-Nie wierzę. - powiedziałam do siebie, zapewne wyglądając jak idiotka, która stała w bezruchu na środku korytarzu.
-Psze pani doktol? - usłyszałam z boku. Oderwałam wzrok od chłopaka przy recepcji i spojrzałam w bok na jakąś małą dziewczynkę.
-Tak, słucham kochanie?
-Widziała pani doktola pomidola? - zapytała, podnosząc wysoko swoją głowę do góry.
-Doktora pomidora? - powtórzyłam, marszcząc brwi.
-No mój lekasz, ten z oklągłymi okulalami. - wyjaśniła.
-Ahhh, już wiem słoneczko. Chodzi ci o doktora Edwarda Willa? - ukucnęłam przy niej. Dziewczynka nieśmiało pokiwała głową.
-Powinien być w naszym tajnym pokoju, iść po niego? - zapytałam dziewczynkę, która delikatnie się uśmiechnęła.
-Tak, ploszę.
-To chodź. - podałam jej swoją dłoń, którą od razu ujęła obiema swoimi małymi rączkami.
-Kendall! - wzmocniłam uścisk, słysząc ten głos. Z lekką niepewnością stanęłam w półkroku i odwróciłam się do tyłu.
-Uhhh, Kendall. To... ja.
-Widzę Brain, że to ty. - prychnęłam cicho, patrząc na jego osobę. -Nie mam pojęcia, co robisz tutaj, ale ja tu pracuję. Jak sam widzisz.
-Rozumiem, ale chciałem tylko...
-Kto to jest pani doktol? - spojrzałam ponownie na malutką osóbkę, która stała przy mnie.
-Jakiś pan. Chodź kochanie, pójdziemy poszukać doktora pomidora. - zwróciłam się do dziewczynki. Zaczęłam iść w kierunku windy, a po drodze słyszałam jeszcze czyjeś dodatkowe odgłosy kroków.
-O której kończysz pracę? - usłyszałam. Spojrzałam kątem oka na nieugiętego moim brakiem zainteresowania blondyna i zaśmiałam się cicho.
-Co cię tak śmieszy? - zapytał zdziwiony, wchodząc za mną do windy.
-Ty. - odpowiedziałam, wciskając odpowiedni numer piętra.
-Ja? - zapytał, nie rozumiejąc, co mam na myśli.
-No chyba odpowiedziałam, że ty, to po co się głupio pytasz? - westchnęłam cicho, kręcąc głową.
-Ja tylko...
-O, nasze piętro, wysiadamy. - zwróciłam się do dziewczynki, tym samym przerywając Brainowi wypowiedź. Wyszłyśmy z maszyny na zapełniony korytarz. Sprawnie wymijaliśmy ludzi, których jak na złość było dzisiejszego dnia o wiele więcej niż zazwyczaj.
-A jeśli mogę zapytać, w jakim celu szukasz doktora? - spytałam się małej blondynki, która mocno trzymała mnie za swoją rączkę.
-Nie mogę psze pani powiedzieć, bo to moja i doktola tajemnica. - powiedziała dziewczynka szeptem, na co pokiwałam zrozumiale głową. Nie ukryłam cichego śmiechu, jednak od razu zamilkłam, gdy blondynka zgromadziła mnie wzrokiem. Była urocza.
-Rozumiem, rozumiem. - uśmiechnęłam się do niej, podchodząc do szarych drzwi pokoju dla personelu. Nacisnęłam lekko klamkę i weszłam do środka, od razu sprawdzając, czy był tu faktycznie lekarz szukany przez dziecko.
-Will. - mruknęłam przy wejściu.
-Tak? - podniósł wzrok znad stosu papieru na moją osobę. Widziałam. jak jego mina zmieniła się na zdezorientowaną, gdy zobaczył u mojego boku kilkuletnią blondynkę.
-Amy? Co się stało? - spojrzał na swoją pacjentkę zmartwiony.
-Panie doktosze, znowu ona zaczyna. - powiedziała cicho. Edward westchnął, mówiąc coś do siebie. Wstał od okrągłego stolika, przy którym mieliśmy w zwyczaju zawsze siedzieć, by podejść do małej Amy, mówiąc coś jej do ucha. Po chwili mężczyzna zaczął kierować się do drzwi z blondynką. Lekko zdziwiona patrzyłam się na te sytuacje, co on zauważył.
-Później ci wyjaśnię. - wytłumaczył, na co pokiwałam głową, również wychodząc z pokoju.
Chciało mi się śmiać, jak widziałam Braina, który mimo wszystko nadal na mnie czekał na korytarzu. Od razu, gdy zauważył mnie wychodzącą z pomieszczenia to, zaczął iść w moim kierunku. Zwinnie go wyminęłam i ruszyłam z powrotem do windy. Musiałam wziąć jeszcze kilka kart pacjentów i je dokładnie przejrzeć.
-Długo tu już pracujesz? - zapytał mnie, chowając swoje ręce do kieszeni.
-Już jakiś czas. - mruknęłam wymijająco, wpatrując się w nasze odbicie w lustrze windy. Kątem oka mogłam zauważyć, jak jego wzrok spada na swoje buty, coś mrucząc pod nosem.
-Lubisz swoją pracę? - zadał kolejne pytanie. Uniosłam lekko brew do góry, przy okazji nie kryjąc ironicznego uśmiechu. Bawimy się w wywiad?
-Lubię. - odpowiedziałam. On chwilę nad czymś myślał.
-Dlaczego pracujesz w Nowym Yorku, daleko od Kalifornii?
-Kończyłam tu naukę i już mniej więcej znałam ludzi, właśnie na przykład w tym szpitalu, więc było mi łatwiej. - odpowiedziałam, na końcu wzdychając. Kiedy wreszcie dojadę na to cholerne piętro?
-Ale jesteś daleko od najbliższych. Większość twojej rodziny czy przyjaciół została w Kalifornii. - powiedział jakby do siebie, ale mimo tego na tyle głośno, że na spokojnie mogłam to usłyszeć.
-Wiem. - wzruszyłam ramionami, duchu skacząc z radości, gdyż to było już moje piętro. Szybkim krokiem wyszłam z windy, kierując się do recepcji.
-Nie jest ci z tym źle? - chłopak dotrzymywał mi cały czas kroku. Miałam ochotę stanąć i coś mu zrobić, jednakże spieszyłam się.
-Z czym?
-No, że jesteś tu sama. - na jego słowa zatrzymałam się gwałtownie. Miałam gdzieś, że z kilka minut powinnam być na drugim końcu szpitala.
-Nie jestem tu sama. Mam to wielu znajomych, kochającego mnie chłopaka, który by mnie nigdy nie zdradził i nie zostawił. - wysyczałam, wytykając palec jego stronę. Odwróciłam się z gwałtownie do tyłu, nie zwracając już totalnie uwagi na chłopaka.
CZYTASZ
Byliśmy razem, pamiętasz?
Teen FictionZnają się od dziecka. Nienawidzili się, ale ta znajomość przerodziła się w coś więcej. W dużo więcej. Jeden błąd. Jeden, można pomyśleć, że głupi błąd, ale na tyle, by Ona wyjechała na studia do Nowego Yorku. Tysiąc kilometr dalej od swojego rodzin...