Rozdział 30

1.9K 122 4
                                    

 Lili Pov:

     Siedziałam skulona na środku łóżka. Znowu śnił mi się koszmar. Nienawidzę tego.

     Większość moich obrażeń przestała już boleć. Po chwili poczułam, że muszę do toalety. A niech to. Wstałam i niespodziewanie zachwiałam się. Pewnie za szybko się podniosłam, pomyślałam. Przetrzymując się ściany podeszłam do drzwi, niepewnie zapukałam i zawołałam:

- Halo, muszę do toalety!

 Odpowiedziała mi cisza. Cholera, chyba nie wytrzymam.

- Hej! Muszę do łazienki!- zawołałam już głośniej.

 Przyłożyłam ucho do drzwi i poleciałam do tyłu, kiedy drzwi się otworzyły. Cicho syknęłam, bo wciąż trochę bolało. Nade mną znalazł się Beloved.

- Jakiś problem?- warknął, kiedy już się pozbierałam z ziemi.

- Muszę do toalety- powiedziałam nieśmiało.

 Westchnął i złapał niezbyt delikatnie za łokieć.

- No to chodź, tylko bez żadnych numerów- powiedział ciągnąc mnie w głąb korytarza.

 Bałam się, że gdyby mnie puścił upadłabym, bo miałam nogi jak z waty i ledwie na nich stałam. Wydawało mi się, że B. nawet nie zwrócił na to uwagi.

- Masz dwie minuty- powiedział wskazując na drzwi obok.

 Zerknęłam tylko w stronę, gdzie jak sądziłam było wyjście i chwiejnie weszłam do łazienki. Szybko załatwiłam potrzebę i wyszłam.

-A teraz idziemy- szarpnął mnie do przodu.

 Zaczął coś mamrotać o tym, że to akurat on musi być niańką. Dotarliśmy do mojego „pokoju” i zostałam tam wepchnięta. Straciłam równowagę i ponownie upadłam. Westchnęłam głęboko, żeby się uspokoić i powoli podeszłam do łóżka, kładąc się na nim. Wyjęłam spod poduszki butelkę, ale spotkałam się z niemiłą niespodzianką, gdyż butelka była pusta. Ani kropelki. Odłożyłam ją na miejsce. Leżałam kilka minut mając ciarki na całym cielę. W końcu postanowiłam przyłożyć drżącą dłoń do czoła i jak się okazało, pażyło. Miałam wysoką gorączkę. No to nieźle się załatwiłam, pomyślałam.

     Dwa dni później leżałam z przymkniętymi oczami. Ledwo mogłam siedzieć, a co dopiero stać, więc po prostu leżałam. Nikt do mnie nie zaglądał, a ostatni był Beloved, który ma mnie gdzieś. Ostatnio się zastanawiałam czy on w ogóle ma jakichś kolegów. Z tym charakterem... szczerze wątpię. Jako, że nikogo tu nie było, nikt nie widział w jakim jestem stanie. Zwinięta w kulką drżałam i nie mogłam tego opanować. Do tego dochodzi pulsujący ból głowy i brzucha. A jedynym przykryciem był kawałek materiału, który przyniósł ten chłopak. Nie licząc tego jabłka i wody, nie dostałam więcej nic do jedzenia. Myślałam, że dłużej nie wytrzymam.

     Wtedy usłyszałam głosy rozmowy za drzwiami, a moje ciało zdrętwiało. Klamka poruszyła się i opadła, otwierając drzwi. Do środka wszedł Beloved i jakiś inny facet, którego widzę pierwszy raz w życiu.

-Wstawaj- powiedział Beloved, ale ja nie miałam na nic sił i leżałam z przymrużonymi oczami nie ruszając się.- Powiedziałem coś- warknął głosem przepełnionym frustracją.

 Sekundę potem poczułam szarpnięcie do góry. Ten drugi właśnie próbował postawić mnie na nogi, ale były jak z waty i wyglądało, że zaraz się przewrócę. Mężczyźni wymienili porozumiewawcze spojrzenia i Beloved podszedł do mnie. Złapał mnie w tali i przerzucił mnie przez ramię. Byłam strasznie zmęczona i przymknęłam oczy.

     Szliśmy w ciszy, a raczej oni szli. Ja byłam niesiona. Po kilku minutach wspinaliśmy się po schodach, a będąc na górze został mi założony czarny worek na głowę. Nie miałam sił protestować, ani choćby na podniesienie dłoni i ściągnięcie go. Najwyraźniej uznali, że nie trzeba wiązać mi rąk. Wyszliśmy z budynku, tak sądzę, bo owiał mnie chłodny wiatr. Wszędzie było ciemno, więc zakładałam, że była noc. Gdyby był dzień to kilka promieni słonecznych prześwitywałyby przez materiał. Zadrżałam na całym ciele. Nie muszę chyba przypominać, że moja bluzka wyglądała jakby miała bliskie spotkanie z kosiarką, więc nie miałam jak jej założyć. I jak tu człowieku się nie rozchorować?

     Za chwilę zostałam wrzucona do pojazdu na tylne siedzenie i przez osłabienie i strach, leżałam tam niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Usłyszałam dwie pary zamykanych drzwi z przodu auta, następnie odpalanie silnika. Poczułam lekkie szarpnięcie i już jechaliśmy, tylko gdzie?

     Nie mam pojęcia, ile zajął nam dojazd, ale w końcu byliśmy na miejscu. Zostałam wyciągnięta i ponownie przerzucona przez ramię jak worek kartofli. Słyszałam szmery rozmów, które z każdym krokiem zwiększały się, a ja z każdym krokiem oddychałam coraz ciężej. W końcu zatrzymaliśmy się. Nikt się nie odzywał i miałam wrażenie, że wszyscy słyszą szaleńcze bicie mojego serca. Oby tylko nie stanęło z nadmiaru wrażeń.

     Poczułam jak niosąca mnie osoba zesztywniała i mruknęła coś pod nosem. Pewnie zobaczyła coś co ją nie ucieszyło.

- A więc jesteśmy- powiedział głos po mojej lewej, czyżby John?- A teraz oddajcie dziewczynę.

- Najpierw Lili- powiedział głos, którego nigdy nie słyszałam.

 Poczułam jak mój ochroniarz stawia mnie na ziemię i obraca przodem do tajemniczego głosu. Musiał mocno trzymać mnie za ramiona, żebym nie upadła. Dygotałam na całym cielę z zimna i nie tylko. Z głowy został mi zdjęty worek i zobaczyłam nade mną kumpla Beloveda, a naprzeciwko mnie całą zgrają facetów. Na samym przodzie znajdowała się Eva. Co? Co ona tu robi?! Chwila, skoro ona i Jace są rodzeństwem, a John jest bratem Evy... czyli to jest trójka z czwórki rodzeństwa. Super, jeszcze tylko czwartego nam trzeba i mamy zjazd rodzinny. Rozejrzałam się na boki i stwierdziłam, że z tej strony również nie próżnowali. Po moich obu stronach znajdowali się kumple Johna, niektórych już wcześniej widziałam. Mój ochroniarz patrzył pytająco na Johna. Ten skinął mu głową, a ja zostałam pchnięta do przodu.

     Objęłam się rękami, aby trochę uspokoić dreszcze i ruszyłam stawiając niewielkie kroki i starając się nie przewrócić. Kilka razy niebezpiecznie się zachwiałam, ale szłam dalej szurając stopami o beton. Zobaczyłam że Eva również idzie przed siebie, ale w o wiele lepszym stanie. Minęłam się z nią, nawet na nią nie zerkając. Uparcie patrzyłam pod nogi. Kiedy byłam ze dwa metry od najbliższego z chłopaków dostrzegłam go.

    Drake szybkim krokiem podszedł do mnie i wziął mnie na ręce jakby nie sprawiało mu to najmniejszego kłopotu i wrócił do szeregu. Wymienił spojrzenia z jakimś facetem i przeszedł na tyły. Wtuliłam głowę w jego skórzaną kurtkę nie chcąc się od niego odrywać. Dookoła były tylko magazyny, a za jednym z nich znajdowało się kilka samochodów.

     Nagle Drake zesztywniał, a ja nie wiedziałam o co chodzi. Mój zmęczony umysł nie rejestrował większości dźwięków, ale po chwili do moich uszu dobiegły dźwięki walki i strzelaniny. Z ust Drake'a wyleciała wiązanka niecenzuralnych słów i przyśpieszył kroku, niemal biegnąc. Zerknął do tyłu, a ja zrobiłam to samo. W naszą stronę biegło dwóch facetów, a po postawie brata stwierdziłam, że nie są przyjacielsko nastawieni.

     Podtrzymując mnie jedną ręką Drake wyjął swój pistolet i oddał strzał. Wzdrygnęłam się słysząc ten dźwięk. Cicho zaszlochałam przerażona tym, w czym właśnie uczestniczyłam.

-Ciii, spokojnie- mruczał uspokajająco Drake cofając się tyłem.

 Obrócił się przodem do samochodów, które stały już niedaleko. Przed nami wyrosła czyjaś postać i uderzyła Drake'a. Stracił on równowagę upadając na ziemię, a ja wyleciałam z jego objęć. Chciałam się podnieść, ale nie mogłam. Sekundę po tym jak wyleciałam z rąk brata, John oddał strzał i trafił w mój bok. Krzyknęłam głośno, a Drake poderwał się z miejsca, niestety został kopnięty w brzuch i znów leżał na ziemi.

- A teraz patrz, jak ją zabijam. Nie martw się, ty będziesz następny.- powiedział John.

 Kopnął jeszcze raz Drake'a, aby ten się nie podniósł i odwrócił w moją stronę. Zamknęłam oczy i czekałam na śmierć. Sekundę potem powietrze przeszył głośny dźwięk wystrzału z broni.

W złym miejscu i  czasieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz