Rozdział dwudziesty siódmy

111 0 0
                                    


– Możemy tu chwilkę zostać?
Usta Nory są tuż przy mojej szyi.
– Nie jestem jeszcze gotowa wrócić do środka i stanąć z żadnym z nich
twarzą w twarz.
– Dobrze, zostańmy. Ale zagrajmy w grę – mówię jej, mniej pełen werwy
niż ostatnim razem, kiedy to proponowałem. – Ja pierwszy zadam pytania.
Nie daję jej szansy na wycofanie się z uczestnictwa. Prowadzę ją na kanapę
i znów się rozglądam, żeby się upewnić, że wciąż jesteśmy sami. Wiatr na dachu
się wzmógł, zawiewa jej włosy na twarz. Siadam po przeciwnej stronie kanapy
i przygotowuję pytania. Tym razem nie potrzebuję wiele czasu.
– Dlaczego pokłóciłyście się z siostrą? Jakie papiery wszyscy każą ci
podpisać i dlaczego przyprowadziłaś mnie tu, wiedząc, że nie mam o niczym
pojęcia? I od jak dawna wiedziałaś, że spotykałem się z Dakotą?
Nora wzdycha dramatycznie, unosi nogi i opiera stopy o stół.
– To były cztery pytania. Ale zważywszy na okoliczności, odpuszczę ci to. –
Mierzy mnie wzrokiem. – Kłóciłam się z siostrą, ponieważ nie stała po mojej
stronie przez ostatnie trzy lata, a musiałam się trochę odseparować od rodziny.
Pomijam drugie; przyprowadziłam cię tu, ponieważ chciałam cię uszczęśliwić.
Miałam nadzieję, że przez jeden wieczór moja siostra nie będzie się zachowywać
jak ostatnia pizda i że pokochają cię tak bardzo jak ja. Wiedziałam od pewnego czasu.
Nora wzrusza ramionami i pochyla się do przodu, żeby zdjąć buty. Upuszcza
sandały na pobejcowane na ciemno drewno, a później dotyka palcami kołnierza
koszuli. Wciąż jesteśmy tu sami, i przez chwilę mogę sobie wyobrażać, że stoimy
na tym dachowym patio, popijając czerwone musujące wino. Jesteśmy starsi
i mniej przygnieceni życiem.
Ta chwila kończy się wraz z paskudnym dźwiękiem klaksonu. Nigdy nie
zrozumiem, dlaczego kierowcy trąbią, jakby to miało cokolwiek im dać. Tęsknię za
luksusem posiadania samochodu i wolności, która się z nim wiąże.
– Moja kolej.
Nora kładzie stopy z powrotem na stole. Żałuję, że nie poprosiłem o kolejny
kieliszek wina. Nie dla siebie, a dla niej.
– Dlaczego tu dziś przyszedłeś? Jakie wydarzenie sprawiło, że jesteście
z Dakotą tak blisko związani? I… – Stuka się paznokciami w kształcie migdałów
w podbródek. – I gdybym poznała twoją rodzinę… – kolejna pauza – i nie znaliby
mnie jeszcze, jako kogo byś mnie przedstawił?
Tym razem to kolej Nory, żeby wpatrywać się w wieżowce rozciągające się
po horyzont. Tu jest naprawdę pięknie. – Przyszedłem tu, żeby cię trochę lepiej poznać. Planowałem to zrobić,
poznając twoją siostrę i jej męża. Nie poszło zgodnie z planem…
Waham się, ale uświadamiam sobie, że muszę odpowiedzieć na pytania,
które zadała mi Nora. Jeśli mamy zacząć tworzyć związek, nie powinienem
pomijać pytań. Już to przechodziliśmy, prawda?
Dakota… Dakota, Dakota. Od czego zacząć?
– Cóż, na początek, nie ma na tym świecie nikogo. Poza mną. To wszystko.
Więc nieważne, co się między nami stanie ani jak bardzo nieracjonalnie ona będzie
się zachowywać, zawsze będę o nią dbał. Wiem, że prawdopodobnie dla ciebie nie
ma to większego sensu… – Przysuwam się bliżej do Nory i opieram nogi o stół
jakieś trzydzieści centymetrów od jej stóp. – Ale ona jest dla mnie jak rodzina. Nie
mogę od niej po prostu całkowicie odejść.
– Odejść od niej?
Nora marszczy brwi, ale przysuwa się bliżej.
– To znaczy całkiem zerwać z nią kontakt. A jeśli chodzi o trzecie pytanie…
Spoglądam na Norę, żeby jej pokazać, że nie zamierzam niczego pomijać.
Wyszczerzam się w najszerszym uśmiechu, na jaki tylko mnie stać.
– Gdybyś nie znała mojej rodziny, powiedziałbym: „Mamo, Ken, Hardin, to
moja dama, Nora”.
Dramatycznie macham rękami w powietrzu, pokazując ją wyobrażonym
Scottom.
Nora śmieje się i wkłada palec do ust. Ssie go, a ja nie wiem, czy robi to
celowo, ale z całą pewnością wygląda to, jakby chciała mnie rozbroić.
Nie pozwolę na to.
Cóż, o ile dam radę.
Odwracam głowę od jej kuszących ust i udaję, że nie robiła mi wulgarnych
i seksownych sugestii.
– Twoja „dama”?
Jej wysoki głos brzmi lekko w jesiennym powietrzu. Wiatr trochę ustał, a jej
włosy spokojnie leżą na ramionach. Końcówki nie są już zupełnie proste i zaczęły
się podwijać. Pochylam się i dotykam kosmyków. Pocieram je kciukiem, a Nora
przygląda się mojej twarzy. Jej włosy są miękkie. Cała jest po prostu taka miękka.
– Tak. Myślę, że to odpowiednia nazwa dla tak wszechstronnej kobiety.
Zakładam jej pasmo włosów za ramię. Delikatnie głaszczę wyprostowanymi
palcami jej łopatkę.
Jej klatka piersiowa unosi się i opada wraz z każdym słowem, kiedy mówi:
– A jakie mam niby kwalifikacje?
Chrząkam i nie przestaję głaskać jej skóry. Jest jak kotka, która chce, by cały
dzień ją drapać i dopieszczać. Nagle stwierdzam, że w takim razie lubię koty.
Z drugiej strony nie wiem, czy wytrzymałbym rzyganie kulkami kłaków po kątach albo robienie kupy w domu. Więc nieważne – lubię kotki, tylko jeśli przybierają
formę Nory.
– Cóż, masz to.
Pokazuję palcem jej usta i oczy.
– I to.
Dotykam jej ust. Później schodzę palcami niżej, do jej piersi, i zatrzymuję się
na brodawce, wodząc po niej delikatnymi okręgami.
– I to.
Dotykam jej serca i czuję, że bije pod moją dłonią jak bęben.
– To moja ulubiona część.
Rozpłaszczam na niej dłoń, a kiedy to robię, ona dosłownie się na mnie
rzuca.
Rękami przypiera moje ramiona do oparcia kanapy. Mój okrzyk zdziwienia
gubi się we mgle jej obecności. Siedzi mi na kolanach i całuje w policzki, żuchwę,
usta, oczy. Jest w moich ramionach taka miękka i ciepła. Nigdy jeszcze nie
widziałem jej tak rozgorączkowanej.
Kontynuuję moje wygłupy, przypominając jej, dlaczego jest taka wyjątkowa.
– Poza tym skończyłaś college.
Muska ustami moje czoło i wybucha śmiechem. Kiedy chowa w swoich
dłoniach moje policzki i mnie całuje, muszę otworzyć oczy, żeby się upewnić, że to
wszystko prawda. Coś kłuje mnie między żebrami i uderza w moje i tak słabe
serce, jakby chciało powiedzieć, że najgorsze jeszcze przed nami. W głowie
pojawiają mi się obrazki, na których jesteśmy – są jasne jak dzień. Ale kiedy
próbuję się skupić na jednym z nich, szybko się rozpływa, a później znikają
wszystkie jeden po drugim. Wszystko wydaje się z nią tymczasowe. Dlaczego?
– Coś jeszcze?
Ociera się o mnie ruchem bioder.
Kiedy powstrzymuję jej ciało od kolejnych ruchów, spogląda na mnie
z niezadowoloną miną. Unoszę jej biodra wyżej, tak że ledwo mnie dotyka.
– Nie tak szybko. Byliśmy w środku gry.
Pochylam się do przodu i zbliżam twarz do jej klatki piersiowej.
– Prawie mnie zwiodłaś.
Podgryzam jej piersi, a ona z cichym okrzykiem schodzi z moich ud.
– Dobrze, dobrze – mówi, łapiąc oddech.
Jej skóra wygląda przepięknie pod migoczącymi światłami miasta. Księżyc
widać lepiej, niż spodziewałbym się po Manhattanie. Ogrom różnicy między
Brooklynem i centrum miasta wciąż bardzo mnie zadziwia.
– Czyja kolej?
Przesuwa tyłek na sam koniec kanapy i odwraca się do mnie, podwijając
nogi pod siebie. Cóż, jeśli nie pamięta…
– Moja.
– Kłamiesz! – krzyczy z uśmiechem.
Wzruszam ramionami, udając niewiniątko.
– Myślisz, że mógłbyś być ze mną? Myślisz, że to szaleństwo? – Wskazuje
palcem to na mnie, to na siebie. – I jaka jest twoja największa wada?
Moja największa wada? Czy mógłbym z nią być? Czy oszaleliśmy?
Oszaleliśmy?
Nie daję wątpliwościom wślizgnąć się w moją chwilę z Norą. To sprawa
między nami, nie dopuszczam żadnych głosów poza jej głosem.
– Jestem tu, z tobą – mówię jej.
Odwraca wzrok, ale walczy z uśmiechem.
– Moją największą wadą jest to, że biorę na siebie za dużo problemów
wszystkich ludzi dookoła mnie. Czasem ciężar robi się zbyt duży.
Czuję się winny, kiedy to przyznaję, ale chcę być z nią szczery. Unosi wzrok
i patrzy mi w oczy przez krótką chwilę, a potem znów spogląda w dal.
– I tak. Myślę, że oszaleliśmy.
– W dobrym czy złym sensie?
Oboje mamy powody, by sądzić, że to drugie jest trochę… nie powiem
„szalone”.
„Zafiksowane”?
„Obsesyjne”?
Nie jestem pewien, do jakiej kategorii zaliczyć nasze zachowanie, ale może
po prostu każde z nas chce się dowiedzieć czegoś więcej o tym drugim?
Pojechałem za nią całą drogę z pracy do miasta odległego o ponad godzinę.
Wyszukiwałem jej rodzinę na Facebooku, a ona wiedziała, kim jestem, wcześniej,
niż mi sugerowała. Oboje byliśmy wścibscy i może dlatego się rozumiemy.
– Czy jest jakaś różnica? Zazwyczaj kończy się tak samo, prawda?
Oddycha głęboko, myśląc o tym.
– Tak. Tak właśnie jest.
Nie patrząc na siebie, ciągniemy dalej grę. Pytania są neutralne
i bezosobowe. Takie, jakie zadaje się przyjaciołom. Ulubiona pora roku? Jej lato,
moja zima.
Śnieg czy deszcz? Wziąłem śnieg, ona deszcz i powiedziała mi o przyjęciu
na trzynaste urodziny, kiedy nikt nie przyszedł, ale siostra zabrała ją na dach willi,
żeby tańczyć w ulewie. Rodzice byli wściekli, kiedy dziewczynki wróciły do domu
kompletnie przemoczone, brudząc świeżo wyczyszczone podłogi. Stausey wzięła
na siebie całą winę, mówiąc, że wydawało jej się, że kot uciekł na zewnątrz.
Wspomnienie o kocie sprawia, że opowiada mi o Tali, ich kocie, który
kiedyś wskoczył jej mamie na plecy, kiedy schodziła po schodach. Nora przysięga, że kot zrobił to w ramach przysługi dla Nory, która właśnie dostała
dwutygodniowy szlaban. Nie może dokończyć, bo za bardzo się śmieje, a ja uznaję,
że najbardziej na świecie lubię, jak Nora opowiada historie, nie omijając ani
jednego szczegółu. Może powinna zostać pisarką. Mówi o tym, jak siostra zaplatała
jej włosy i uczyła nakładać szminkę. Dowiaduję się, że jej mama zaczęła się
zmieniać przez lata. Przeszła drogę od niemającej grosza przy duszy pracownicy
stołówki w Bogocie do bywalczyni salonów i żony jednego z najbardziej uznanych
chirurgów w kraju.
Nie wydaje się, żeby styl życia matki szczególnie podobał się Norze. Nie
potrafię stwierdzić dlaczego.
– Co jeszcze? Chcę znać ważne szczegóły, a nie to, czym się w życiu
zajmuje. Chcę się dowiedzieć, co w niej najbardziej lubisz. Wspomnienia, te
sprawy.
Nora zbliża się do mnie i pieści palcami moją klatkę piersiową. Dotyka
palcem kępki włosów.
– Dlaczego zawsze zadajesz takie wścibskie pytania?
– Są wścibskie, tylko jeśli nie chcesz, żebym znał na nie odpowiedź.
Mój głos brzmi znacznie smutniej, niż przewidywałem.
– Dobrze. Moja matka jest… cóż, jest… – Nora z trudem znajduje słowa. –
Kiedyś robiła świetny arroz con leche.
– Czy to twój ulubiony deser?
– Jedyny, który lubię.
Szczęka mi opada. Jedyny? Musiałem się przesłyszeć.
– Jedyny?
– Tak, jedyny. – Zniża głos do szeptu. – Wyznanie: nie przepadam za
słodyczami… wolę słone.
– Co? Co to za oszustwo…!
Udaję przerażenie.
– Ale jesteś piekarką… to znaczy cukierniczką?!
– No i?
Uśmiech Nory staje się bardziej promienny – podoba mi się, jak jej wzrok
migocze pod wpływem świateł wielkiego miasta.
– No i? To takie… już nawet nie wiem, kim jesteś.
Śmieję się.
Przytula się mocniej do mojej klatki piersiowej.
– Więc wypytujesz mnie teraz, kiedy przyznaję, że nie lubię słodyczy, ale nie
kiedy opowiadam ci o moim pogmatwanym życiu?
Słyszę cierpienie w jej głosie – każde słowo wprost ocieka wstydem.
– Cóż, każdy od czasu do czasu narobi bałaganu. – Chcę ukoić ból jej serca.
– Ale nie sądzę, że zdołam się z tym pogodzić. Zaczynam się od niej odsuwać. Łapie mnie za rękę, ale nie przestaję.
– Tego już za wiele.
Udaję, że płaczę. Przez chwilę przypominam sobie, że jestem totalnym
kujonem na dachu luksusowej kamienicy, do której zupełnie nie pasuję, ale chwila
mija i stwierdzam, że gówno mnie to obchodzi.
– Cóż za zdrada!
Chowam twarz w dłoniach.
Nora aż piszczy ze śmiechu.
– Och, przestań – chichocze, próbując oderwać mi dłonie od twarzy.
Nie zamierzam przestawać. Śmieje się, a ja szaleję z radości. Rozpaczliwie
potrząsam głową, ukrywając za dłońmi wielki uśmiech na twarzy.
– Myślałem, że cię znam! – udaję płacz, a ona nie może przestać się śmiać,
znów próbując oderwać mi ręce od twarzy.
Ciągnie mocniej, a ja przestaję jej się opierać i chwytam ją w talii, a potem
kładę Norę na kanapie. Na jej twarzy pojawia się wyraz rozbawionego zaskoczenia
i wbija we mnie swoje szeroko otwarte oczy. Pogniotłem trochę jej koszulę
i przyszpiliłem pod swoim ciałem, więc jej dekolt stał się absurdalnie duży.
Dotykam jej nosem i wodzę nim z jednej strony jej klatki piersiowej na drugą,
podążając za delikatnym wygięciem materiału na jej miękkich piersiach.
– Co ja mam z tobą zrobić? – pytam, a ona jęczy pod moim gorączkowym
oddechem.
Liżę jej skórę, a potem się odsuwam. Trzymam się na pewną odległość od jej
leżącego na kanapie ciała, podtrzymując się na ramionach, jakbym robił pompkę.
– Mam kilka pomysłów – mówi kilkanaście centymetrów od moich ust.
Gdybym wiedział na pewno, że żaden z sąsiadów jej siostry do nas nie
dołączy, zanurkowałbym ustami pomiędzy jej uda.

Nothing less Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz