Rozdział 24

2K 112 5
                                    

     Godzinę później, moje powieki zaczynały opadać mimo, że nie chciałam zasypiać. Tylko na chwilę je zamkne, żeby oczy odpoczęły, pomyślałam. Zdrzemnę się chwilkę i...

- Nie zasypiaj- warknął facet i uderzył mnie wewnętrzną stroną dłoni.

 Na tyle mocno, aby mnie otrzeźwić i na tyle, aby rozciąć mi dolną wargę, z której powoli sączyła się krew.

     Na jego twarzy pojawił się okropny uśmiech. Szanse, że go polubię zmalały do -100.

- Dobra, idziemy.

     Wyjął z kieszeni spodni scyzoryk i wyjął nóż. Wstrzymałam powietrze nie wiedząc co zrobi, ale on tylko odciął mi sznurki u nóg. Sekundę później mocował się z tymi u moich rąk. Gdy przeciął ostatnią spętaną sznurem część ciała, skoczyłam na równe nogi i kopnęłam go z całych sił w brzuch. Nie czekając dłużej podniosłam krzesło do którego byłam przywiązana i uderzyłam nim faceta w plecy.

     Podbiegłam do drzwi i stwierdziłam, że są zamknięte. Rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu klucza i zobaczyłam go przypiętego do paska spodni tego, który leży teraz nieprzytomny . Zabrałam cały pęk i sprawdzałam wszystkie po kolei, a gdy natrafiłam na ten właściwy wybiegłam z pokoju. W razie czego zamknęłam je ponownie na klucz i puściłam się biegiem przez korytarz. Nie miałam pojęcia gdzie biec, ale starałam się nie zgubić.

  Gwałtownie się zatrzymałam, a zza zakrętu dobiegły mnie wydłużające się cienie i ciche słowa rozmowy, które z każda chwilą przybierały na intensywności.

- Zrobiłeś zlecenie?

- Taa, ludzie Kelly'ego znów się napatoczyli.

 Kelly? Wydawało mi się, że gdzieś już słyszałam, te nazwisko.

- Nieźle się wkurzył jak dowiedział się ze mamy siostrę tego kutasa Drake'a- usłyszałam całkiem blisko siebie.

 Spanikowana zaczęłam się rozglądać za jakąś kryjówką. Po moich obu stronach znajdowały się drzwi. Otworzyłam tę z lewej i zobaczyłam mężczyznę pieprzącego jakąś dziewczynę. Byli sobą tak zajęci, że nie zauważyli nawet kiedy otworzyłam drzwi. Zniesmaczona zamknęłam drzwi. Gdzie ja do cholery jestem?! Zajrzałam do drzwi po prawej.

     W pokoju było ciemno i cicho. zamknęłam za sobą drzwi, a gdy oczy przyzwyczaiły się do ciemności, dostrzegłam wielki kilkunastoosobowy stół, a wokół niego porozkładane krzesła. Dalej było wielkie okno zasłonięte kotarami, nie przepuszczającymi, ani krzty światła. Podeszłam do niego i uchyliłam zasłonę. Na dworze było równie ciemno co tutaj. Do głowy cisnęło mi się pytanie, jak długo tu jestem? Zerknęłam na dół. Byliśmy dość nisko, a pod oknem rosły jakieś krzaki z wielkimi kwiatami, zwiniętymi na noc w pąki.

     Mogłabym skoczyć i się nie zabić. Hałasu też bym pewnie nie narobiła. Zaczęłam sunąć dłonią wzdłuż framugi okna, szukając klamki.

     Znów usłyszałam tych dwóch z korytarza, ale tym razem pod tymi właśnie drzwiami za którymi się znajduję. Schowałam się za kotarę, tak, aby mnie nie widzieli. I czym prędzej ponowiłam poszukiwania klamki. W końcu moja ręka złapała za uchwyt i otworzyłam okno, w tym samym czasie drzwi otworzyły się. Wiatr zawiał i lekko odchylił kotarę .

- Co do cholery?!- wydarł się jeden z przybyłych.

 Stanęłam na parapecie i modląc się, abym niczego sobie nie złamała i skoczyłam.

     Upadek z tej wysokości nic mi nie złamał, ale także nie był bezbolesny. Te krzaki nie były dobrą amortyzacją, ale przynajmniej jestem na zewnątrz. Hura, Ja! Wygrzebałam się z krzaków i pobiegłam, trzymając się jak najbliżej budynku, w cieniu. Zobaczyłam furtkę przed drzwiami, swoją drogą, sporej posiadłości i pobiegłam w jej stronę. Z racji, że dookoła było ciemno i cicho, straciłam odrobinę czujności. Tyle potrzeba było przeciwnikowi by mnie dogonić i złapać. Zostałam pociągnięta do tyłu. Ktoś złapał mnie za włosy, kiedy mało co nie zaryłam twarzą o ziemię. Zerknęłam kątem oka na tego osobnika i dostrzegłam gościa który oberwał krzesłem. Z jego oczu buchała wściekłość. Cholera, niedobrze.

- Teraz pójdziesz ze mną, mała suko- warknął.

 Szarpnął mnie za włosy w kierunku budynku, a ja krzyknęłam i zaczęłam się wyrywać. Miałam wrażenie, że wyrywane mi są włosy wraz z cebulkami. Widząc, że oddalam się od celu mojej podróży, mimo bólu zaczęłam się szarpać i lgnąć do bramki. Zmęczona moimi poczynaniami i zadanym sobie bólem, w końcu jednak odpuściłam i dałam się zaciągnąć do budynku.

     W środku nikogo nie było i chwilę potulnie szłam za facetem, który wciąż trzymał mnie za włosy. Ostatni raz, pozmyślałam, jak teraz się nie uda, to się poddaję. Kopnęłam go w kolano od wewnętrznej strony. On syknął z bólu i wypuścił moje włosy z uścisku. Pognałam do drzwi frontowych, ale nim dopadłam klamki złapały mnie dwie silne dłonie. Wyrwałam się, ale facet uprzedził fakty i całkiem mocno uderzył mnie w brzuch.

- Spróbuj jeszcze raz uciec, a zabiję cię na miejscu- syknął wściekły.

 Kiwnęłam powoli głową kuląc się z nagłego bólu. Już się nie opierałam kiedy odciągał mnie za rękę w nieznane mi miejsce. Ciągnięta w dół na schodach potknęłam się i prawie spadłam, ale ostatecznie złapałam równowagę.

- Uważaj jak leziesz.

 Zeszliśmy na sam dół, gdzie momentalnie zrobiło się zimniej o kilka stopni. Mężczyzna otworzył drugie drzwi z prawej i mnie wepchnął. Straciłam równowagę i upadłam na ramię, które zapłonęło żywym ogniem. Wokoło było przeraźliwie zimno. Jestem w piwnicy? Nie mogłam się ruszyć. Chłód był paraliżujący, a do tego dochodzi ból brzucha.

-Po jaką cholerę uciekałaś.

 Spróbowałam odczołgać się, ale nie mogłam. Nastaną mi na nogę i oparł na niej ciężar swojego ciała. Już myślałam, że złamię mi kość. Pisnęłam z przerażenia. Ucisk jednak zelżał. Poczułam mocne kopnięcie w brzuch, a po chwili w głowę i w żebra. Dostałam silnych mdłości i zobaczyłam mroczki przed oczami. Odruchowo zwinęłam się w kulkę chroniąc przy tym brzuch.

     Z ust wyciekała mi jakaś ciecz. A gdy kałuża się powiększyła z przerażeniem stwierdziłam że to krew. Moja krew.

- Wstawaj- warknął mężczyzna.

- N-nie mogę... boli...

- Powiedziałem, wstawaj!- wydarł się łapiąc mnie za włosy.

 Podciągnął mnie do pozycji stojącej, a ja wrzasnęłam z bólu. Mężczyzna przerzucił mnie sobie przez ramię i wyszedł z pokoju. Nie miałam już sił nawet na krzyczenie, więc po prostu cicho pojękiwałam na jego ramieniu, zalewając się wodospadem łez.

     Weszliśmy do pomieszczenia ze starym łóżkiem na środku. Podszedł do niego i rzucił mnie na materac z taką siłą, że się z niego sturlałam. Upadek wypchnął mi całe powietrze z płuc. Usłyszałam jeszcze tylko jego kroki i przekręcanie zamka w drzwiach. Znów zostałam sama.

     Leżałam tak w nieskończoność. Może minuty, może godziny. Nie miałam nawet sił, żeby podciągnąć się i położyć na łóżku. Wszystko tak piekielnie bolało. Dostrzegłam jeszcze porwany fotel w koncie, którego wcześniej nie zauważyłam. Pozwoliłam sobie na króciutką drzemkę. Zwykle miałam mocny sen, ale tym razem obudziłam się od razu, gdy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.

- ... z tego co pamiętam to jeszcze żyła- mruknął mężczyzna do rozmówcy po drugiej stronie telefonu.- No... Już chwilę...

 Minimalnie odchyliłam powiekę, aby sprawdzić co się dzieję. Mężczyzna w tym momencie zrobił mi zdjęcie telefonem, kliknął w niego kilka razy i przyłożył z powrotem do ucha.

- No... Już jestem... Jasne... Coś ty. Żebyś ty widział, co zrobiłby z nią...

 Reszty rozmowy nie usłyszałam bo mężczyzna wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Przynajmniej warga przestała mi krwawić, pomyślałam.

     Po godzinie, tak mi się przynajmniej wydaje, wczołgałam się na materac. Oczywiście nie miałam żadnej kołdry, ani koca, ale było mi cieplej nić na betonowej podłodze. Położyłam się bokiem i miałam widok na drzwi.

     Zaczęłam rozmyślać, co może robić teraz Drake. Może się o mnie martwi. A może w ogóle się nie przejął, podpowiadał mi wredny głosik w głowie.

     Chciałam ponownie wybuchnąć płaczem, ale skończyły mi się łzy. Leżałam więc zmarznięta, głodna i przerażona. Nawet nie wiem, która godzina. Pozwoliłam sobie w końcu na upragnioną drzemkę.

W złym miejscu i  czasieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz