Rozdział 1

5.3K 207 1
                                    

Poprawiłam spinkę z ważką, którą spięłam z tyłu kręcone, czarne włosy. Szafirowe diamenciki na skrzydłach owada były prawie dokładnie w kolorze moich oczu.

- Spóźnisz się, Lili! A ja nie zdążę cię podrzucić. Mam na ósmą trzydzieści- zawołała moja matka. „Mam na ósmą trzydzieści" oznaczało jakieś pilną konferencje.

- Okej, okej, już wychodzę!- złapałam dużą torbę z frędzlami i odwróciłam się od lustra. I oczywiście potknęłam się o górę ciuchów. Ubrania leżały też na łóżku i krześle przy biurku. Wypróbowałam chyba wszystkie możliwe zestawienia. Większość sfotografowałam i wysłała Ellie, żeby się poradzić. Wyszłam z pokoju i zbiegłam szerokimi, krętymi schodami do holu. Wpadłam na chwilę do kuchni, żeby wypić koktajl jeżynowy, a potem udałam się dwie przecznice dalej, gdzie czekała na mnie przyjaciółka.

Przez chwilę Ellie w milczeniu przypatrywała się moim ciuchom.

- Wiem, wiem, zdecydowałyśmy, że włożę krótkie spodenki i luźny top.- byłam świadoma, że Ellie zżerała ciekawość, czemu nie miałam na sobie wspólnie wybranego stroju. - W ostatniej chwili zmieniłam zdanie.

Ruszyłyśmy chodnikiem i zatrzymałyśmy się dopiero przed szkołą. W milczeniu wpatrywałyśmy się przez chwilę w budynek.

- Jeszcze tylko tydzień...- powiedziałam, na co ona ciężko westchnęła.

- Aż tydzień- mruknęła, na co ja się uśmiechnęłam.

- To ruszamy do boju- zaśmialam się.

Przeszłyśmy przez dziedziniec, a potem przez duże frontowe drzwi. W środku Ellie skierowała się na lewo, a ja na prawo. Byłyśmy w rożnych klasach, więc nasze szafki nie znajdowały się obok siebie. Zostawiłam w szafce telefon- w klasie nie można było mieć komórek- i przejrzalam się w zawieszonym na drzwiczkach lusterku. Pomalowałam szybko usta błyszczykiem, potem udałam się na swoje zajęcia.

Po pierwszej lekcji, czyli po historii. Poszłam do swojej szafki, żeby zostawić podręcznik. Książka była za ciężka, żeby cały dzień ją targać. A poza tym chciałam skontrolować usta. Czasami, kiedy o czymś myślałam, przygryzałam dolną wargę i byłam pewna, że do tej pory zjadłam błyszczyk, którym się pomalowałam przed lekcją. Owszem. Zjadłam. Pokręciłam głową, wpatrując się w swoje odbicie, po czym wyciągnęła z kieszeni torby błyszczyk.

- Hej, Lili. Super, że będziemy razem pisać referat z historii, nie? - powiedział Luke, kiedy akurat zaczęłam nakładać błyszczyk. Drgnęłam zaskoczona - nie słyszałam, kiedy podszedł. Wyjrzałam zza otwartych drzwi szafki, żeby na niego spojrzeć. W Santa Cruz w Kalifornii musieli mieć jakąś inną definicję słowa „super". To stamtąd pochodził Luke, o czym dowiedziała się na historii, kiedy zostali już dobrani w pary. Dziwne, bo użeram się już z nim od ponad roku. Zawsze znajduje powód do wyśmiewania mnie. Zawsze starałam się go unikać i co z tego wyszło? Dowiedziałam się także, co myślał o mojej ulubionej torbie. Nabijał się z niej, aż powiedziała mu, ile kosztowała, a wtedy uznał za obsceniczne wydawanie takiej kasy na coś, w czym po prostu nosisz swoje graty. Zastanawiałam się czemu na koniec roku szkolnego zadają referaty. Czemu?!

- Miło, że tak mówisz. Choć jakoś nie mogę uwierzyć, żebyś był zadowolony z partnerki z tak absurdalną słabością do dodatków- powiedziałam.

Luke parsknął.

- Jestem pewien, że masz mnóstwo zalet, które jakoś rekompensują twoje zamiłowanie do zakupów, a poza tym jesteś ładna. To zawsze pomaga.

- Rety. Dzięki. Od razu mi lepiej - zakpiłam.

Pomyślałam, że pisząc z nim referat, przynajmniej będe miała okazję udowodnić, że pod moimi długimi kręconymi włosami krył się mozg. I że czasami wykorzystywałam go do myślenia o innych rzeczach niż te, za które można zapłacić kartą kredytową. Nie byłam taka płytka, za jaką najwyraźniej mnie uważał.

- Co teraz masz? - zapytał Luke.

Po drugiej stronie korytarza stała Katy Emory, patrzyła na mnie, jakbym była największą szczęściarą na świecie, bo rozmawiałam z Lukiem. Czy robiłoby Katy jakąś różnicę, gdyby wiedziała, że Luke był prawdopodobnie największym flirciarzem w całej szkole? Bo do tej pory, chyba tego nie zauwarzyła. Znów zajęłam się nakładaniem błyszczyka.

- Biologię. Z panią Whittier. - Nie zadałam sobie trudu, żeby na niego spojrzeć.

- Super. Ja też. Mogę pożyczyć? - Wyrwał mi błyszczyk, gdy nadal trzymałam pędzelek. Wyciągnął po niego dłoń.

- Co? Nie ma mowy.

- Nie bądź taka, jestem kiepski z biologii. A widzę, że pomalowane usta pomagają zrozumieć ten przedmiot- zażartował Luke.

- Bardzo śmieszne- odebrałam mu kosmetyk. -Stosowanie błyszczyka jest naprawdę wskazane.

Luke uniósł brwi. Zniknęły pod jego długą grzywką.

- Zawiera antyoksydanty z zielonej herbaty -ciągnęłam. - I ekstrakt z orzechów makadamii i aloes, który ułatwia gojenie.

- Ojej! To zmienia postać rzeczy. Kontynuuj.

Stał i patrzył, jak kończyłam się malować. Na co on czekał? Kiedy zatrzasnęłam szafkę i ruszyłam w stronę klasy, Luke poszedł za mną.

- Pachnie wanilią - powiedział. - Smakuje też wanilią?

Spojrzałam na niego ostro. Znowu ze mną flirtował. Tak jak ze wszystkimi innymi, przypomniała sobie.

- Powiedz, kiedy masz urodziny, to kupię ci tubkę w prezencie. Wtedy dowiesz się, jak smakuje.

Po lekcjach stałam na szkolnym dziedzińcu, czekając na Ellie, żeby wrócić razem do domu. Słońce było wysoko na niebie i grzało niemiłosiernie. Wyjęłam z torby okulary przeciwsłoneczne i usiadłam na pobliskiej ławce. Zamknęłam oczy i czekałam. Po chwili ktoś stanął przede mną rzucając na mnie cień.

- No nareszcie, ile można czekać- mruknęłam niezadowolona.

- Wybacz że musiałaś czekać- usłyszałam rozbawiony męski głos, na co szybko otworzyłam oczy.

- Znowu ty...- prychnęłam na niego- Odsuń się, bo zasłaniasz mi słońce.

Ponownie zamknęłam oczy i po chwili poczułam ciepłe promienie na twarzy, ale czułam też jak ławka obok mnie lekko się ugina. Westchnęłam zrezygnowana i poczułam że się uśmiecha. Siedzieliśmy tak w milczeniu, a gdy zaczynał mówić, uciszałam go gestem ręki nie zaszczycając ani jednym spojrzeniem. Po dziesięciu minutach, usłyszałam wysoki głos mojej zaginionej przyjaciółki.

- Wybacz za spóźnienie Lili- powiedziała próbując złapać oddech, najwyraźniej musiała biec.- Pani Jeffrey prosiła o zaniesienie jakichś papierów do sekretariatu i...

Poderwałam się z miejsca wzięłam Ellie za ramię i szybko skierowałam się w stronę bramy.

- Niestety musimy iść, przemiło się gawędziło- powiedziałam do Luka, ze sztucznym uśmiechem, na co on się zaśmiał i szybkim krokiem odeszłam.

W złym miejscu i  czasieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz