Rozdział dwudziesty piąty

98 0 0
                                    

Mija kolejne pół godziny uprzejmej rozmowy o niczym i stół zostaje
uprzątnięty. Obie siostry znikają w kuchni, a ja siedzę na kanapie z Toddem i armią
dekoracyjnych poduszek. Na jednej są maleńkie liski, rozrzucone jak grochy.
Reszta jest jednokolorowa. Po co ich tu tak dużo? Czy ktokolwiek naprawdę ich
używa? Wpycham łokieć w poduszkę z lisami, żeby sprawdzić jej miękkość.
Zanurza się głęboko, więc może rzeczywiście są wygodne…
– Dobrze się bawisz?
Uśmiech Todda, przypominający księcia z bajki Disneya, sprawia, że robię
się trochę zazdrosny o tego faceta. W końcu zna Norę od czasu, kiedy była
dzieckiem, i jest żonatym chirurgiem, ma zapasowe mieszkanie w Nowym Jorku,
po prostu na wypadek gdyby przyszła im ochota odwiedzić miasto. Ja mieszkam w maleńkim mieszkaniu z przyjaciółką i dopiero co się nauczyłem, jak segregować
pranie. Nora jest przyzwyczajona do przebywania z takimi ludźmi – ludźmi, którzy
już ułożyli sobie życie i mają dość lat, żeby mieć kredyty hipoteczne, i zbierają
punkty w programach lojalnościowych linii lotniczych.
Rozsiadam się wygodniej, kładę poduszkę z lisami na kolanach i kiwam
głową.
– Uwielbia poduszki. – Todd wskazuje na tę, którą trzymam.
– To chyba typowe dla kobiet. Moja mama ma tak samo.
Moja mama? Serio? Siedzę w mieszkaniu z widokiem na Manhattan i mówię
o mojej mamie?
To wszystko nie moja liga. Myślę o moim starym rodzinnym domu i o tym,
że nasz dywan nigdy nie wyglądał na czysty. Mama wypożyczała specjalne
maszyny z magazynu Odd Lots i po dwie godziny prała dywany, ale nagromadzone
przez lata plamy nie chciały ustąpić.
Jak by to było, gdyby Nora odwiedziła moje rodzinne Saginaw? Czy
świeciłaby zbyt jasno jak na pochmurne miasteczko na Środkowym Zachodzie?
Rozglądam się po przestronnym salonie i liczę żyrandole zwisające z wysokiego
sufitu. Nie muszę się odwracać, żeby zobaczyć trzy w zasięgu wzroku. Spoglądam
na ozdoby idealnie równo ułożone na gzymsie elektrycznego kominka. Mała
metalowa statuetka, kawałek drewna wycięty w trójkąt…
– Pewnie będą tam przez pewien czas – szwagier Nory masuje sobie kark. –
Cieszę się, że przynajmniej znów ze sobą rozmawiają.
Wzdycha i bierze butelkę jakiegoś mocnego alkoholu z wózka stojącego
przy kanapie. Stoi na nim wiele rodzajów alkoholu i różne dodatki. Jest też
limonka, cytryna, a nawet małe słomki. Chyba właśnie tak to jest, kiedy jest się
dorosłym – możesz mieć minibar w domu, a twoja żona może kupować wszystkie
dziwaczne poduszki, jakie tylko chce.
Czy powinienem go spytać, dlaczego wcześniej ze sobą nie rozmawiały?
Czy też będzie to wyglądać, jakby nic mi nie mówiła… hmm, zaraz, właśnie tak
jest.
Postanawiam niczego po sobie nie zdradzać.
– Tak, ja też.
Todd nalewa sobie drinka. Nazywa go „gimlet” – nie do końca rozumiem
język bogatych ludzi, ale kiwam głową, kiedy opowiada mi skomplikowaną
historię o tym, skąd pochodzi gin wykorzystywany w jego koktajlu. Oferuje mi
jednego, ale odmawiam.
– Stausey naprawdę ją kocha. Wiem, że czasem trochę przesadza i wydaje
się nieprzyjemna.
Pociąga większy łyk.
– Ale po prostu martwi się o swoją młodszą siostrę. W tej chwili prawie nie
sypia… i to nie tylko dlatego, że dziecko ma rozmiar jebanego arbuza.
Todd się uśmiecha, a mnie rozśmiesza jego porównanie. Jego żona
rzeczywiście wygląda, jakby próbowała przeszmuglować arbuza pod sukienką.
Nadal próbuję podtrzymać konwersację, udając, że wiem, o czym mówi.
Jedynym innym wyjściem jest powiedzieć Toddowi, że nie mam bladego pojęcia,
co się dzieje między siostrami.
– Jestem pewien, że Nora docenia to, że jej siostra się martwi. Po prostu nie
przepada za tym, jak ktoś jej współczuje. Wiesz, jaka jest – mówię, mimo że
najwyraźniej nie mam pojęcia, jaka jest.
– Tak, masz rację.
Opiera plecy o oparcie kanapy. Rozgląda się po pokoju, jakby czegoś szukał.
Ja również się rozglądam i patrzę na wielką odbitkę jednego ze zdjęć ślubnych
Ameena i Stausey. Jest na nim też Nora, w pięknej różowej sukni, z podkręconymi
włosami opierającymi się na ramionach. Stojący obok niej facet wygląda dość
znajomo, podobnie jak kolejny. Moje zażenowanie sprawia, że zaczynam sobie coś
wyobrażać.
– Słuchaj, wiem, że dopiero co się poznaliśmy i pewnie przekraczam
granicę, ale wszyscy mamy nadzieję, że twoja obecność dobrze zadziała na Norę.
Wiesz, nie przyprowadziła do nas nikogo od czasu wypadku i zaczęliśmy myśleć,
że nigdy już nie będzie chodziła na randki. Zaczynało to wyglądać, jakby nigdy nie
zamierzała podpisać tych dokumentów.
Dokumentów? Wypadek? O czym on, do cholery, mówi?
– Hmm… – Chrząkam. Dlaczego odmówiłem przyjęcia drinka? – Miło mi to
słyszeć.
Moje gardło płonie. Wychylam się i spoglądam w dół korytarza. Gdzie jest
Nora?
– Jesteśmy po jej stronie. Dlatego chcemy, żeby je podpisała. Moja rodzina jest z tego powodu bardzo oburzona.
Przesuwa dłońmi po zaroście. W jego spojrzeniu widać napięcie.
Nie mam pojęcia, co jeszcze mógłbym powiedzieć. Są jednak granice
udawania. On wchodzi w szczegóły, a ja nadal wciąż jestem głęboko w lesie. Nie
mogę uwierzyć, że Nora przyprowadziła mnie tu bez ostrzeżenia. Powiedziała, że
spotkanie się z jej siostrą to zły pomysł, ale nie sądziłem, że to coś takiego – że
wpadnę w środek rodzinnego dramatu i będę musiał rozmawiać o dokumentach
i jakimś tajemniczym wypadku.
– Mogę z nią pogadać – proponuję, nie wiedząc, co jeszcze powiedzieć.
– Naprawdę?
Jego twarz się rozjaśnia.
– Każda pomoc się przyda. Po prostu nie rozumiemy, dlaczego ona nie chce
podpisać tych dokumentów. Już przedtem byli przecież w separacji. To wszystko
nie musi być aż takie pogmatwane i, szczerze mówiąc… – Bierze głęboki oddech.
– Wolałbym, żeby udało się rozwiązać tę sprawę przed przyjściem dziecka na
świat.
Tak, ja też. Bardzo bym chciał dostać choćby wskazówkę co do tego, co tu
się, do cholery, wyprawia.
– Tak, rozumiem. Zobaczę, co da się zrobić.
Wstaję. Muszę znaleźć Norę, zanim eksploduje mi głowa.
– Czy mógłbym skorzystać z łazienki? – pytam.
Wskazuje w kierunku korytarza.
– Tak, prosto i na lewo.
Dziękuję mu, a słowa palą mnie w gardło. Nie rusza się z kanapy, kiedy
wychodzę z pokoju.
Idę do łazienki i chlapię sobie zimną wodą na twarz. W filmach zawsze
pomaga, kiedy ludzie tak robią. Jednak kiedy wycieram twarz ręcznikiem
z monogramem, czuję się jeszcze bardziej nieswojo.
Za dużo się dzieje. Nora, ten ekskluzywny apartament i tajemnica, o której
się w nim dowiedziałem.
Sikam i myję ręce. Kiedy spoglądam na siebie w lustrze, mam wrażenie, że
wyglądam inaczej. Czy to oświetlenie, czy brakujące fragmenty zarostu sprawiają,
że wyglądam młodziej?
Nie pasuję do tego mieszkania i do tych ludzi.

Nothing less Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz