Rozdział 22

1.9K 113 5
                                    

 Drake Pov:

 Zgasiłem lampkę przy biurku i schowałem papiery do szafki. Kasy spokojnie wystarczy nam na trzy miesiące bez żadnych zleceń.

 - Drake!- usłyszałem krzyk Lili.- Gdzie są kluczyki od samochodu?!

 - Na szafce w przedpokoju!- zawołałem.

 Po co jej kluczyki od samochodu? Podszedłem do okna i wyjrzałem. Miałem idealny widok na podjazd. Deszcz delikatnie stukał w szybę zostawiając po sobie mokre ślady. Lili właśnie szła w stronę auta, radośnie machając rękoma na boki. Najwyraźniej cieszyła się ze zmiany w pogodzie. Odwróciłem się i zrobiłem pół kroku w stronę biurka. Wtedy usłyszałem jej krzyk.

 - Dra...!

 Niewątpliwie mnie wołała, ale co ją tak przeraziło? Natychmiast się odwróciłem z powrotem do okna i sobaczyłem, że ktoś wpycha ją do mojego samochodu! Tyle mi było potrzebne, aby wyjąć z szuflady pistolet, rzucić się w dół po schodach i wybiec z domu. Samochód był już na ulicy i skręcał w stronę centrum. Wymierzyłem pistoletem celując w oponę, ale nie trafiłem. Był już za daleko. Wyjąłem z kieszeni spodni telefon i trzęsącymi się palcami wybrałem numer Matta. Odebrał po drugim sygnale.

 - Hal...

 - Matt! Namierz natychmiast mój samochód! Już!- przerwałem mu, nie ma czasu na grzeczności.

 - A co, stary, ukradli ci?- zaśmiał się Matt.

 - To nie jest śmieszne! Zabrali Lili! Sprzed mojego, pieprzonego nosa!- krzyczałem spanikowany.

 - Rozumiem- powiedział już zupełnie poważny.- Hmm...- mruknął do siebie.

 - Co „Hmm”?! Gdzie jest samochód?!

 - Wjeżdża do centrum i jedzie Friars Rd.

 - Jasne!- rzuciłem biegnąc do garażu. Wsiadłem do mojego drugiego samochodu i ruszyłem z piskiem opon.

 Jechałem wzdłuż Napa St. O ironio, gonie porywacza mojej siostry przy posterunki policji, pomyślałem, żeby tylko nie zatrzymali mnie za przekroczenie prędkości.

 - Zatrzymał się na parkingu przed Bloomingdale's.

 Pomknąłem w tamtą stronę. Teraz cię dopadnę, pomyślałem dociskając gazu. Dojazd zajął mi jakieś 20 minut. Z piskiem opon wjechałem na parking.

 - Dalej tam jest?- rzuciłem do telefonu.

 - Tak, we wschodniej części.

 Zwolniłem i uważnie przyglądałem się każdemu autu. Nareszcie, pomyślałem widząc swoje volvo. Zaparkowałem na najbliższym miejscu i sprawdzając czy broń mi nie wypadła, pobiegłem w tamtą stronę.

 - Cholera- zakląłem pod nosem.

 Obok pojazdu leżała kurtka Lili w której wychodziła, a samochód był pusty. Podniosłem ubranie i sięgnąłem do klamki, a zamek ustąpił. Ze zdziwieniem usiadłem na miejscu kierowcy. Kluczyki znajdowały się w stacyjce. Na prawo ode mnie, na miejscu pasażera, leżała koperta. Wziąłem ją do ręki i schowałem do kieszeni kurtki. Zajrzałem jeszcze do tyłu i zobaczyłem czarny płócienny worek. Co ja narobiłem, pomyślałem.

      Nagle ciszę przeszył dzwoniący telefon. Obróciłem się za siebie i zobaczyłem rozświetlony wyświetlacz telefonu Lili. Na środku pisało wielkie „Mama” a pod nim jej zdjęcie. Nie wiedziałem czy mam odebrać więc siedziałem i patrzyłem na telefon jak idiota. Po chwili połączenie zostało zakończone. To już trzecie od niej.

     No ładnie i jak mam jej to teraz wytłumaczyć?

Lili Pov:

 Powoli otworzyłam sklejone powieki i dyskretnie się rozejrzałam. Leżałam na tylnym siedzeniu samochodu, a na głowie nie miałam już niczego. Z przodu siedziało dwóch facetów pogrążonych w rozmowie. Nawet nie zauważyli, że się obudziłam, cokolwiek mi zrobili. Jeden z nich miał przyjemny francuski akcent, który kompletnie nie pasował do ich rozmowy. Mimo iż przestrzeń nie była wielka to wciąż słyszałam tylko urywki ich rozmowy.

- Nie sądziłem, że pójdzie nam tak łatwo...

- Ten skurwiel jeszcze do nas strzelał...!

- Żałuję, że nie mogę zobaczyć jego miny...

- Gdyby cię tylko zobaczył, wyłupałby ci oczy- zaśmiał się.

- Możemy zatrzymać ten samochód...?

- Idioto, na pewno ma nadajnik...

 Nie chciałam więcej tego słuchać więc, postanowiłam się zdrzemnąć. Prawie zasnęłam, gdy ten idiota za kółkiem gwałtownie się zatrzymał. Poleciałam do przodu i spadłam na podłogę. Z mojego gardła wydobył się cichy jęk.

 - Uważaj kretynie!-krzyknął ten z prawej.

- Nie moja wina! Zajechał mi drogę- tłumaczył się kierowca z akcentem.

 Auto znów ruszyło, by po chwili się zatrzymać. Obaj mężczyźni wyszli zamykając za sobą drzwi. Te przy mojej głowie otworzyły się i poczułam szarpnięcie. Wyciągnięto mnie z samochodu. Ciągle miałam zamknięte oczy, ale domyślałam się, że jest dość ciemno. Jedna potężna ręka obejmowała mnie w talii, a druga brutalnie ciągnęła za ramię i włosy. Moje stopy bezwładnie szurały po betonie.

- Zobacz, dalej jest nieprzytomna. A ty mówiłeś, że dałem jej za ma...- przerwał.

 Ugięłam nogi, uniosłam do góry i wbiłam plecy w pierś napastnika. Jęknął, ale zanim zdążył cokolwiek zrobić szarpnęłam piętą do góry i uderzyłam w jego czuły punkt. Wypuścił mnie z objęć, a ja boleśnie upadłam na beton. Czym prędzej wyrwałam do przodu, ale czyjeś ręce złapały mnie za kurtkę i szarpnęły do tyłu. Zrobiłam pierwsze co pomyślałam, czyli zdjęłam kurtkę i pobiegłam dalej. Ktoś zastąpił mi drogę, a ja gwałtownie wyhamowałam. Gdzie są wszyscy ludzie?! Miałam już skręcić w prawo, gdy ręce drugiego faceta owinęły się wokół mojej szyi. Próbowałam się wyszarpać, ale on tylko zwiększył siłę nacisku, lekko mnie przyduszając. Zaczęłam kaszleć i łapać oddech myślałam, że umrę. Wtem poczułam wbijaną strzykawkę. Spojrzałam w tamtą stronę i widziałam tego pierwszego opróżniającego zawartość małej fiolki i wpuszczającego ją do mojego krwiobiegu.

- Jak mówiłem za mało, to znaczy za mało- warknął ten co mnie trzymał do swojego towarzysza, a ja znów zapadłam się w ciemność. Tę prawdziwą i przerażającą.

W złym miejscu i  czasieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz