Rozdział czternasty

124 2 0
                                    

Landon
Gdy wpadam do przedpokoju, w powietrzu rozbrzmiewa wiązka
przekleństw. Głos z początku jest zbyt cichy, żebym go rozpoznał, ale niech
zgadnę…
Jeśli Hardin rozwala mi coś w salonie, może brać dupę w troki i wracać,
skąd przyszedł. Kiedy wreszcie wchodzę do pokoju, mój mózg potrzebuje kilku
sekund, żeby zrozumieć, co się właściwie dzieje. Stół mojej babci jest przewrócony
i ma złamaną jedną nogę, a wazon, który niegdyś na nim stał, leży w kawałkach na
podłodze przy stopach jakiegoś nieznajomego. Hardin klęczy – z kącika ust
wypływa mu strużka krwi, i obejmuje ramieniem szyję przybysza.
Twarz mężczyzny jest czerwona i spływa grubą strugą krwi, która poplamiła
mu usta. Krew dodaje całej scenie dramaturgii. Kiedy przyglądam mu się baczniej,
zauważam, że jest skromnej budowy i pewnie leje po nogach na myśl, że Hardin go zabije.
Zatrzymuję się kilka kroków od nich. Co tu się, do cholery, dzieje? Co to za
facet?
Znów przyglądam się jego twarzy. Wygląda trochę znajomo, ale skąd go
znam?
– Jeśli nie planujesz go zabić, powinieneś go puścić – ostrzegam Hardina.
Pójście do więzienia z pewnością pokrzyżowałoby plany weekendowego
pogodzenia się z Tessą.
Spogląda z góry na swojego nowego przyjaciela, a później na mnie.
– Dobra.
Rozluźnia uścisk i odsuwa się od mężczyzny.
Ledwo łapiąc oddech, nieznajomy pada na bok i chwyta się za szyję.
– Co się dzieje? – pytam nagląco.
Cokolwiek to jest, stało się naprawdę, naprawdę szybko. Nie uświadamiałem
sobie nawet, że Hardin przyszedł.
Hardin wstaje.
– Nie ruszaj się.
Nieznajomy chwyta się za nos jedną dłonią, a drugą opiera otwartą na
podłodze.
Hardin nie spuszcza wzroku z intruza.
– Kiedy przyszedłem, podsłuchiwał z uchem przytkniętym do drzwi. Nie
wiem, czego, do kurwy nędzy, słuchał. Pewnie chciał się włamać albo coś. Widać
to po nim.
– No to dlaczego go tu przyprowadziłeś? Znów spoglądam na zniszczony stół babci.
Hardin gapi się na mnie, jakbym go zapytał, dlaczego niebo jest
jaskrawozielone.
– Żeby sobie nie poszedł? – mówi, przewracając oczami.
Facet próbuje się podnieść, a Hardin przydeptuje mu wolną rękę buciorem.
– Powiedziałem, żebyś się, kurwa, nie ruszał.
Hardin unosi dłoń i swobodnym ruchem sczesuje włosy z czoła, całkowicie
ignorując krzyki leżącego na podłodze mężczyzny, któremu miażdży dłoń.
– Co tu robiłeś? – pytam nieznajomego.
Hardin wyciąga telefon z kieszeni. Zakładam, że dzwoni na policję. Czuję
się jak w filmie.
– Jeśli zadzwoni na policję, pójdziesz prosto do więzienia – zauważam.
Mężczyzna porusza ręką, kiedy Hardin odchodzi na krok. Chwytając się za
dłoń, unosi się na kolana. Kiedy Hardin wraca, mężczyzna obiecuje się nie ruszać
i opiera plecy o moją ścianę. Im intensywniej mu się przyglądam, tym bardziej
znajomy się wydaje.
– Szukałem mieszkania przyjaciela – mówi. – To wszystko.
Nie wiem, czy mu wierzę. Ktoś włamał się do mojego mieszkania kilka
tygodni temu, więc nie mogę być całkowicie pewny. Kiedy spostrzegam czarny
płaszcz, czarne włosy i szarą marynarkę nieznajomego, coś mi się przypomina.
Widziałem go kiedyś w korytarzu – to właśnie to.
– Myślę, że mówi prawdę. Widziałem go tu już – mówię Hardinowi.
Mężczyzna wstaje, a Hardin chowa telefon z powrotem do kieszeni.
Drzwi mojej sypialni się otwierają, a Nora wchodzi do salonu, mając na
sobie parę moich bokserek i jedną z moich białych podkoszulek. Widać przez
materiał jej ciemne sutki. Zauważam, że Hardin i ten obcy koleś na nią patrzą –
czuję ogień w klatce piersiowej.
– Możesz wrócić do mojego pokoju.
Mam nadzieję, że posłucha. Nie podoba mi się, że patrzą na nią, kiedy jest
prawie rozebrana.
– Co, do cholery? – Spogląda na Hardina, a później na drugiego mężczyznę.
– Cliff? – Patrzy na niego ostrym, podejrzliwym wzrokiem. – Co ty tu, do cholery,
robisz?
– Znasz go? – patrzę to na jedno, to na drugie.
– Ona go zna? – pyta mnie Hardin, wiedząc dobrze, że nie mam pojęcia, co
się, do diabła, dzieje.
Nora zerka na mnie, ale nie odpowiada.
– Szukałem mieszkania mojego przyjaciela. Właśnie wprowadził się do
kamienicy – mówi ten cały Cliff.
Nora przygląda mu się przez kilka sekund, a ja patrzę, jak wymieniają się komunikatami bez słów.
Co to, do cholery, za gość?
– On już wychodzi, wszystko w porządku – mówi wreszcie Nora, wskazując
na drzwi. Jest w tym taka spokojna i swobodna. Tak spokojna, że to aż
niepokojące.
Cliff masuje kark i zatrzymuje się na chwilę w progu. Nie mówi ani słowa,
dopóki nie znika na korytarzu.
Hardin odwraca się do Nory i unosi dłonie.
– Po prostu pozwoliłaś mu wyjść? Nie dowiedziałaś się nawet, po jakiego
chuja się tu w ogóle pojawił!
Nora wchodzi głębiej do salonu, nie spuszczając wzroku z Hardina.
– Właśnie że się dowiedziałam. Słyszałeś, jaki miał powód, żeby się tu
pojawić.
Opiera dłonie na biodrach, a ja zastanawiam się, czy nie podejść do niej i nie
ściągnąć rąbka bokserek, które ma na sobie, odrobinę niżej, żeby przykryć
odrobinę większą powierzchnię jej ponętnego ciała.
W salonie właśnie rozegrała się scena rodem z Szybkich i wściekłych, a ja
potrafię się skupić tylko na krągłych udach Nory. Potrzebuję pomocy.
– Kłamał! – krzyczy Hardin.
Nora podchodzi bliżej do niego.
– Po pierwsze, nigdy więcej na mnie nie krzycz – mówi wyzywająco zza
zaciśniętych zębów. – A po drugie, nie wiesz, czy kłamał. Nie znasz go.
Hardin odchyla głowę.
– Ach, rzeczywiście. Ty go znasz. Może w takim razie wyjaśnisz, co to za
piękny chłopiec?
– Hej! – Wchodzę między nich. – Hardin, gość już sobie poszedł. Nora, idź
do mojego pokoju.
Czuję się jak ojciec próbujący sobie radzić z dwojgiem rozkapryszonych
dzieci. Nora odwraca się do mnie i otwiera usta. Zanim jednak cokolwiek powie,
zamyka je i odwraca się, a potem mija mnie i idzie w dół korytarza. Spodziewałem
się, że przynajmniej jedno z nich się ze mną pokłóci.
– Lepiej spraw, żeby ci powiedziała, kto to, do kurwy nędzy, był – żąda
Hardin.
No i się zaczęło…
– Zamknij się i bierz miotłę. – Wskazuję na szafkę przy wejściu do kuchni. –
Dowiem się. Ty po prostu posprzątaj to szkło.
Hardin wbija we mnie gniewne spojrzenie.
– Mówię serio. Nie chodzi tylko o ciebie. Tessa też tu mieszka, a jeśli
cokolwiek się jej przydarzy…
Z kuchni dobiega piszczenie piekarnika, a ja przypominam sobie
o babeczkach Nory. Zupełnie o nich zapomniałem. Naprawdę minęło tylko
dwadzieścia minut od czasu, kiedy weszliśmy do mojego pokoju?
Wchodzę do kuchni, biorę rękawicę i wyciągam blachę z piekarnika.
Maleńkie wypieki cudownie pachną i są doskonale przyrumienione na górze.
Ślinka mi cieknie, ale odkładam je na kuchenkę i wracam do czekającego w salonie
Hardina.
Przez głowę przechodzi mi cała masa pytań: czy intruz to ostatni chłopak
Nory, o którym ona nie chce mówić? Czy to po prostu jakiś zwykły złodziej, ten
sam, który wcześniej wkradł się do mojego mieszkania? Co by zrobił, gdyby
nikogo nie było w domu, albo gdyby Hardin nie pojawił się wtedy, kiedy się
pojawił?
Muszę uporządkować pokój po bójce, żebym mógł wrócić do siebie
i pogadać z Norą. Hardin zamiata, nie narzekając, a ja biorę stół mojej zmarłej
babci za bok i ustawiam na nogach. Będę musiał go naprawić, zanim moja mama
znów przyjedzie z wizytą. Pękłoby jej serce, gdyby zobaczyła go w takim stanie.
– Wiem – odpowiadam na milczący zarzut Hardina.
Dowiem się, kim jest i czy Nora naprawdę wierzy, że szukał przyjaciela.
Hardin narzeka na mnie, zamiatając resztkę pobitego szkła na zmiotkę.
Chwilę przed otwarciem drzwi słyszę z korytarza jego głos:
– Nie mów o tym Tessie. Dość już się dzieje.
Pozwalam mu przyjąć, że moje milczenie oznacza zgodę i wracam do
sypialni. Nora siedzi na moim łóżku, wciąż mając na sobie moje ubrania. Opieram
plecy o drzwi i czekam na kliknięcie świadczące o tym, że się zamknęły. Na
wszelki wypadek przekręcam klucz i podchodzę do niej. Ma w dłoni telefon,
a kiedy mnie dostrzega, patrzy mi w oczy, ale ma nieobecne spojrzenie. Już się
wycofała.
– Wiesz, że musimy pogadać o tym, co to za koleś – mówię, utrzymując
nieśmiały ton głosu.
Nora spogląda w dół i zmienia pozycję – wciąga nogi pod siebie.
– Naprawdę musimy?
Nie pozwolę jej tego w ten sposób zbyć.
– Tak, musimy.
Podchodzę do łóżka, siadam obok niej i nasłuchuję dźwięków dochodzących
z salonu. Cisza. Hardin albo sobie poszedł, albo jest wścibski i podsłuchuje naszą
rozmowę z korytarza, dokładnie tak jak ten cały Cliff.
– Czy to twój były chłopak?
Cała się wzdryga, słysząc moje pytanie, i potrząsa głową.
– Nie. To nie mój były.
Przysuwam się do niej i biorę jej dłonie w swoje.
– W takim razie kto to? To nie jakiś drobiazg, Nora. – Delikatnie ściskam jej ręce. – Gość podsłuchiwał pod moimi drzwiami. Naprawdę znasz go wystarczająco
dobrze, żeby wierzyć, że to wszystko wielkie nieporozumienie? Naprawdę?
Spoglądam w jej oczy i bez słów błagam ją o szczerość.
Chciałbym wierzyć, że ostatnia godzina, którą razem spędziliśmy,
spowodowała, że pojawił się między nami nowy poziom zaufania. Musi mi zaufać
na tyle, żeby rozmawiać ze mną otwarcie w tej sprawie. Głos w mojej głowie
krzyczy, żebym jej nie wierzył, ale usta milczą.
– Tak – mówi tylko tyle.
Drapię dłoń zarostem na podbródku, a ona wstaje z mojego łóżka.
– Dokąd idziesz?
Sięga po klamkę, a potem odpowiada:
– Muszę wziąć ubrania do pracy, a potem wrócę. Zaczynam zmianę
wcześnie rano.
Wstaję z łóżka, ale pozostaję po drugiej stronie pokoju.
– Pójdę z tobą.
Nora potrząsa głową.
– Wrócę, obiecuję. Wrócę i spędzę z tobą noc. W twoim łóżku.
Głos trzęsie się jej niepewnie.
Znów podchodzi do mnie i sięga po moje dłonie. Przyciągam ją do siebie.
– Wrócę.
Nora przyciska usta do moich ust. Odwzajemniam jej pocałunek, obejmując
ją, kiedy ona się we mnie wtula.
Milczę – pieszczoty jej języka na moim są cudowne. Uwielbiam to, jak mnie
całuje: powoli i głęboko, pełna ostrożnej namiętności. Wbija palce w materiał
mojego T-shirtu.
Po kilku sekundach wysuwa się z moich objęć.
– Wrócę niedługo. – Całuje mnie w policzek. – Pospieszę się.
Jej słowa są pełne pewności.
Czuję się jak w transie. Kiwam głową i opuszczam ramiona wzdłuż ciała.
– Twoje ubrania są w kuchni – przypominam jej.
Ciepło rozlewa się po moich policzkach, a ona przygryza dolną wargę.
– Przebiorę się w łazience.
Nora mierzy mnie wzrokiem.
– A to, co teraz mam na sobie, ci się nie podoba?
W jej oczach błyska złośliwy żart.
– Podoba mi się trochę za bardzo.
– Wrócę do ciebie – obiecuje, chociaż brzmi to okropnie złowieszczo.
Kiedy wychodzi z mojego pokoju, kładę się na plecach na łóżku i zamykam
oczy. W co ja się, do cholery, wpakowałem z tą kobietą?

Nothing less Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz