego, lekko unosząc kąciki ust widząc jego zmartwioną minę.
-Nie, wszystko jest okej. Po prostu mama się bardzo cieszy, że cię pozna.
-Również się nie mogę doczekać, aż poznam moją przyszła teściową. - chłopak zaśmiał się, przyciągając mnie do mocnego uścisku. Schowałam swoją głowę w zagłębieniu jego szyi, zaciągając się mocno jego Acqua di Gio od Giorga Armaniego. Dostał je ode mnie pod gwiazdkę w tym roku i chyba jest z nich zadowolony.
-Oczywiście. - zaśmiałam się cicho. Uniosłam twarz do góry, połączając nasze usta. Chłopak mruknął z zadowolenia, pogłębiając pocałunek.
CZYTASZ
Byliśmy razem, pamiętasz?
Teen FictionZnają się od dziecka. Nienawidzili się, ale ta znajomość przerodziła się w coś więcej. W dużo więcej. Jeden błąd. Jeden, można pomyśleć, że głupi błąd, ale na tyle, by Ona wyjechała na studia do Nowego Yorku. Tysiąc kilometr dalej od swojego rodzin...