Rozdział 8

3.2K 142 5
                                    

     Do pokoju wdarło się poranne światło, a chwilę później  rozdzwonił się mój budzik. Wyłączyłam  go i z powrotem rzuciłam się na łóżko. 

- Lili, wstałaś już?- dobiegł mnie krzyk mamy.

-Tak- odkrzyknęłam i zwlokłam się z łóżka.

Ubrałam wczoraj przygotowane czarne legginsy i luźną bluzkę w miętowo białe poziome paski. Zeszłam na dół i zjadłam z mamą (która wprost kipiała z radości) i z Rickiem.

    Po śniadaniu ubrałam trampki, spakowaliśmy bagaże do auta i pojechaliśmy odwieść mnie na lotnisko Heathrow. Zatrzymaliśmy się przed terminalem odlotów. Samolot wylatywał o 11:40. Zostałam przez obojga mocno wyściskana, jakbym miała już nigdy nie wrócić.

- Baw się dobrze w Ameryce, Lili i porządnie wypocznij- powiedziała mama, gdy w końcu udaje mi się wyplątać z jej uścisku.

-Dobrze- odpowiedziałam.- Nacieszcie się sobą, jak mnie nie będzie.

-Taki mamy zamiar- powiedział Rick całując mamę w policzek, na co ja się zaśmiałam.

 Przytulamy się jeszcze ostatni raz, a potem zostaję sama. Udaję się do kolejki do odprawy i staję w niej z bagażem podręcznym.

-Pani bilet? – Kobieta z szerokim uśmiechem wyciąga rękę.

  Stewardesy kręciły po pokładzie, sprawdzając metodycznie, czy wszystkie pokrywy półek na bagaż podręczny są dobrze zamknięte. Zagadywali je piloci, widoczni przez drzwi kokpitu. Na moje szczęście przydzielono mi fotel przy oknie. W końcu samolot przejechał na pas startowy i zaczął się rozpędzać. Po kilku minutach byliśmy w powietrzu. Wyjęłam słuchawki i słuchałam z telefonu muzyki. Stewardesy rozdały chętnym słuchawki i wyświetlono film. Od czasu do czasu przyglądałam się z nudów poczynaniom jego bohaterów, choć nie zbyt mnie to interesowało więc postanowiłam się przespać.

  Kiedy ponownie otworzyłam oczy na zewnątrz zrobiło się już ciemno. Zagapiłam się w czerń. Przelatywaliśmy nad jakimś miastem, które jarzyło się milionem świateł. Wyglądało to przepięknie. Do lądowania została jeszcze jakaś godzina. Wyjęłam z plecaka książkę i zajęłam się jej czytaniem. Ani się obejrzałam, a pilot poinformował nas, że zaraz podchodzimy do lądowania. Miejscowy czas to 22:57. Pomyślałam, że spotkam się z bratem, po raz pierwszy od sześciu miesięcy.

    Wyszłam na terminal i rozejrzałam się dookoła, ale nie zauważyłam nikogo znajomego. Lekko zdziwiona i zaniepokojona podeszłam do taśmociągu. Może się spóźni, albo w ogóle po mnie nie przyjedzie? Może zapomniał? Czekałam aż moja walizka się pokarze. Gdy znalazła się już w mojej ręce, zamyślona udałam się w stronę krzeseł. Zatrzymałam się i przykucnęłam by zawiązać buta. Wstałam i poczułam jak czyjeś ręce oplatają mnie w pasie i zaczynajął mnie obracać, tak jak to się robi z małymi dziećmi. Zaczęłam piszczeć z zaskoczenia i po chwili usłyszałam tak dobrze mi znany śmiech, po sekundzie również się śmiałam. Osoba za mną w końcu postawiła mnie na nogi, a ja obróciłam się. Moim oczom ukazał się przystojny brunet o takich samych oczach jak ja i mama oraz z szerokim uśmiechem na opalonej twarzy.

- Drake!- zawołałam.

-Lili!- odkrzyknął, a ja go przytuliłam. Tak bardzo mi go brakowało.- Moja małą siostrzyczka- ponownie zaczął się śmieć.

-Ej. Już nie taka mała- skarciłam go i mierzwiąc mu włosy.

-Ej?! Co ty robisz?!- krzyknął.- Pół godziny je dla ciebie układałem- jęknął i zaczął poprawiać włosy, na co ja zaczęłam się śmiać.

W złym miejscu i  czasieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz