Rozdział ósmy

131 1 0
                                    

Mimo przypuszczeń Nory w Grindzie dzieje się wyjątkowo dużo jak na
niedzielne popołudnie, a ciało Aidena porusza się wolniej niż zwykle. Zapomniał
o dwóch zamówieniach, napisał złe imię na trzech kubkach i upuścił na podłogę
butelkę z syropem miętowym. To ja musiałem po nim sprzątać.
Myśląc o Norze patrzącej na nas w milczeniu z kąta na tyłach kawiarni, nie
mogłem czekać, aż napełni wiadro i ślimaczymi ruchami zacznie przesuwać
włóknami mopa po śliskiej plamie. Poza tym pachniało okropnie – od razu
rozbolała mnie głowa od ciężkiego zapachu syropu miętowego i wiedziałem, że
zdążę wszystko wysprzątać, zanim Aiden w ogóle skończy napełniać wiadro.
Oczywiście mi nie podziękował, tylko drwiącym głosem przypomniał o stojaku
z napisem „mokra podłoga”.
Miałem nadzieję, że niekończąca się kolejka odwróci moją uwagę od myśli,
że Nora siedzi i mi się przygląda. Ale tak się nie stało. Staję się nerwowy, kiedy
ona tu jest, i nie mogę się powstrzymać od patrzenia na nią co kilka sekund. Tak
czy inaczej, dobrze mi idzie praca, mimo rozkojarzenia, nie tak jak Aidenowi.
Najwyraźniej nie radzi sobie z presją obsługi kolejki kofeinowych zombie. Nie
pamiętam, kiedy mój umysł przerzucił się z trybu zdenerwowania na niego na tryb
konkurencji. Dziwne.
Podaję kobiecie o imieniu Julie potrójne latte na odtłuszczonym mleku
i znów zerkam na Norę. Zapisuje coś w notatniku. Nie patrzy na mnie. Nie wiem,
co pisze. Sprawia to, że czuję się trochę, jakby była obserwującym mnie
policjantem w cywilu.
Wykorzystuję tę chwilę, żeby nacieszyć się jej widokiem. Wydaje się
zrelaksowana z długopisem między palcami. Kilkakrotnie stuka nim w papier
i zakłada nogę na nogę. Uwielbiam to, jak nadyma usta. Kobiecy łuk jej górnej
wargi wystaje odrobinę bardziej niż dolnej.
– Koleś! – głos Aidena wdziera się w moje obsesyjne myśli o ustach Nory.
Kiedy na niego spoglądam, zauważam, że kolejka się uspokoiła – tylko
dwoje gości czeka na swoje napoje… ale mam mokre stopy. Dlaczego?
Aiden wskazuje na dzban z zieloną herbatą, którego zawartość wylewa się na
podłogę i moje stopy. Chwytam rączkę i podnoszę ją, a potem nakładam pokrywkę.
Kałuża nie jest zbyt wielka – wylała się tylko połowa dzbanka. Zerkam na Norę,
która teraz już patrzy na mnie z szerokim uśmiechem. Policzki zaczynają mi płonąć
i biorę mopa. Zmuszam swój zajęty mózg do tego, żeby myślał tylko o sprzątaniu.
Szast-prast, wyżymam, zanurzam w wodzie. Znów wyżymam, przecieram.
W kawiarni znów robi się pusto – minęły dopiero dwie godziny. Moja koszulka zdążyła się zabrudzić zmieloną kawą, a buty wciąż są mokre od wylanej
zielonej herbaty. Dobra wiadomość jest taka, że przez prawie dziesięć minut nie
było żadnego klienta, a wyraz twarzy Aidena mówi mi, że zaraz zacznie narzekać.
– Jestem megagłodny i muszę przygotować się do castingu – mówi jak na
komendę.
Ma przygarbione ramiona, a jego biała koszulka jest poplamiona brązowymi
strużkami. Obaj wyglądamy, jakbyśmy przeżyli Wielką Bitwę Kofeinową. Nora
odgrywa rolę królowej, o którą walczymy – jeden z nas zdobędzie koronę
i zostanie jej królem.
Zanim moja wyobraźnia zdąży mnie przenieść do tego odległego kraju,
Aiden robi kolejny krok w moją stronę i macha ręką.
– Tak że zrobię sobie przerwę, okej?
– Jasne. – Zerkam na Norę i kiwam głową. – Dla mnie w porządku. I tak
nikogo nie ma.
Muszę zamieść śmieci z podłogi i zetrzeć ślady po kubkach z kawą i okruchy
muffinów ze stołów. Muszę uzupełnić lód w pojemniku i wypucować blaty. Lista
wydaje się nie kończyć.
Nora wstaje zza swojego stolika i przeczesuje palcami włosy. Biorę ścierkę
i wychodzę zza baru.
– Przyjemniaczek, co?
Nora wskazuje kciukiem w kierunku znajdującego się na zapleczu Aidena.
– Jest w porządku.
Wzruszam ramionami, nie chcąc, żeby Aiden usłyszał, jak o nim
rozmawiamy. Jest wstrętny, ale nie chciałbym zranić jego uczuć czy coś. Wiem,
jak to jest, kiedy ludzie rozmawiają o tobie, jakbyś tego nie słuchał – to
beznadziejne. Nie życzyłbym tego nikomu. No cóż, może kilku osobom, ale Aiden
nie jest jedną z nich.
– Przypomina mi króla Joffreya – mówi ze śmiechem Nora i zakrywa usta.
– Kto to taki?
Nora wytrzeszcza oczy.
– Król Joffrey, ten mały blond ciul.
Że co?
– Naprawdę nie wiesz, o kim mówię, co?
Wpatruje się we mnie z niedowierzaniem.
Potrząsam głową.
– Nie oglądałeś Gry o tron?
– Ach. Nie, jeszcze nie.
– Niemożliwe!
Nora podbiega do mnie i chwyta za nadgarstki. Pachnie kokosami.
– Proszę, powiedz, że żartujesz! Tak źle cię oceniłam! Pod jakim kamieniem żyjesz i jak udaje ci się uniknąć spoilerów w necie?
Pod kamieniami college’u i pracy – chcę powiedzieć. Ale byłoby to
niegrzeczne… i niezbyt śmieszne.
– Nie miałem jeszcze czasu. Planuję obejrzeć. Wszyscy o tym mówią, ale nie
mam jeszcze kont na odpowiednich serwisach.
Brzmię jak robot.
Mam konto na Facebooku, ale zawsze zapominam hasła i muszę je
resetować. Mam około dziesięciu znajomych – połowa z nich to moja rodzina.
Tablica mojej mamy jest pełna wiadomości o dziecku i zdjęć brzucha, a Tessa
wciąż zamieszcza posty z Pinteresta. Mama ma obsesję tagowania mnie na
wszystkim. Zdjęciach, cytatach, obrazkach ze szczeniaczkami. Ostatni raz, kiedy
logowałem się na swoje konto, zauważyłem, że wrzuciła nasze zdjęcia ze swojego
ślubu i mnie otagowała. Nie trzeba było długo czekać, aż wszystkie znajome mojej
mamy zaczęły dodawać takie na przykład komentarze:
„Pamiętam, jak szczypałam te pultaski, kiedy był jeszcze maluszkiem!”
„Mały Landonek wyrósł na takiego przystojnego kawalera!!!”
„Kiedy spodziewasz się ślubu Landona, Karen?”.
Na ten ostatni mama odpowiedziała: „Kiedy skończą z Dakotą college!”.
W zeszłym roku wszystko było zupełnie inaczej. Nawet jeszcze kilka
miesięcy temu moje życie było zupełnie inne niż teraz. Wyobrażałem sobie, że
w tym czasie będę już mieszkał z Dakotą i będziemy zaczynać naszą wspólną
przyszłość.
Ale dość o Dakocie.
– Musisz obejrzeć – nalega Nora.
Częściowo się z nią zgadzam.
– Możliwe, że to zrobię.
Nie wiem, czy w ogóle mam czas na oglądanie seriali telewizyjnych między
szkołą, pracą, Norą, Tessą, Hardinem, Dakotą, mamą, siostrzyczką i Kenem.
Nora obraca między palcami papierowe opakowanie słomki.
– W takim razie jakie seriale oglądasz?
Odpowiadam, że ostatnio oglądam to, co Tessa. Nora siada przy stoliku
najbliżej mnie i mówi, że robię sobie krzywdę, nie śledząc Gry o tron. Dodaje, że
uwielbia też oglądać Kawalera dla beki. Zgodnie z prawdą przyznaję, że nigdy nie
widziałem ani jednego odcinka. Widuję twarze gwiazd na okładkach plotkarskich
magazynów w kioskach, które mijam po drodze na zajęcia, ale nie znam nazwisk
żadnej z nich. Nora mówi, że ktoś o imieniu JoJo zachował się strasznie głupio,
wysyłając do domu w zeszłym tygodniu kowboja z Teksasu.
Słuchając głosu Nory, stwierdzam, że podoba mi się uczucie wywoływane
przez jej słowa w moich uszach. Dużo gestykuluje – robi to z taką gracją, że nie
chcę, by kiedykolwiek przestawała mówić. Jest jedną z tych osób, które potrafią zwykłym słowom nadać ważne znaczenie – takie, o którym nie mogłyby nawet
marzyć, gdyby nie ożywiały ich jej usta.
– A więc co u ciebie? – pyta wreszcie, a ja nie mogę nawet sobie
przypomnieć, o czym mówiła.
Byłem za bardzo skupiony na jej ruchach i tym, jak pełna jest słów, żeby
naprawdę usłyszeć, co powiedziała.
– Yyyy… – szukam słów, z całych sił przywołując na pomoc pamięć.
– Jakieś plany na dziś? – pyta z półuśmiechem.
Nic. Absolutnie nic. Wzruszam ramionami.
– Nie jestem jeszcze pewien. Hardin jest u nas do poniedziałku.
Kiwa głową.
– Wiem.
– Chyba zatem wszystko zależy od tego, gdzie powieje Huragan Hessa.
Nora uśmiecha się na dźwięk tych słów, a ja zauważam w jej dłoni kolejny
papierek od słomki. Jest poskładany tak, że przypomina miecz. Na stoliku
zauważam dwie kupki cukru. Nora trzyma w dłoni pustą torebkę po brązowym
cukrze. Rozpoznaję górki cukru z dnia, kiedy poznałem siostrzyczkę Posey, Lilę.
Z jednej z górek wystaje kawałek serwetki, złożony jak flaga, dokładnie jak
ostatnim razem.
A więc to Nora musiała je wcześniej zrobić. Jak mogłem nie zauważyć, że tu
była?
– Tessa pracuje całą noc – mówi Nora.
Układa dłoń w miseczkę i zmiata do niej swoją miniaturową fortecę.
Zostawiam ścierkę na stole i wracam do baru. Podnoszę ruchomy kawałek
blatu, biorę wiaderko na śmieci i niosę je do niej. Potrząsa dłońmi nad plastikowym
pojemnikiem i wyciera je o mój fartuch.
– Chciałam cię gdzieś zabrać – mówi Nora półszeptem.
– Chciałbym gdzieś iść – odpowiadam natychmiast.
Spoglądam na nią. Odwzajemnia spojrzenie.
Chrząkam.
– To znaczy chcę iść z tobą, gdziekolwiek tylko zechcesz.
Nora pyta, gdzie jest miotła, i nie mówi nic więcej o tym, dokąd chce mnie
zabrać.

Nothing less Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz