Rozdział drugi

160 0 0
                                    


– Zostało strasznie dużo tortu… – mówi Nora, unosząc plastikowy widelec
do ust.
Kruszynki białego ciasta i zielonej masy cukrowej opadają na dzielący nas stół. Okazało się, że Ellen tak naprawdę nie lubi słodyczy. Jako typowa nastolatka
twierdzi też, że nie lubi kwiatów, kiedy ubolewam, że powinienem był je przynieść
zamiast tortu. Ale jak można nie lubić tortów? Nie wiem, co z niej za ziółko, ale
z radością zjem za nią nasz wypiek.
Chociaż Ellen nie cierpi większości normalnych rzeczy, cieszyła się naszym
towarzystwem. Próbowała co prawda walczyć z uśmiechem na twarzy, ale jej się
nie udało i dobrze się razem bawiliśmy. Nora odwróciła tabliczkę na drzwiach tak,
aby podczas gdy śpiewaliśmy Sto lat, wskazywała „zamknięte”. Odkryliśmy, że
okropnie śpiewam. Ale najważniejsze, że nawet bez świeczek i z kocią muzyką
wiedziała, że pamiętamy o jej urodzinach.
Nora włączyła popowe radio na swoim telefonie, a Ellen rozmawiała z nią
więcej niż kiedykolwiek ze mną. Nasze zaimprowizowane przyjęcie potrwało
zaledwie jakieś pół godziny. Ellen niepokoiła się, że sklep jest zamknięty;
wydawało mi się też, że zmęczyła się mówieniem o sobie. Wielka szkoda.
Zauważyłem, że ludzie, którzy nie lubią mówić o sobie, to często ci, z którymi
najbardziej chcę rozmawiać.
– Więcej dla nas.
Biorę drugi widelec z blatu i wbijam go w róg tortu. Nora siedzi przy mnie
na krześle z ugiętym kolanem i stopą opartą na siedzisku. Małe kawałki pizzy na jej
skarpetkach są jednocześnie ekscentryczne i urocze. Wyciągam dłoń i stukam
palcem w wierzch jej stopy.
– O co chodzi z tymi skarpetkami?
Nora oblizuje wargi.
– Życie jest za krótkie na nudne skarpetki.
Wzrusza ramionami i unosi widelec z tortem do ust.
Spoglądam na własne skarpetki – białe z szarymi palcami i piętami. Ups. Ale
nuda. No i to podkolanówki. Nikt już takich nie nosi.
– To twoje życiowe motto?
Kiwa głową.
– Jedno z nich – mówi z pełnymi ustami.
Ma masę cukrową na krawędzi ust, a ja żałuję, że nie jesteśmy bohaterami
komedii romantycznej, ponieważ mógłbym ją zetrzeć palcem. Rozpłynęlibyśmy
się, w naszych brzuchach zaroiłoby się od motyli, a ona przytuliłaby się do mnie.
– Masz masę cukrową na ustach – mówię, wykonując dokładną odwrotność
romantycznego gestu. Ociera usta kciukiem, nie trafiając w zabrudzone miejsce.
– Nie zetrzesz jej za mnie? W filmach to doskonała uwertura do pocałunku.
Jej umysł podąża tymi samymi ścieżkami co mój. Z jakiegoś powodu podoba
mi się, jak bardzo kojąco to na mnie działa.
– Właśnie o tym myślałem. Że gdyby to był film, pochyliłbym się i sam ją
starł.
Uśmiecham się.
Nora uśmiecha się szerzej, wciąż z plamą polewy na ustach.
– Zlizałbyś ją ze swojego palca, a ja przyglądałabym się temu, jak rozchylają
się twoje usta.
– Patrzyłbym na ciebie, robiąc to.
– Westchnęłabym na widok, jak go oblizujesz, ani na chwilę nie przerywając
kontaktu wzrokowego.
Mój żołądek podskakuje.
– Miałabyś motylki w brzuchu.
– Dzikie i rozwścieczone… miałabym wrażenie, że zaraz oszaleję.
Nora spogląda mi w oczy. Uśmiecha się i jest przepiękna.
– Powiedziałbym ci, że jeszcze trochę zostało, i znów bym się do ciebie
nachylił. Twoje serce waliłoby z zawrotną prędkością.
– Tak szybko, że byś je słyszał.
Powtarzam jej słowa, zagubiony w nich:
– Tak szybko, że bym je słyszał. Dotknąłbym twojego policzka.
Klatka piersiowa Nory powoli się unosi i opada.
– Pozwoliłabym ci na to.
– Twoje oczy zamknęłyby się, jak zawsze, kiedy cię dotykam.
Nora wygląda na zaskoczoną moimi słowami, jakby nie wiedziała, że to robi.
Kiedy mówi, wpatruję się w jej usta, zastanawiając się, o czym myśli.
– Przyciągnęłabym cię do siebie i oblizała wargi – dodaje do naszej
historyjki.
Serce wali mi jak szalone – słyszę krew przepływającą mi w głowie za
uszami. Biorę wdech. Nora się do mnie przysunęła – nie sądzę, że to w ogóle
zauważyła.
– Musnęłabym twoje usta swoimi. Z początku tak delikatnie, że ledwo byś to
poczuł. Rozchyliłabym ci je językiem i pocałowała cię.
Nora patrzy teraz wpółprzymkniętymi oczami na moje usta.
– Pocałowałbyś mnie tak, jak nikt nigdy wcześniej mnie nie całował… ani ja
nikogo, nie tak, jak ty mnie całujesz. Byłoby to jak pierwszy pocałunek, nawet jeśli
tak nie jest – zniża głos do szeptu.
Nie mogę jej nie pocałować. Pochylam się bliżej do niej, zostawiając między
nami zaledwie kilka centymetrów przestrzeni. – Nikt cię nigdy nie całował. – Jest teraz tak blisko, że czuję jej oddech na
policzkach. – Nie tak, jak ja bym cię pocałował. Zapomniałabyś o każdym
pocałunku, który był przed moim, każdym dotyku. Każdym.
Biorę wdech, a jej usta przywierają do moich, zanim zdołam wypuścić
powietrze. Smakują masą cukrową. Jej język jest ciepły, a chciwe dłonie zatapiają
się we włosy. Przyciąga mnie bliżej, dotyk jej palców elektryzuje mnie do głębi.
Moje stopy opierają się mocniej o podłogę i obejmuję ją, przyciągając z jej
krzesła do mojego. Sadowi mi się na udach, obejmując mnie nogami. Całuje mnie,
jakbym to ja nigdy nie był całowany i jakbym to ja chciał zapomnieć o każdym
pocałunku, który był przed jej pocałunkiem, każdym dotyku.
Jej miękkie ciało kołysze się przy moim, kiedy przygryza moją wargę.
Czuję, jak twardnieję pod nią – zaskakuje mnie to, że nie jestem ani odrobinę
zawstydzony. Wiem, kiedy zaczyna mnie czuć. Smakuję jej westchnienie, kiedy
obejmuje moją szyję. Dopasowuje swoje ciało do mojego, żeby czuć, jak się o nią
ocieram. Jej spodnie są bardzo cienkie, a moje dresy niczego, ale to niczego nie
ukrywają.
Jęczę, kiedy kołysze się na mnie, a jej cipka ociera się o moją twardość. Nie
mogę się powstrzymać. Dotyk jej ciała jest tak cudowny, nawet kiedy jest w pełni
ubrana.
Kurwa, mam rozbiegane myśli, teraz całuje mnie w szyję. Jej usta dokładnie
wiedzą, gdzie całować, gdzie lizać, które dokładnie miejsce u nasady mojej szyi
ssać. Sięgam do jej bioder i delikatnie je ściskam, prowadząc ją, aby ocierała się
dokładnie o miejsce, w którym jej potrzebuję.
Porusza biodrami w najseksowniejszy z możliwych sposobów. To bogini –
koniec kropka. To bogini, a ze mnie kawał szczęśliwego sukinsyna, że mogę z nią
teraz być. W tej kuchni naprawdę jest coś, co sprawia, że dostajemy na swoim
punkcie szału. Zupełnie nie tego się spodziewałem po dzisiejszym wieczorze.
Nie żebym narzekał na obrót wypadków.
Nora odsuwa usta od mojej szyi, wciąż pocierając mojego kutasa cipką.
– Boże, szkoda, że jesteś współlokatorem Tessy.
Znów ssie moją skórę, a potem przestaje. Ściskam jej biodra, a ona znów
mówi:
– Pieprzyłabym się z tobą… kurwa… pieprzyłabym się z tobą w tej
sekundzie, gdybyś nim nie był.
Jej słowa sprawiają, że czuję w kręgosłupie znajome mrowienie orgazmu.
Jest taka seksowna, taka otwarta i doprowadza mnie do szału. Absolutnie, kurwa,
szaleję na jej punkcie.
– Możemy udawać, że nie jestem – mówię, nie do końca żartując.
Śmieje się i dalej ślizga po mnie.
– Dochodzę, kurwa, Landon. To… się… nie… liczy… – szepcze gardłowo i zmysłowo, a ja ledwo oddycham, kiedy mnie ujeżdża, wciąż wykonując pchnięcia
biodrami.
Przenoszę dłonie na jej plecy, żeby uspokoić jej szybkie ruchy. Zanim mogę
się powstrzymać, niemal do niej dołączam. Nie chcę o tym myśleć, nie chcę, żeby
mój umysł zrujnował tę chwilę. Chcę tylko ją czuć – chcę tylko sprawić, by doszła,
i dołączyć do jej rozkoszy.
– Ja też… zaraz… też… – mówię wtulony w jej szyję.
Szkoda, że nie radzę sobie ze słowami tak dobrze jak ona. Całuję miejsce,
w którym jej szyja styka się z ramieniem, nie wiedząc dokładnie, co robię, ale
dźwięk, który wydaje, dochodząc, mówi, że zrobiłem to dobrze.
Mój umysł się wyłącza. Jest teraz tylko jedno uczucie. Jestem tylko
uczuciem – Nora tak dobrze radzi sobie z uciszaniem mojego umysłu, to wspaniałe.
Cudownie jest mieć ją na swoim ciele i w swoim rozedrganym umyśle.
Uspokaja się, jej ciało porusza się wolniej, a oddech staje się miarowy.
Kładzie głowę na moim ramieniu, a ja czuję wilgoć między naszymi ciałami, ale
żadnego z nas to chyba nie obchodzi.
– To było… – zaczyna. – Ja…
Jej słowa przerywa dźwięk zamykających się drzwi wejściowych.
– Landon? – dobiega zza rogu głos Tessy, przecinając nasze ciężkie
oddechy, przeszywając euforyczne myśli.
– Cholera – mamrocze Nora, schodząc ze mnie, a później traci równowagę.
Chwytam ją za łokieć, sprawiając, że nie przewraca się na podłogę.
Wstaję, a wzrok Nory pada na moje krocze. Na mokrą plamę.
– Idź.
Szybko ruszam w stronę łazienki. Tessa wchodzi do kuchni, kiedy jestem już
prawie przy drzwiach. Próbuję uciekać, ale mnie zatrzymuje. Przynajmniej jestem
do niej odwrócony plecami.
– Hej, próbowałam się do ciebie dodzwonić – mówi.
Nie chcę się odwracać. Nie mogę się odwrócić.
– Chciałam spytać, czy nie mógłbyś mi przynieść zapasowych butów do
pracy. Ktoś upuścił mi na buty miskę sosu sałatkowego, a muszę dziś zamknąć… –
W głosie Tessy da się wyczuć napięcie.
Nie muszę nawet na nią patrzeć, żeby poznać, że jest zestresowana, a ja w tej
chwili jestem w nie do końca odpowiednim stanie, żeby ją pocieszyć – albo
kogokolwiek. Rozglądam się, szukając czegoś, czym mógłbym się zasłonić
i odwrócić, ale nie ma nic poza pudełkiem płatków Lucky Charms.
– Tak czy inaczej – zaczyna Tessa, a w jej głosie słychać weselsze tony – co
porabiacie?
Chwytam pudełko, zakrywam krocze i odwracam się do Tessy. Jej wzrok od
razu pada na płatki. Trzymam je mocno. – Właśnie… – szukam wymówek i słów, próbując nie pozwolić moim
nerwowym palcom ześlizgnąć się z narożników pudełka.
Tessa spogląda na Norę, a później znów na mnie.
– O, hej… co tu robisz? – pyta niewinnie Tessa.
Szukam pomocy u Nory, ale ona milczy. Zatonę wraz z tym okrętem…
moim jedynym pomocnikiem pozostaje krasnal z opakowania płatków.
– Cóż… – zaczynam, wciąż nie mając pojęcia, co, choroba, powiem.
Tessa stoi w progu, a jej buty są pokryte białymi kapkami sosu sałatkowego.
Nie tylko ona ma białe plamy na…
– Gotowaliśmy – mówię, mentalnie dziękując Tessie za kupienie pudła
płatków w rozmiarze XXL.
– Gotowaliście? – Tessa patrzy na Norę z niemożliwym do odczytania
wyrazem twarzy.
Nora przejmuje pałeczkę.
– Tak, kurczaka i… – Nora spogląda na mnie. – Płatki? – mówi tak
niepewnym tonem, że jestem pewien, że Tessa się wszystkiego domyśli. – Jako
panierka. Wiesz, mamy w pracy te paluszki z kurczaka z lukrowanymi płatkami?
Chciałam spróbować z lucky charmsami – wyjaśnia Nora.
Prawie jej wierzę i, co ważniejsze, Tessa najwyraźniej też.
Nora ciągnie:
– Musisz wracać do pracy? Chodź, znajdziemy ci buty.
Kiedy Nora odwraca jej uwagę, czmycham, mówiąc przez ramię:
– Zaraz wrócę.
Ale niezręcznie. Dlaczego wszystko w moim życiu musi być takie
niezręczne? Wdzięczny za to, że Nora kłamie znacznie lepiej niż ja, znikam
w przedpokoju z pudełkiem płatków.
– Co z nim? – dobiega za mną pytanie Tessy do Nory.
Nie czekam na odpowiedź.

Nothing less Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz