Rozdział 26

1.9K 115 2
                                    

       Siedziałam przy biurko. Chowałam właśnie książki z odrobionymi lekcjami do torby, gdy zawołał mnie z dołu głos taty. Uwielbiałam go, był zawsze taki opiekuńczy i spokojny.

- Lili kochanie. Chcesz jechać ze mną na zakupy?

- Oczywiście!- odkrzyknęłam, zbiegając na dół po schodach.- A co kupimy?

- Prezent dla mamy- szepnął z uśmiechem pokazując urocze zmarszczki przy oczach.

- Super!- zawołałam entuzjastycznie.- A co to będzie?

- Pamiętasz, jak podobały się jej te róże u cioci Margaret? Dzisiaj na targu kwiatowym będzie można je kupić. Posadzimy ja w ogrodzie blisko drzwi od tarasu.

- Idealny prezent- westchnęłam.- To na co jeszcze czekamy? Drake jedzie z nami?

- Nie, ma ważne sprawy w szkole. Poczekaj na mnie w samochodzie.

  Wzięłam wręczane mi kluczyki i popędziłam. Na dworze padał deszcz. Otworzyłam samochód i wskoczyłam na miejsce obok kierowcy. Zawsze tu siedziałam. Czekając na tatę włączyłam radio. Wsłuchałam się w muzykę i nie zauważyłam kiedy, tato wsiadł do samochodu. Zapalił silnik i uśmiechając się wyjechał z podjazdu...

- Wstawaj- warknął ktoś nade mną.

  Otworzyłam czerwone od płaczu oczy i spojrzałam w górę. Koleś z szerokim uśmiechem gapił się na mnie. Wystraszoną i obolałą. Kiedy nie zareagowałam złapał mnie za bolące ramię i podciągną do góry. Stęknęłam z bólu jaki mi zadał, a po moim policzku potoczyło się kilka łez.

- Idziemy- zawył za mną, popychając mnie do przodu.

  Szłam, cicho łkając na każde jego pchnięcie.

      W pomieszczeniu do którego zostałam zaprowadzona znajdował się stół przy którym siódemka mężczyzn grała w karty.

- Siadaj.

  Beloved popchnął mnie w stronę jednego z krzeseł, a ja na nie usiadłam. Zdarł ze mnie bluzkę i odsłonili stanik. Chciałam się zasłonić rękoma, ale przytrzymał je w miejscu.

- A więc ty jesteś naszym nowym nabytkiem- powiedział jakiś koleś przed 30-tką. Siedział centralnie naprzeciwko mnie. Z rozmowy jakiś mężczyzn na korytarzu wywnioskowałam, że nazywa się John- Lili, tak?

  Niepewnie skinęłam głową.

- Miałaś już przyjemność poznać mojego brata?- spytał zapalając papierosa.

 Kilkoro z zebranych przy stole poszło w jego ślady. Pokręciłam przecząco głową, ale jego piwne oczy powoli utwierdzały mnie w moich ponurych przypuszczeniach.

- Naprawdę? To trzeba to zmienić.

 Proszę nie Jace, proszę nie Jace, niech to nie będzie Jace.

- Jace, możesz tu podejść?- zawołał.

 Iskierka nadziei momentalnie zgasła, gdy blondyn wszedł do pokoju. Spojrzałam na chłopaka, który spoglądał na mnie z obojętnością.

- Zapalisz?- spytał jego brat, na co on pokręcił przecząco głową.

Przypomniałam sobie, jak Paul mówił "Pewnie chcę cię zaciągnąć do łóżka." Wtedy się z tego śmiałam, ale teraz... nie mam pewności co do jego intencji. Może wszystko sprowadzało się do jednego?

     Mężczyzna na lewo ode mnie, przyłożył rozżarzoną część papierosa do mojego odkrytego ciała i docisną tym samym gasząc go. Krzyknęłam i poderwałam się do góry, ale Beloved z powrotem mnie posadził i przytrzymał za ramiona. Otaczający mnie mężczyźni zaśmiali się.

- To by było na tyle- zaśmiał się brat Jace'a i wstał.- Miło było poznać.

 Czterech na pięciu palących zgasiło papierosy w ten sam sposób co pierwszy. Za każdym razem bolało jak cholera. Mężczyźni po kolei zaczęli wychodzić z pomieszczenia, a ja zerknęłam na Jace'a zza kurtyny łez. Patrzył na mnie niewidzącym spojrzeniem, jakby mnie tu nie było.

     B. ponownie szarpnął mnie do góry. Bałam się spojrzeć na dekolt i ramiona, z których zrobili sobie popielniczkę. Poczekałam, aż wszyscy wyjdą i zostanę samą z Jace'em i moim "ochroniarzem". -

- Mogę odzyskać swoją bluzkę? - zapytałam cicho.

- Jasne, masz- podał mi skrawek materiału, który był wcześniej moją bluzką.

Zaśmiał się podle i popchnął w stronę drzwi. Ostatni raz spojrzałam na twarz Jace'a, która wyrażała... no właśnie, co? ... obojętność? Tak, to chyba dobre określenie.

W złym miejscu i  czasieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz