Rozdział 27

9.4K 485 111
                                    

-Cholerne światła. - zaklęłam pod nosem, układając obie dłonie na kierownicy mojego czarnego audi a6. Nienawidziłam tych nowojorskich korków. Przez nie zawsze pojawiałam się u siebie w mieszkaniu z przynajmniej godzinę później. 

Spojrzałam w bok, na innych kierowców, którzy prawdopodobnie tak samo jak ja mają ochotę rzucić pierwszą lepszą rzeczą, którą mają pod ręką w ten pieprzony sygnalizator świetlny. 

W oczekiwaniu na zielone światło przerwał mi dźwięk dzwonka mojego telefonu. Wzięłam go z deski rozdzielczej i nie patrząc nawet na dzwoniącego odebrałam.

-Halo? - odebrałam, stukając nerwowo palcami o kierownicę. 

-Gdzie jesteś? - usłyszałam zniecierpliwiony głos Nathana.

-Jadę już do domu, a co? - przełączyłam rozmowę na głośnomówiącą, by odłożyć urządzenie na fotel obok. 

-Czekam u ciebie w mieszkaniu. A ty powinnaś być tu już dawno. - przewróciłam oczami na jego słowa, a w tym samym momencie światła szybko się zmieniły. Widząc je od razu wcisnęłam pedał gazu, by jak najszybciej znaleźć się w swoim mieszkaniu. 

-Powtórzę, już jadę. Dlaczego czekasz u mnie? - spytałam,dziwiąc się prawdę mówiąc. Nie pamiętam, żebym dawała mu klucze do swojego mieszkania. 

-Bo powinnaś być już tu dawno. - burknął, chyba urażonym faktem, iż nie wróciłam do swojego domu w kilka sekund od zakończenia pracy.

-Nathan, wyszłam ze szpitala jakieś pół godziny temu dopiero. - westchnęłam. 

-To co robiłaś przez te pół godziny? 

-Jechałam samochodem. - odpowiedziałam ze stoickim spokojem. Nie powiem, chłopak mnie wkurzał takimi pytaniami. 

-Przez pieprzone 30 minut? Z kim jedziesz? - podniósł delikatnie głos, jednak nie krzyczał. 

-Jadę sama. - odpowiedziałam, zerkając w tylne lusterko. Zmarszczyłam brwi, widząc dokładnie tego samego szarego Chevroleta, co pod szpitalem. Wydaję mi się nawet, jakby kierowca jechał  za mną aż od miejsca mojej pracy. Ale może jestem po prostu przewrażliwiona. Na pewno. 

-Nie kłam. 

-Nie kłamię. Po co miałabym niby kłamać? - oburzyłam się. Skręciłam gwałtownie w lewo, przez co mogłam doskonale usłyszeć głośny klakson jakiegoś samochodu za mną. Prawdopodobnie tego Chevroleta. 

-Bo chcesz pewnie coś przede mną ukryć. - powiedział z pogardą w głosie. Nie mam pojęcia, co mnie powstrzymywało mnie przed rozłączeniem się. Ale lada chwila i po prostu wezmę ten telefon i wyrzucę go przez szybę. 

-Co niby? 

-Kogoś innego. Pewnie kręcisz z kimś innym na boku dziwko. - zacisnęłam mocniej zęby, licząc w głowie do dziesięciu. Przy każdej kolejnej liczbie mój oddech minimalnie się uspokajał. Jednak pomimo tego moje tętno wychodziło ponad skale. 

-Uważaj na słowa. Nie mów tak do mnie, jestem twoją dziewczyną. - odpowiedziałam cicho. Czułam jak moje ręce trzęsą się, gdy co jakiś czas skręcałam kierownicą. 

-A ja twoim chłopakiem i mam prawo traktować cię tak, jak na to zasługujesz. - teraz już krzyczał. Przedtem był to tylko podniesiony głos. Ale w tym momencie jego głos nabrał tego okropnego tonu, którego wprost nienawidziłam. Na jego dźwięk na mojej skórze zawsze pojawiała się gęsia skórka. 

-Prowadzę teraz, więc proszę cię Nathan, daj spokój. Pogadamy później. - wypowiedziałam te słowa powoli, starając się jako tako zapanować nad głosem. 

Byliśmy razem, pamiętasz?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz