-no to się domyślasz że musimy porozmawiać bardzo poważnie-
-wiem-
-kurator dał nam szanse chociaż twierdzi że Roksana nie powinna na takie rzeczy patrzyć-
-wiem wiem ale nie bądź zła...przecież nie tylko ja jestem tu winny-
-słucham?-
-no ty też piłaś-
-czy ty słyszysz co ty mówisz ja piłam owie wiele mniej niż ty i w ogóle co innego. Nie byłam w takiem stanie jak ty-powiedziałam zła
-no wiem byłem nietrzeźwy ale nie było aż tak źle-
-czy ty jesteś w ogóle świadomy że przez to że ty byłeś wczoraj pijany mogli mi zabrać moją Roksanę-powiedziała lekko unosząc głos
-aha czyli ona jest tylko twoja...a ja głupi myślałem że my jednak razem ją wychowujemy i że to jest jednak nasze wspólne życie-Adam powiedział to prawie krzycząc
-jak byś tak myślał to byś tak się nie upił-mówiłam ale nie podnosiłam głosu
-czyli to jest moja wina?-
-moja też ale ja przynajmniej nie obijałam wszystko co napotkałam na swojej drodze-
-my tylko z twoim ojcem świętowaliśmy naszą sytuacje-
-tak świętowaliście że przez was prawie mi zabrali moją córkę-podkreśliłam dwa ostatnie wyrazy
-czyli co ona jest tylko twoją córką, a ja?-
-ty w ogóle się nią nie przejmujesz-
-przejmuję i to bardzo-Adam nadal podnosił głos
-przestań tak krzyczeć Roksana tu jest a po za tym chyba ktoś pukał-poszłam otworzyć, a to nie był koniec naszych problemów
-dzień dobry pani Mario-powiedział kurator
-dla kogo dobry dla tego dobry ale zapraszam-weszliśmy do środka
-jesteście świadomi że takie kłótnie i to w towarzystwie dziecka nie powinny mieć miejsca?-
-jesteśmy-powiedziałam
-a pan?-zwrócił się do Adama
-jestem-odpowiedział mu
-no właśnie wątpię kłóciliście się państwo tak że było słychać na klatce schodowej...ale nie było słychać pani Mari tylko pana panie Adamie-słuchałam to bojąc co z tego wyniknie a on dalej kontynuował-mieszkanie i życie z panem nie sprzyja Roksanie-
-do czego pan zmierza?-zapytałam nadal się bojąc
-musi pani podjąć decyzje co jest dla pani ważniejsze-
-mianowicie?-
-dobro Roksany czy pani-
-nie rozumiem-wtrącił się Adam
-pan już drugi raz podpadł a pani Maria ani razu. Pani Mario możemy porozmawiać w cztery oczy?-
-Adam pójdź z Roksaną na górę-gdy poszli jak prosiłam kurator zaczął mówić
-powiem w prost albo pani żyje z panem Adamem albo adoptuje pani Roksanę-
-nie wiem czy dobrze rozumiem...czyli pan mi radzi się rozstać z Adamem jeśli chce zaadoptować Roksanę ?-
-tak dobrze pani rozumie. Dam pani na podjęcie decyzji dwa dni. A teraz już pójdę. Niech pani to przemyśli-
-dobrze przemyśle-namieszał mi w głowie i poszedł. Po chwili oni zeszli na dół
-co ci powiedział ?-zapytał Adam
-poradził mi że jeśli chce zaadoptować Roksanę to powinnam się z tobą rozstać-
-słucham-
-dobrze słyszałeś... mam wybrać pomiędzy tobą a Roksaną-
-chyba żartujesz-
-nie...zrobię wszystko żeby Roksana nie trafiła do domu dziecka-
-a co z nami?-
-my nie jesteśmy tu najważniejsi-
-poczekajcie stop-odezwała się Roksana-czyli żeby mnie zatrzymać musisz rozstać się z Adamem?-
-tak słońce ta będzie najlepiej-
-chyba sobie żartujesz nie pozwolę ci z mojego powodu do końca życie być nieszczęśliwa-
-ale tak trzeba-
-nic nie trzeba, ja sobie poradzę-
-Roksana ja już podjęłam decyzję-
-ja też nie pozwolę wam się rozstać z mojego powodu-powiedziała i poszła na górę, bo zaraz miała iść do szkoły
-mam nadzieje że mnie rozumiesz-
-właśnie wcale cie nie rozumiem-
-chodź jedziemy do pracy-powiedział bo nie chciał drążyć tematu- Roksana podwieźć cię do szkoły?-
-poradzę sobie-powiedział a my pojechaliśmy do pracy. Dzień minął mi spokojnie i bez żadnych niespodzianek. Wróciliśmy do domu a ja postanowiłam że jutro się spakujemy i wyprowadziliśmy, nawet już poprosiłam szefa o wolne i się zgodził.(w domu Adama)
-Roksana jesteś już w domu-zawołałam ale była idealna cisza a na stole w salonie leżała kartka a brzmiała tak:"przepraszam was wiem że to co zrobiłam was zawiedzie ale nie pozwolę wam się rozstać z mojego powodu...dlatego uciekam poradzę sobie nie martwcie się...wiem że może długo się nie znamy ale pamiętajcie byliście wspaniałymi rodzicami...kocham was."
-co uciekła jak mogła będziemy mieli kłopoty-
-pomyślmy gdzie może być...ale ty po dzwoń do kogo się da a ja idę pojeździć po mieście-
-chyba żartujesz dobrze wież je jak ona się ukryje to jej nie znajdziemy-
-mamy dwa dni żeby ją znaleźć-byłam załamana zostałam w domu sama i dzwoniłam gdzie się dam. Gadałam z Pauliną i Agatą ale one też nie wiedziały gdzie ona jest. Minęło 2 godziny Adam wrócił i powiedział że nic nie ma
-to moja wina gdybym się dziś z tobą nie kłócił było by okey-powiedział Adam siedzący obok mnie
-wiesz że nie mamy wyjścia-
-wiem-skierował do mnie głowę i znów zaczął-ale ty musisz wiedzieć że zawsze będę cię kochał najbardziej na świecie-
-wiem ja ciebie też ale nie mamy innego wyjścia, chociaż moje serce na samą tą myśl bardzo boli-
-rozumiem że tak trzeba ale nie pozwolę ci tak po prostu odejść-
-Adam odpuść-
-spokojnie daj mi dokończyć i obiecaj że dasz mi dokończyć a ty się odezwiesz na samym końcu-
-okey mów-
-chcę się z tobą odpowiednio pożegnać, a potem zrobimy to co należy-
-o co ci chodzi pożegnaniem-powiedziałam nie wiedząc o co mu chodzi on zaczął mnie całować
-Adam czekaj nie możemy musimy ją znaleźć-
-spokojnie Kuba ją szuka a ja muszę się z tobą pożegnać-po tym razem wylądowaliśmy w łóżku. Chociaż wiedziałam że i tak po tym musimy się rozstać.Ciąg dalszy nastąpi
CZYTASZ
Marysia i Adam-Zupełnie inna historia
FanfictionOpowiadanie o Marysi i Adamie ze sprawiedliwych