Rozdział 9

3K 141 3
                                    

Usiadłam na łóżku i przeciągnęłam się. Chwilę wpatrywałam się w okno za którym wciąż było ciemno. Zdziwiłam się, bo zwykle nie wstaje najwcześniej, ale tym razem byłam całkiem wypoczęta. Wstałam i rozciągnęłam rozleniwione mięśnie. Wzięłam do ręki telefon i spojrzałam na godzinę, była trzecia trzydzieści, rano. Aż się zdziwiłam. Muszę jeszcze być na innej strefie czasowej, pomyślałam. Obliczyłam w pamięci, która godzina, około, będzie teraz w Londynie. Wydawało mi się, że gdzieś koło jedenastej trzydzieści. Wybrałam numer komórki mamy i zadzwoniłam do niej.

-Lili skarbie, już wstałaś?- usłyszałam radosny głos mamy.

-Tak, sama rozumiesz, dla mnie wciąż jest jedenasta- powiedziałam na tyle cicho, żeby nikogo nie pobudzić.

-No tak, ach te strefy czasowe!- zaśmiała się.

-Tak... Rick jest z tobą?- zapytałam.

-Tak, siedzi w salonie.

-Pozdrów go ode mnie.

Mama odchyliła słuchawkę od ust i zawołała:

-Masz pozdrowienia od Lili!

-Cześć mała!- odkrzyknął w zamian, na tyle głośno, abym usłyszała.

Rozmawialiśmy tak jeszcze kilka minut, po czym mama musiała się zbierać do pracy.

-Pa kochanie, trzymaj się tam- powiedziała, a ja się uśmiechnęłam.

-Jasne mamuś. Kocham cię- mruknęłam i z uśmiechem rozłączyłam się.

Leżałam na łóżku wpatrując się w okno. Wciąż było ciemno. Postanowiłam trochę poczytać, rekreacyjnie. Dwie godziny później, słońce powoli zaczynało wschodzić, miałam na to idealny widok z okna, a mój pokój prawdopodobnie było we wschodniej części domu. Odłożyłam książkę na szafkę nocną i spojrzałam w okno. Niebo przybierało po kolei odcienie różu, czerwieni i oranżu. Najpierw eozyna, potem cynobrowy przez koralowy, by w końcu przybrać swą naturalną błękitną barwę, wciąż ponaznaczaną złotymi pasmami. Uwielbiam podziwiać wschody słońca, choć tak rzadko mi się to zdarza. Tu wyglądały całkiem inaczej. Niby słońce to samo, ale jednak takie inne.

Nie czekając chwili dłużej, wstałam z łóżka, przebrałam piżamę na dresy, włosy związałam w niechlujnego koka i byłam gotowa do drogi. Postanowiłam pobiegać. To mój pierwszy raz od chyba półtora miesiąca. Mam nadzieję, że kondycja aż tak mi nie podupadła. Wsadziłam do kieszeni bluzy telefon i wyszłam z pokoju cicho zamykając drzwi. Muszę pamiętać, że wciąż jest gdzieś piąta rano. Zeszłam po schodach, które na moje szczęście nie skrzypnęły ani razu i poszłam do kuchni. Zrobiłam sobie kanapkę z serem i wzięłam z szafki małą butelkę wody mineralnej. Brudny talerz odłożyłam do zmywarki, założyłam słuchawki i poszłam biegać. Pobiegłam na zachód z nadzieją że dotrę na plażę. Zajęło mi to około pół godziny, ale w końcu dotarłam. Przyjrzałam się wodzie nad którą latały ptaki. Gdzieś na horyzoncie płynęła łódeczka. Na plaży nie było praktycznie nikogo, poza starszą parą spacerującą wzdłuż brzegu i biegnącą dziewczyną. Zrobiłam kilka skłonów i ćwiczeń rozciągających, wsadziłam słuchawki do uszu i pobiegłam w przeciwną stronę co dziewczyna.

Wróciłam do domu spocona i zmęczona. Skierowałam się do kuchni. Byłam potwornie głodna. Zrobiłam cały talerz kanapek z pomidorem i odłożyłam sobie dwie na osobny talerzyk. Zostawię chłopakom, będą mieli na śniadanie, pomyślałam. Wyszłam z kuchni i prawie zderzyłam się z Drake'm.

- Oj, sor...

-Co ty sobie do cholery myślisz?- przerwał mi. Spojrzałam na niego zaskoczona, o co mu chodzi?

W złym miejscu i  czasieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz