Rozdział dziewiętnasty

117 0 0
                                    


Jesteśmy w pewnym sensie ubrani – ona narzuciła jeden z moich T-shirtów
z WCU na gołe ciało, a do tego parę moich bokserek, a ja mam na sobie
bawełniane dresy. Kiedy próbuję założyć szarą koszulkę, Nora wyrywa mi ją z rąk
i rzuca na drugi koniec pokoju.
Potrząsa głową, bierze mnie za rękę i wyciąga do przedpokoju. Ściska mnie
mocno, a jej dłonie są jak zawsze ciepłe. Idziemy zatem, trzymając się za ręce, do
mojej kuchni, a ona kieruje się prosto do lodówki. Gdy zaczyna się krzątać,
opieram się o blat.
Wystawia głowę zza otwartych drzwi lodówki.
– Lubisz kapustę?
Wzdrygam się.
– Czy ktokolwiek lubi kapustę?
Krokiety z kapustą mojej mamy sprawiały, że w domu śmierdziało co
najmniej przez dwa dni. Okropność.
Na twarz Nory wkrada się uśmiech.
– A jadłeś ostatnio?
Zaprzeczam.
Ona kiwa głową i zamyka lodówkę.
– Spróbujesz mojej? Jeśli ci nie zasmakuje, zrobię pizzę.
Mogę wymienić jakieś trzydzieści rzeczy, które wolałbym robić, niż jeść
kapustę. Dwadzieścia dziewięć z nich ma coś wspólnego z nagim ciałem Nory…
ewentualnie mógłbym jeść kapustę z niego.
Zastanawiam się, jak trudno byłoby ją przekonać, żeby się na to zgodziła.
Nora podchodzi do mnie z całą główką kapusty w ręku. Cofam się
z uśmiechem, a ona napiera, uśmiechając się jeszcze szerzej.
– A co powiesz na to… – Chowa główkę kapusty za plecami. – Że jeśli
obiecasz, że zjesz dwa kęsy, zrobię też ciasteczka?
Drocząc się, robi krok w tył i oblizuje wargi, a ja nie mówię jej, że z takimi
ustami nie musi wiele, żebym zrobił dla niej naprawdę, naprawdę dużo.
– Hmm.
Przyciskam palce do podbródka, udając, że rozważam ten układ. Uwielbiam
się z nią droczyć i patrzeć, jak jej oczy migoczą i błyszczą, a pełen pewności siebie
uśmiech, który pojawia się na jej twarzy, od razu wynagradza mi moje staranie.
– A nakarmisz mnie tymi ciasteczkami?
Kiwa głową, promieniejąc z radości.
– I kapustą.
Podchodzę do niej i napieram na nią tak, że dotyka plecami lodówki,
i zbliżam usta do jej ucha. – No to jesteśmy umówieni, młoda damo.
Kiedy odsuwa się ode mnie, brak jej tchu.
Kilka minut później, kiedy piekarnik się nagrzewa, a Nora zdążyła już
pokroić i oddzielić od siebie liście kapusty, postanawiam połączyć kilka kolejnych
elementów łamigłówki, którą dla mnie jest.
Zaczynam od prostych pytań.
– Dorastałaś w Waszyngtonie?
Potrząsa głową.
– Nie. Jako dziecko przez pewien czas mieszkałam w Kalifornii. Później
przeprowadziliśmy się do Las Vegas, a potem do Waszyngtonu.
– Wow.
Pamiętam, że podczas przeprowadzki z Michigan do Waszyngtonu czułem
się, jakby mój mały świat został wywrócony do góry nogami. Przez pierwsze dwa
miesiące tęskniłem za domem, szkołą i dziewczyną. Cóż, za Dakotą tęskniłem
znacznie dłużej – aż do teraz. Gdzieś w głębi duszy pojawia się ukłucie poczucia
winy. Wciąż czasem za nią tęsknię.
Nigdy nie byłem w Kalifornii ani Las Vegas.
– Jak było w Las Vegas? Czy to tam przeżyłaś swoje szalone lata? – droczę
się z nią.
Jakby w odpowiedzi prosi mnie, żebym podał jej oliwę z oliwek, a ja
podchodzę do szafki, żeby jej poszukać. Nie wiedziałem nawet, że mamy oliwę.
Kiedy już ją odnajduję, Nora wyciąga dłoń. Unoszę butelkę wysoko nad
głowę.
– Czy to w Vegas byłaś szalona? – pytam znów, unosząc dłoń zbyt wysoko,
żeby mogła ją dosięgnąć.
Spogląda na mnie, później na butelkę, a później z powrotem w moje oczy.
Moja zabawa jednocześnie ją rozśmiesza i zaskakuje.
– Tak i nie. Miałam szesnaście lat.
Przysuwa się, ocierając się o mnie i próbując znów dosięgnąć butelki.
– Opowiedz mi, w jakim sensie „tak”.
Jeszcze mocniej się do mnie przyciska. Jej piersi napierają na górną część
mojego brzucha i trzymanie butelki w górze zaczyna mi przychodzić z coraz
większym trudem. Czuję, jak delikatnie głaszcze mnie palcami po dresach, a kiedy
obejmuje mojego rosnącego kutasa, nie mogę powstrzymać jęku.
Porusza dłonią w górę i w dół, w górę i w dół, masując mnie przez materiał.
Mam mroczki przed oczami i kręci mi się w głowie, kiedy zbliża twarz do mojej
szyi i pieści mnie swoim ciepłym oddechem.
– Mam – mówi, a ja dopiero po chwili uświadamiam sobie, o co jej chodzi.
Patrzę na butelkę z oliwą w jej dłoni.
– Oszukujesz! Sięgam po jej ręce i przyciągam ją znów do siebie.
– To bardzo, bardzo nie fair.
Jej włosy pachną kokosem – czuję ich miękkość przy ustach. Znów całuję ją
w głowę, a ona wtula się we mnie. Obejmuję ją mocniej i kładę kciuk i palec
wskazujący na jej podbródku, żeby na mnie spojrzała.
– Nikt nie mówił, że gram fair – oznajmia z uśmiechem, w którym czai się żartobliwa groźba.
Pochylam się, żeby zbliżyć swoje usta do jej ust, ale uchyla się i wyplątuje
z moich ramion. Kiedy wraca do kuchenki, ta diablica wcielona odwraca się
i puszcza do mnie oczko. Puszcza oczko! Uwielbiam to, jaka jest przekorna.
Próbuję utrzymać dłonie z dala od niej, kiedy mówi. Opowiada o rodzicach
i wielkim domu w Las Vegas oraz lecie spędzonym na nauce gry na pianinie.
Lekcje pianina, wielki basen i gorące słońce Nevady – prawie jak w raju.
Skrapia liście kapusty oliwą i opowiada historie o tym, jak siostra robiła jej
psikusy, i o zimie na południu Kalifornii, gdzie właściwie w ogóle nie ma zimy.
Mówi o liściach palm i okropnych korkach. Zaprzyjaźniła się z dziewczyną
imieniem Pedra, a jej siostra Stausey tej samej zimy poznała brata Pedry – swojego
przyszłego męża. Uświadamiam sobie, że to mąż lekarz, którego widziałem online.
W głowie pojawia mi się obraz jego białego uśmiechu i miliarda certyfikatów.
Nora wspomina tę zimę ze zbolałym wyrazem twarzy, a ja przypominam sobie
kenowatego lalusia z obrazka na Facebooku.
– Miałaś tam chłopaka? – pytam ze wścibstwem.
Nora, nie odwracając się do mnie, odpowiada:
– Coś w tym rodzaju.
Dlaczego jest taka tajemnicza? Doprowadza mnie to do szału. Więcej niż
szału.
– Jaki był?
Wiem, że nie chce o nim rozmawiać. Ale ja chcę.
Nora, zanim odpowiada, otwiera piekarnik i wkłada do niego blachę pełną
zielonych liści. Ustawia zegarek i wreszcie odwraca się w moją stronę.
– Jesteś pewien, że chcesz w to wchodzić? – Unosi ku mnie pytający wzrok.
– Kiedy w to wejdziemy, nie będzie odwrotu. Chcę po prostu, żebyś to wiedział,
zanim się zdecydujesz.
Czy chcę w to wchodzić? Dokąd właściwie mamy wejść?
Chcę wiedzieć o niej tak dużo, jak to tylko możliwe, ale co, jeśli okaże się,
że lepiej było nie pytać, kiedy wyjawi mi wszystko? Co, jeśli rzeczywistość jest
znacznie gorsza niż ten fantastyczny świat, w który się bawimy?
Czy nie mogę tu po prostu zostać jeszcze chwilkę? Co komu szkodzi
odrobina niewiedzy? Postanawiam kierować się powiedzeniem „ciekawość to
pierwszy stopień do piekła”. Spoglądam na nią – na jej złożone jak do modlitwy dłonie i wpatrzone we
mnie oczy i postanawiam jeszcze przez chwilę pozostać w niebiosach.
– Co najbardziej lubisz jeść?
Ignoruję chłód, który przeszywa moje ciało, kiedy zauważam, że wygląda,
jakby odczuła znacznie większą ulgę, niż ktokolwiek powinien w takiej sytuacji.

Nothing less Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz