Rozdział 26

8.8K 558 54
                                    

-Nie wierzę.  - powiedziałam do siebie, zapewne wyglądając jak idiotka, która stała w bezruchu na środku korytarzu. 

-Psze pani doktol? - usłyszałam z boku. Oderwałam wzrok od chłopaka przy recepcji i spojrzałam w bok na jakąś małą dziewczynkę. 

-Tak, słucham kochanie? 

-Widziała pani doktola pomidola? - zapytała, podnosząc wysoko swoją głowę do góry. 

-Doktora pomidora? - powtórzyłam, marszcząc brwi. 

-No mój lekasz, ten z oklągłymi okulalami. - wyjaśniła. 

-Ahhh, już wiem słoneczko. Chodzi ci o doktora Edwarda Willa? - ukucnęłam przy niej. Dziewczynka nieśmiało pokiwała głową. 

-Powinien być w naszym tajnym pokoju, iść po niego? - zapytałam dziewczynkę, która delikatnie się uśmiechnęła. 

-Tak, ploszę. 

-To chodź. - podałam jej swoją dłoń, którą od razu ujęła obiema swoimi małymi rączkami. 

-Kendall! - wzmocniłam uścisk, słysząc ten głos. Z lekką niepewnością stanęłam w półkroku i odwróciłam się do tyłu. 

-Uhhh, Kendall. To... ja. 

-Widzę Brain, że to ty. - prychnęłam cicho, patrząc na jego osobę. -Nie mam pojęcia, co robisz tutaj, ale ja tu pracuję. Jak sam widzisz. 

-Rozumiem, ale chciałem tylko...

-Kto to jest pani doktol? - spojrzałam ponownie na malutką osóbkę, która stała przy mnie.

-Jakiś pan. Chodź kochanie, pójdziemy poszukać doktora pomidora. - zwróciłam się do dziewczynki. Zaczęłam iść w kierunku windy, a po drodze słyszałam jeszcze czyjeś dodatkowe odgłosy kroków. 

-O której kończysz pracę? - usłyszałam. Spojrzałam kątem oka na nieugiętego moim brakiem zainteresowania blondyna i zaśmiałam się cicho. 

-Co cię tak śmieszy? - zapytał zdziwiony, wchodząc za mną do windy. 

-Ty. - odpowiedziałam, wciskając odpowiedni numer piętra. 

-Ja? - zapytał, nie rozumiejąc, co mam na myśli. 

-No chyba odpowiedziałam, że ty, to po co się głupio pytasz? - westchnęłam cicho, kręcąc głową. 

-Ja tylko...

-O, nasze piętro, wysiadamy. - zwróciłam się do dziewczynki, tym samym przerywając Brainowi wypowiedź. Wyszłyśmy z maszyny na zapełniony korytarz. Sprawnie wymijaliśmy ludzi, których jak na złość było dzisiejszego dnia o wiele więcej niż zazwyczaj. 

-A jeśli mogę zapytać, w jakim celu szukasz doktora? - spytałam się małej blondynki, która mocno trzymała mnie za swoją rączkę. 

-Nie mogę psze pani powiedzieć, bo to moja i doktola tajemnica. - powiedziała dziewczynka szeptem, na co pokiwałam zrozumiale głową. Nie ukryłam cichego śmiechu, jednak od razu zamilkłam, gdy blondynka zgromadziła mnie wzrokiem. Była urocza. 

-Rozumiem, rozumiem. - uśmiechnęłam się do niej, podchodząc do szarych drzwi pokoju dla personelu. Nacisnęłam lekko klamkę i weszłam do  środka, od razu sprawdzając, czy był tu faktycznie lekarz szukany przez dziecko. 

-Will. - mruknęłam przy wejściu. 

-Tak? - podniósł wzrok znad stosu papieru na moją osobę. Widziałam. jak jego mina zmieniła się na zdezorientowaną, gdy zobaczył u mojego boku kilkuletnią blondynkę. 

-Amy? Co się stało? - spojrzał na swoją pacjentkę zmartwiony. 

-Panie doktosze, znowu ona zaczyna. - powiedziała cicho. Edward westchnął, mówiąc coś do siebie. Wstał od okrągłego stolika, przy którym mieliśmy w zwyczaju zawsze siedzieć, by  podejść do małej Amy, mówiąc coś jej do ucha. Po chwili mężczyzna zaczął kierować się do drzwi z blondynką. Lekko zdziwiona patrzyłam się na te sytuacje, co on zauważył. 

-Później ci wyjaśnię. - wytłumaczył, na co pokiwałam głową, również wychodząc z pokoju. 

Chciało mi się śmiać, jak widziałam Braina, który mimo wszystko nadal na mnie czekał na korytarzu. Od razu, gdy zauważył mnie wychodzącą z pomieszczenia to,  zaczął iść w moim kierunku. Zwinnie go wyminęłam i ruszyłam z powrotem do windy. Musiałam wziąć jeszcze kilka kart pacjentów i je dokładnie przejrzeć. 

-Długo tu już pracujesz? - zapytał mnie, chowając swoje ręce do kieszeni. 

-Już jakiś czas. - mruknęłam wymijająco, wpatrując się w nasze odbicie w lustrze windy. Kątem oka mogłam zauważyć, jak jego wzrok spada na swoje buty, coś mrucząc pod nosem. 

-Lubisz swoją pracę? - zadał kolejne pytanie. Uniosłam lekko brew do góry, przy okazji nie kryjąc ironicznego uśmiechu. Bawimy się w wywiad?

-Lubię. - odpowiedziałam. On chwilę nad czymś myślał. 

-Dlaczego pracujesz w Nowym Yorku, daleko od Kalifornii?

-Kończyłam tu naukę i już mniej więcej znałam ludzi, właśnie na przykład w tym szpitalu, więc było mi łatwiej. - odpowiedziałam, na końcu wzdychając. Kiedy wreszcie dojadę na to cholerne piętro?

-Ale jesteś daleko od najbliższych. Większość twojej rodziny czy przyjaciół została w Kalifornii. - powiedział jakby do siebie, ale mimo tego na tyle głośno, że na spokojnie mogłam to usłyszeć. 

-Wiem. - wzruszyłam ramionami,  duchu skacząc z radości, gdyż to było już moje piętro. Szybkim krokiem wyszłam z windy, kierując się do recepcji. 

-Nie jest ci z tym źle? - chłopak dotrzymywał mi cały czas kroku. Miałam ochotę stanąć i coś mu zrobić, jednakże spieszyłam się. 

-Z czym?

-No, że jesteś tu sama. - na jego słowa zatrzymałam się gwałtownie. Miałam gdzieś, że z kilka minut powinnam być na drugim końcu szpitala. 

-Nie jestem tu sama. Mam to wielu znajomych, kochającego mnie chłopaka, który by mnie nigdy nie zdradził i nie zostawił. - wysyczałam, wytykając palec  jego stronę. Odwróciłam się z gwałtownie do tyłu, nie zwracając już totalnie uwagi na chłopaka. 

Byliśmy razem, pamiętasz?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz