Rozdział 20

9.2K 682 159
                                    


-Nathan, a ta? - wyszłam z przymierzalni w krótkiej sukience w szarobiałą kratkę. Oparłam dłonie na biodrach, kręcąc się na boki, by mógł ocenić mój strój. 

-Całkiem ładna. - pokiwał głową, siedząc na jednej z kilku niskich, beżowych puf, które były ułożone w rzędzie zaraz przed wejściami do przymierzalni. 

-Tylko tyle? - dopytywałam. Chłopak dokładnie zeskanował moją posturę od głowy do stóp, lekko wykrzywiając usta. 

-No to fajna, kolorowa kratka? Boże, to sukienka. Co za różnica. - chłopak głośno westchnął, wzruszając ramionami. Przewróciłam oczami na jego słowa, wycofując się do tyłu i zasunęłam cienką zasłonę. Sięgnęłam dłonią do tyłu, łapiąc za metalowy zamek i rozsunęłam go do końca. Sukienka bez problemu spadła na ziemie. Wyszłam z niej, podnosząc ją i zawieszając na wieszaku. Z niezadowoloną miną spojrzałam na trzy sukienki i dwie pary bluzek. Wszystkie rzeczy bardzo mi się podobały, jednak nie chciałam wracać do Nowego Yorku z dodatkową torbą z samymi ubraniami. A na pomoc Nathana nie miałam co liczyć, bo jego najlepszą uwagą było stwierdzenie, że ,,to podkreśla twoje małe cycki.''

Założyłam z powrotem swoje czarne jeansy i bladoróżową koszulę, na którą zarzuciłam skórzaną kurtkę. Wzięłam do ręki kilka par wieszaków i odsunęłam zasłony, by wyjść do Nathana, który tak jak zawsze wisiał na telefonie. Chciałabym się dowiedzieć co ma w tym urządzeniu coś aż tak ciekawego. 

-Idziemy? - zapytałam go. Podniósł na mnie wzrok, kiwając głową. Schował urządzenie do kieszeni spodni i wstał z siedzenia. Kątem oka spojrzał na moje ręce, na których trzymałam wszystkie przymierzone ubrania. 

-Nie kupujesz nic? - zapytałam, wskazując na tę stertę. 

-Nie. - odpowiedziałam tylko, odwieszając ciuchy na wskazany na to wieszak. 

-Huh. Straciłem tyle czasu, czekając na ciebie aż przymierzysz te szmaty, a ty i tak nic nie bierzesz. - burknął, na co ja spuściłam swój wzrok na parę moich białych Convers'ów. 

-Stoisz tu jak kołek czy idziesz? Szukałem z tobą po jakiś cholernych karm dla zapchlonych kotów, a jeszcze później musiałem na ciebie czekać, aż przymierzysz sobie jakieś głupie ciuszki. - zaczął mówić do mnie z takim jadem, że aż poczułam lekkie ciarki na całym moim ciele. 

-No to wracajmy już do domu... - zaczęłam, ale chłopak gwałtownie mi przerwał w pół słowie. 

-Nie skończyłem gadać, więc po chuj mi przerywasz? Możesz sobie wracać do mamusi, ale ja mam  to w dupie. Jestem głodny, więc idę coś zjeść. Ty rób, co chcesz. Nie obchodzi mnie to. - splunął i skierował się do wyjścia. Pośpiesznie, nawet nie zastanawiając się nad jego słowami, pobiegłam za nim. Złapałam go za rękaw, przepraszając go. Zawsze jak go denerwowałam, to po chwili mu przechodziło, więc miałam nadzieję, że tym razem będzie tak samo. 

-Spierdalaj. - popchnął mnie na ziemię, a sam poszedł przed siebie. Z ziemi patrzyłam, jak odchodzi w swoją stronę. 

-Boże, dziewczyno. Nic ci nie jest? - poczułam, jak ktoś mi pomaga się podnieść. Wstając na równe nogi, odwróciłam się do tyłu i spojrzałam na jakąś staruszkę, która z zaniepokojoną miną na mnie spoglądała. 

-Nic ci kochanie się nie stało? - kobieta jeszcze raz mnie oto zapytała. 

-Nie, jest okej. Dziękuję. - uśmiechnęłam się krzywo. Złapałam się z boku za ramię, która strasznie mnie bolało. 

-Na miłość boską! Widziałam, jak ten chłopak cię popchnął, na pewno coś ci się stało. Może pojechać z tobą do szpitala? - staruszka, położyła dłonie na moich ramionach, by dodać mi trochę otuchy.

-Nic mi nie jest, naprawdę. Drobne nieporozumienie z chłopakiem, ale to była moja wina. Ale sobie to później wyjaśnimy. - posłałam jej uśmiech, który mam nadzieję, że chociaż teraz wyglądał na bardziej szczery. 

-Dziewczyno, czy ty się słyszysz? Widziałam wszystko i to nie było dobre nieporozumienie. Żaden prawdziwy mężczyzna nie powinien podnosić ręki na swoją kobietę. 

-Ma pani całkowitą rację. - przerażona odwróciłam się do tyłu. Na widok Braina miałam ochotę się gdzieś schować. 

-A ty kim jesteś młodzieńcze? Drugi się znalazł taki damski bokser? - zwróciła się do niego starsza kobieta, patrząc na niego gniewnie. 

-Oczywiście, że nie. Jestem jej... przyjacielem. - odpowiedział, na co ja przegryzłam wargę, by żadne niepotrzebne słowo nie wyszło z moich ust. 

-Przyjacielem? I jako jej przyjaciel pozwalasz na takie jej traktowanie? - zapytała z oburzeniem. 

-Niech mi pani uwierzy, gdybym wiedział wcześniej, to by do takiej sytuacji nie doszłoby. - odpowiedział jej. 

-A zresztą jego pomoc jest niepotrzebna. To pierwsza i ostatnia taka sytuacja. Proszę się nie martwić. Poradzę sobie. - popatrzyłam pewnie na kobietę. Ona natomiast patrzyła na mnie uważnie, próbując wzrokiem sprawdzić, czy kłamię. Jednak zanim zdołała cokolwiek powiedzieć, to została wyprzedzona przez Braina. 

-Teraz jest już pod moją opieką. Nie musi się pani martwić. - kobieta pokiwała głową. 

-Chociaż ty bądź tutaj porządnym mężczyznom. -  powiedziała do niego, po czym zwróciła się w moją stronę. - -Mam nadzieję, że skończysz z tamtym chłopakiem.

Po chwili patrzenia się na mnie postanowiła sobie pójść. Patrzyłam, jak znika za jednym ze sklepowych filarów. Gdy jej postać całkowicie zniknęła, postanowiłam się odwrócić do chłopaka, który stał w miejscu i patrzył się dokładnie w moją stronę. 

-Dzięki za pomoc. - powiedziałam i ruszyłam do przodu. 

-Nie zostawię cię teraz. - chłopak zatrzymał mnie, łapiąc za moje ramię. 

Byliśmy razem, pamiętasz?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz