Rozdział 12 cz.2

2.3K 118 0
                                    

Wstałam i ruszyłam szybkim krokiem w stronę zakrętu. Mijałam właśnie zaułek, gdy czyjeś ręce złapały mnie w talii i wciągnęły do niego. Pisnęłam zaskoczona. Odwróciłam się przodem do napastnika. Był to jeszcze jeden koleś również w bluzie z kapturem. Nie wydawał się taki stary za jakiego go wcześniej wzięłam. Zwinęłam prawą dłoń w pięść i uderzyłam faceta w krtań najmocniej jak mogłam. Puścił mnie i zatoczył się do tyłu próbując złapać oddech. Wykorzystałam ten moment jego dezorientacji i kopnęłam go w krocze. Chodziło się na te lekcje samoobrony. Słyszałam jak pozostała dwójka przyspiesza kroku. Nie czekając ani chwili dłużej wybiegłam z zaułka i skierowałam się w przeciwną stronę skąd przyszłam. Nie odwróciłam się ani razu, ale i tak wiedziałam, że mnie gonią. Nagle, gdzieś za sobą, usłyszałam pisk opon i obok mnie zatrzymało się czarne porsche. Kierowca otworzył szybę od strony pasażera i zapytał:

- Może podwieźć?

Nie myśląc wiele wskoczyłam na siedzenie obok kierowcy i chwilę potem chłopak, bo nie był wiele starszy ode mnie, odjechał z piskiem opon.

- Możesz mi powiedzieć, co taka miła dziewczyna robiła w tak nieprzyjemnej dzielnicy?- spytał.

- Nie twoja sprawa- mruknęłam.

- Wiesz, właśnie uratowałem cię przed tymi dwoma...

- Załatwiłam trzeciego więc i z tymi bym sobie poradziła.

- Ale tak czy inaczej pomogłem ci i to bardzo, więc chyba mogę wiedzieć- wyszczerzył się.

Weschnęłam i odpowiedziałam:

- Skręciłam w złą uliczkę, właściwie gdzie mnie wieziesz?

- A gdzie chcesz jechać?- odpowiedział pytaniem na pytanie.

- Podwieź mnie do najbliższego supermarketu.

- Po co?- zdziwił się.

- Bo muszę zrobić zakupy.

- Teraz?- spytał głupkowato.

- No, a kiedy? Po to tu przyszłam- odparłam i westchnęłam zirytowana. Idiota.

Nie zadawał więcej pytań. Jechaliśmy w ciszy, by po chwili zatrzymać się na parkingu supermarketu. Wysiadłam z auta i skierowałam się do wejścia.. Wzięłam wózek i przepchałam go do środka. Kątem oka zauważyłam, że chłopak idzie za mną.

- Jeszcze tu jesteś- spytałam rozdrażniona.

- Tak chce dopilnować żebyś cała dojechała do domu. Chyba nie chcemy żeby incydent sprzed paru chwil się powtórzył, prawda?- spytał z uśmiechem.

- Wiesz, przypominasz mi kogoś.

- Naprawdę?

- Tak, macie podobne charaktery. Ma na imię Luke i potrafi wkurzać mnie jak nikt inny.

- To interesujące. A mogę się zapytać jak masz na imię?

- Zapytać się możesz, inna kwestia czy ci na to pytanie odpowiem.

- Więc ja zacznę, nazywam się Jace- powiedział.- Teraz ty.

- Lili- mruknęłam, pchając wózek między pułkami.

- Słucham?

- Powiedziałam, że nazywam się Lili- spakowałam ostatni produkt z listy Drake'a i pomyślałam, że dokupię jeszcze kilka potrzebnych rzeczy na moją ulubioną sałatkę. Skierowałam się na dział warzywny, gdzie wzięłam granata, avocado, dwie pomarańcze i rukolę, a na dziale mięsnym pierś z kurczaka. Jace cały czas za mną chodził. Kiedy uznałam, że kupiłam wszystko co było mi potrzebne, skierowałam się w stronę kasy. Zapłaciłam, wzięłam torby i wyszłam, oczywiście Jace szedł za mną niczym cień.

- Wsiadaj- powiedział wskazując gestem swój samochód.

- Nie dziękuję. Przejdę się.

- Powiedziałem, wsiadaj- odparł nieco ostrzejszym tonem, a ja uniosłam ze zdziwienia brwi.

Super, jeszcze tego mi brakowało, kolejny wariat, pomyślałam. Wsiadł do samochodu, a ja za nim. Nie rozmawialiśmy po drodze, nie licząc moich wskazówek dotyczących dojazdu do domu Drake'a.

- Aktualnie tu mieszkam, więc możesz mnie już wysadzić- powiedziałam siląc się na uprzejmość, odpinając pas i łapiąc za klamkę.

- To na pewno ten dom?- spytał zdziwiony.

- Jeszcze godzinę temu tak było, zobaczę czy coś się zmieniło. Zatrzymaj się.

Zrobił jak kazałam, a ja wysiadłam, ciągnąc za sobą torby z zakupami. Nie powiem, całkiem ciężkie te torby. Gdybym miała iść na piechotę, chyba bym ich nie doniosła.

-Do zobaczenia Lili!- zawołał za mną.

- Oby nie- mruknęłam pod nosem, na tyle cicho, żeby tego nie usłyszał.

Nie odwracając się weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi.

- Jestem!- krzyknęłam z przedsionka wchodząc do kuchni z torbami.

- Co to był za koleś, który cię podwiózł?- spytał Drake wchodząc do kuchni.

- Nie wiem, jakiś Jace. Zaoferował mi podwózkę pod marketem. Wierz mi lub nie, ale te torby są naprawdę ciężkie.

- Zdaje mi się, że nie powinno się jeździć z każdym nieznajomym, który zaoferuję ci podwózkę.

- Dobrze mamo, więcej nie będę.

- Czego on od ciebie chciał?

- Skąd mam wiedzieć, nawet nie wiem jak ma na nazwisko.

- Może po prostu chce cię zaciągnąć do łóżka?- zasugerował Paul wchodząc do kuchni i biorąc sobie jabłko z torby.

- Nikt nie będzie zaciągał Lili do łóżka- warknął Drake, a ja i Paul zgodnie zachichotaliśmy.

- Takie ładne auto, pewnie chciał zaszpanować- teraz naprawdę się śmiałam, a Paul razem ze mną.

-Dobra nieważne- powiedziałam, gdy już się uspokoiliśmy- Kto jest głodny?

- Zależy co jest do jedzenia.

- Zieleninka!- krzyknęłam z entuzjazmem, na co oni odpowiedzieli mi jękiem protestu.- Nie marudzić tylko brać się za krojenie. Paul porwie i wymiesza sałatę, Ty Drake obierzesz avocado i owoc granatu, a ja...

- Avo-co?- przerwał mi zdziwiony.

- Avocado- powiedziałam podając mu owoc, warzywo czy co to jest.- A ja zabiorę się za resztę składników.

Kiedy kurczak i inne warzywa były gotowe zabrałam się za sos. Zerknęłam tylko jak Paul i Drake sobie radzą.

- Jest tu od dwóch dni, a już się rządzi- mruknął Drake pod nosem.

- Co wyście jedli, kiedy nikt wam nie gotował?

- Yyy chińszczyznę?- podsunął Paul, a ja głęboko westchnęłam.

- Akurat powiem ci, że jakoś przeżyliśmy bez twojego wymyślnego jedzenia- powiedział Drake z przekąsem.

Dziesięć minut później, gdy we troje siedzieliśmy już przed stołem zajadając kolację, Drake powiedział:

- Łał, ale to dobre- mruknął, z pełną buziom.

- Mhm...- odpowiedziałam zadowolona z siebie.

W złym miejscu i  czasieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz