Rozdział dwudziesty szósty

94 0 0
                                    

Kiedy znajduję Norę w kuchni, wkłada pokrojone w kostkę ziemniaki do plastikowej torebki. Stausey siedzi przy niewielkim okrągłym stole w rogu
pomieszczenia. Prawie słyszę, jak jej stopy błagają o to, żeby je uwolnić
z pętających je cienkimi paskami butów na szpilkach. Niemożliwe, że nie są
spuchnięte.
– Nora, możemy chwilkę pogadać?
Staję prosto i patrzę na nią, ignorując Stausey. Nie chcę, żeby którakolwiek
z nich próbowała zbić mnie z tropu. Muszę pogadać z Norą, a ona musi mi
wyjaśnić, w co, do cholery, właśnie wdepnąłem.
Spogląda na mnie przez chwilę, a potem wraca do chowania kolacji.
– Tak, tylko daj mi kilka minut.
Powinienem kiwnąć głową i odejść. Powinienem być grzeczny i nie robić
sceny. W mojej głowie powtarzają się słowa „dokumenty”, „wypadek”, „zanim
urodzi się dziecko”.
Stoję nieruchomo na progu kuchni. Policzki mi płoną, a nogi chcą uciekać,
ale nie mogę się teraz wycofać. Muszę wiedzieć, co, do cholery, się dzieje.
– To ważne – naciskam.
Nora unosi wzrok i spogląda mi w oczy – widzę, że usiłuje ocenić sytuację.
Na jej twarzy pojawia się błysk zrozumienia i kiwa głową, kładąc torbę na blacie.
Mówi Stausey, że wróci, a później prowadzi nas na dach, żeby pogadać. Stwierdza,
że tam nikt nie będzie nam przeszkadzał.
– Co się dzieje? – pyta Nora, kiedy tylko wychodzimy na zewnątrz.
To wspólny dach, ale jesteśmy sami. Dobrze. Nora wolnym krokiem
podchodzi do kanapy znajdującej się przy największym stole, więc idę za nią.
Siada, a ja wybieram krzesło stojące po drugiej stronie stołu. Nic chcę się do niej za
bardzo zbliżać – wiem, jak to się wtedy skończy. Jestem pewien, że zacznie
korzystać ze wszystkich możliwych sposobów zmiany tematu, jeśli będę ją
dopytywał.
– To ty mi powiedz, co się dzieje.
Wypowiedziawszy to żądanie, patrzę na nią i czekam.
Rozciąga się stąd wprost niewiarygodny widok. Widzę Empire State
Building i gdybym nie był tak wściekły na Norę, pewnie rozkoszowałbym się tą
chwilą nowojorskości. Nie przeżyłem ich zbyt wielu od czasu przeprowadzki.
Przez większość czasu pracuję i chodzę po kampusie między zajęciami. Teraz
widzę jasne światła, zgiełk i gwar miasta – mógłbym się tym znacznie bardziej
cieszyć w innych okolicznościach.
Nora opiera się na kanapie.
– Chcesz mi wyjaśnić, co się stało, czy mam się domyślać? – mówi bezbarwnym, a może nawet chłodnym tonem.
– To dobre pytanie. To naprawdę dobre pytanie, Nora. Todd najwyraźniej
sądzi, że mogę cię skłonić do podpisania jakiegoś dokumentu, i poinformował
mnie, że ty i twoja siostra nie odzywałyście się ostatnio do siebie, a także
wspomniał o jakimś „wypadku”, który najwyraźniej odgrywa kluczową rolę w tym
czy owym.
Twarz Nory pozostaje ukryta w ciemności nocy, więc nie widzę jej wyrazu.
Jej ciało nie porusza się ani na centymetr.
– Co powiedział?
Gdybym nie znał jej lepiej, pomyślałbym, że jest naprawdę zaskoczona.
– Nie udawaj Greka. Po prostu mi powiedz, Nora. Przyprowadziłaś mnie do
tego mieszkania, wiedząc, że nie mam pojęcia o tym, co dzieje się między tobą
a siostrą. Więc albo mi powiedz, albo nie. Ale nie mogę już więcej grać z tobą w te
gierki. Albo chcesz, żebym był częścią twojego życia, albo nie.
Nora porusza się i wbija we mnie wzrok. Wygląda na naprawdę
zaszokowaną, a ja nie mogę uwierzyć w jej bezczelność – ani w swoją własną.
Przesuwam się na krawędź krzesła i nie odwracam wzroku od jej hardego
spojrzenia.
– Oczywiście, że chcę, abyś był częścią mojego życia.
I tyle. Nie mówi nic więcej.
Żarty sobie stroi? Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak się złościłem. Czuję
się jak marionetka i mam dość tego jej lawirowania. Jeśli nie chce się przede mną
otworzyć, nie będę już więcej próbował.
– Jeśli to prawda, to pokaż to. Bo jak na razie otrzymuję od ciebie tylko
jeden niejasny komunikat po drugim i mam dość prób domyślenia się, co jest
prawdą, a co nie.
Nora pochyla się w moim kierunku i próbuje mnie złapać za ręce.
Odsuwam dłonie.
– Rozmawiaj ze mną. Jeśli chcesz mnie dotykać, musisz zacząć ze mną
rozmawiać.
– Co Todd ci powiedział? Co właściwie chcesz wiedzieć? – pyta, jak zwykle
nie dając mi żadnych informacji.
Frustracja sprawia, że staję na równe nogi.
– Serio? Nawet teraz wciąż próbujesz uniknąć moich pytań.
– Nie zadałeś jeszcze żadnego pytania.
Wyrzucam ręce w powietrze.
– Nie łap mnie za słówka. Po prostu powiedz, co tu się, do kurwy nędzy,
dzieje. Dlaczego nie odzywałyście się do siebie ze Stausey? Naprawdę chciałem
dać ci czas, żebyś mi zaufała, otworzyła się przede mną. Ale tego już za wiele.
Todd tam sobie siedzi i zachowuje się, jakbyś chowała pod bluzką cholerną bombę atomową, coś, o czym najwyraźniej powinienem wiedzieć, a nie wiem.
Nora wzdycha, ale nie wstaje z kanapy.
– Nie posuwałabym się tak daleko. Słuchaj, nie chcę cię wciągać w sam
środek rodzinnych dramatów. To wszystko mocno pogmatwane i jest tak już od
dłuższego czasu. Rodzice prawie ze mną nie rozmawiają, a siostra stanęła po ich
stronie. Nie chciała, żeby ktokolwiek uznał, że potrafi myśleć samodzielnie, więc
wybrała ich. Jej pierdolony wybór. Myli się i tyle. Todd nie powinien próbować
wciskać ci tego szajsu. Z pewnością on jest tu jaśniejszą postacią, ale nie ufaj mu.
Opanował do perfekcji sztukę manewrowania między swoimi a moimi rodzicami.
Jej wyjaśnienie tylko zaciemnia sprawę. Telefon dzwoni mi w kieszeni po
raz trzeci w ciągu ostatniej godziny. Wyciągam go, zauważam na ekranie imię
Dakoty i znów odrzucam połączenie.
– Mógłbyś wreszcie, do kurwy nędzy, odebrać? – warczy Nora.
– Nie. A teraz opowiedz mi o tym wypadku. Kto miał wypadek. Ty?
Odchodzę od niej na kilka kroków, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza.
Opieram dłonie o barierkę i spoglądam w dół na ulicę. Jest znacznie bardziej
zatłoczona niż te w mojej okolicy. Taksówki głośniej trąbią, a z każdego kierunku
dobiega więcej urwanych fragmentów muzyki.
Nora wskazuje na okrągły budynek – z jego dachu świecą reflektory.
– Tam jest Madison Square Garden. Gra dziś Halsey.
Jej słowa o muzyce odwracają moją uwagę od gniewu. To miła – mimo że
chwilowa – ulga.
– Dlaczego nie poszłaś na koncert?
– Bo jestem tutaj.
Nora wstaje i podchodzi do mnie.
– A teraz przestań się ze mną kłócić i pozwól się dotknąć.
Sięga do mnie i przebiega opuszkami palców po moim zakrytym ramieniu.
– Landon.
Wypowiada moje imię tak czułym głosem, że nie mogę się powstrzymać
i pozwalam jej objąć się w pasie i oprzeć głowę o moją klatkę piersiową.

Nothing less Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz