Rozdział 25

1.9K 123 3
                                    

Kiedy się obudziłam całe ciało bolało mnie niemiłosiernie. Oddychanie sprawiało mi trudności i nie mogłam myśleć z powodu pulsującego bólu głowy. Całe moje ciało trzęsło się jak galareta. Dosłownie. Jęknęłam i od razu potem z mojego gardła wyrwał się okropny kaszel. Odjęłam rękę od ust i wytarłam zalegającą na niej krew o materac. Nawet się nie zdziwiłam jej widokiem.

Zamknęłam oczy. Nie chciało mi się spać i jednocześnie nie mogłam patrzeć się na to miejsce. Wyobraziłam sobie mnie i Ellie, jak jemy lody w Breyers, ja oczywiście zamówiłabym miętowe z kawałkami czekolady. Jak siedzimy w bibliotece i śmiejemy się z rożnych tytułów książek, albo jak siedzimy w galerii i szukamy jakichś przystojniaków. Jak spacerujemy po moście i podziwiamy Tamizę.

Kilka minut, czy godzin później, usłyszałam szuranie drzwi. Otworzyłam oczy, przy okazji starając się unormować drżenie ciała i spojrzałam na nie. Zajrzała tu głowa jakiegoś chłopaka, wiekiem przypominał Jace'a i może trochę z wyglądu. Szczerze, to zgodziłabym się nawet na towarzystwo tego bałwana, taka jestem zdesperowana. A przecież to Jace! Ponownie zamknęłam oczy.

- Przyniosłem jakieś jedzenie- mruknął chłopak, a po chwili gwizdnął.- Ooo, nieźle musiałaś podpaść Beloved'owi.

- Przywaliłam mu krzesłem- mruknęłam niewyraźnie, a chłopak się zaśmiał.

Chwile potem ponownie zaatakował mnie kaszel. Tym razem bardziej uciążliwy.

Nie mogłam nabrać powietrza i niechcący spadłam z łóżka, co wywołało ponowny jęk bólu. Widziałam, że chłopak chce podejść i mi pomóc i wgłębi walczył ze sobą, aby zrobić to natychmiast. Ułatwiłam mu wybór i pokręciłam przecząco głową. Podniosłam się na drżących nogach i wczołgałam na posłanie. Delikatnie odetchnęłam, aby znów nie podrażnić gardła i zamknęłam oczy. Nic nie pomagało opanować tego chłodu wewnątrz i na zewnątrz mnie.

- Miło, że przyniosłeś mi coś do jedzenia- wyszeptałam, wciąż na niego nie patrząc.- I jeśli niczego innego ode mnie nie potrzebujesz, mógłbyś już iść- dodałam po chwili.

Jeszcze przez chwilę nic nie przerywało ciszy, a potem usłyszałam zamykane drzwi. Zapadłam w lekki sen, który nie dawał mi wystarczająco odpoczynku.

Obudził mnie dotyk czegoś ciepłego na ciele. Natychmiast otworzyłam oczy i chciałam usiąść, ale czyjeś ręce mnie od tego powstrzymały.

- Spokojnie, przecież nie chcemy, żebyś zmarła na zapalenie oskrzeli- powiedział ten sam chłopak, co przyniósł mi jedzenie.- Trzęsłaś się jak osika.

Podniosłam drżącą rękę i naciągnęłam wyżej przyjemny materiał, nawet lekko się uśmiechając.

Po krótkiej, aczkolwiek wzmacniającej drzemce, wyczołgałam się spod grubego materiału który niczym nie przypominał koca, a raczej jakiś worek i spróbowałam się podczołgać do tacki z przyniesionym mi jedzeniem. Chwyciłam jabłko i natychmiast ugryzłam pierwszy kęs. Mmmm, nie pamiętam żebym jadła tak dobre jabłko. Same witaminy... A, B, D, E i jakieś tam inne.

Chwilę później w dłoni trzymałam ogryzek. Odłożyłam go z powrotem na tackę i sięgnęłam po małą butelkę wody. Upiłam kilka łyków, a resztę zostawiłam na później. Nie wiedziałam przecież, kiedy, o ile w ogóle, dadzą mi jeszcze coś do picia. Schowałam butelkę pod poduszką. Miałam już dość leżenia. Podeszłam więc do fotela.

Wpatrywałam się pustym wzrokiem w ścianę. Podkuliłam kolana pod brodę, oplotłam je rękoma i delikatnie kołysałam się do przodu i do tyłu, co pomagało mi się odrobinę rozgrzać. Usłyszałam otwieranie drzwi, ale nie ruszyłam głową, żeby to sprawdzić, za bardzo by bolało.

- Nie ukrywaj się kwiatuszku, porozmawiajmy- usłyszałam rozbawiony głos.

O nie, co on tu robi?! Mimo bólu, powoli odwróciłam głowę. Nie uwierzę puki nie zobaczę.

I zobaczyłam.

Patrzyłam w oszołomieniu jak Jace wchodzi do pokoju. Jeszcze mnie nie zauważył. Zaśmiał się i wszedł głębiej do pomieszczenia. Rozejrzał się wokół i gdy w końcu pochwycił mój wzrok, uśmiech spełzł mu z twarzy i stanął jak wryty.

- Lili?- spytał z wyraźną konsternacją.

- No raczej nie Lindsay Lohan- mruknęłam cierpko.- Jak ostatnio ją widziałam miała rude włosy...

- Co ci się stało? Spadłaś ze schodów?- spytał, ale miałam wrażenie, że zna już odpowiedź.

Wzruszyłam ramionami, co było złym pomysłem, gdyż momentalnie skrzywiłam się w grymasie.

- Nie, próbowałam tylko uciec z tego luksusowego hotelu.

Siedziałam chwilę w ciszy.

- Co ty, tu właściwie...- przerwał, gdy jego trybiki, zwane potocznie mózgiem, zaczęły pracować.- Cholera, jesteś siostrą Drake'a- mruknął, odwrócił się i podszedł do drzwi.

- I co z tego?-spytałam szeptem i oparłam głowę na kolanach.

Usłyszałam jeszcze jak zamyka drzwi i już go nie było. Jak on mógłsię tego wcześniej nie domyśleć?

Czy to by się stało gdyby tato nie umarł? Może Drake by się nie wyprowadził? Ze łzami spływającymi po policzkach, pogrążyłam się we wspomnieniach.

W złym miejscu i  czasieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz