Wracając do mieszkania, wciąż pamiętam dotyk ust Nory na swoich ustach
i wciąż czuję kokosowy zapach jej włosów. Jest taka dezorientująca, frustrująca
i uzależniająca. Kiedy jadę windą, przez chwilę zastanawiam się, czy nie zawrócić
i nie pójść do metra. Znalazłbym drogę do Scarsdale – w końcu raz już tam byłem.
Czy zdenerwowałaby się, gdybym przyjechał?
Tak, jestem tego pewien.
W mieszkaniu nikogo nie ma. Wiem, że Tessa pracuje, ale uznałem, że
przynajmniej Hardin będzie na miejscu. Tak czy inaczej, trochę się cieszę, że mogę
spędzić odrobinę czasu w samotności, pomyśleć o Norze, o tym, kim jest i co
ukrywa.
Czy nasz wspólny posiłek można uznać za randkę? Zapłaciłem, a ona mnie
karmiła. Nora dosłownie mnie nakarmiła, a to wspomnienie wciąż pali mnie jak
gorące żelazo. Potrzebuję odwrócić uwagę od myśli, jak Nora mnie karmiła, jak
Nora mnie całowała – inaczej oszaleję.
Wchodzę do kuchni, biorę gatorade’a i siadam na kanapie. Segregator
Hardina leży na samym środku stołu. Kiedy go przesuwam, wypada kilka stron.
Chwytam jedną z nich i nawet nie próbuję odcyfrować tego, co nabazgrał. Co to
wszystko jest? W końcu daję się ponieść ciekawości i zaczynam mimo woli
przerzucać kolejne strony. Wygląda jak jakiś dziennik, do którego stanowczo nie powinienem zaglądać.
Od tamtego dnia słowa płynęły strumieniem krwi z jego żył. Krwotoku nie
dało się powstrzymać, nieważne, jak mocno uciskał ranę. Słowa wypływały
z niego, plamiąc kolejne strony wspomnieniami o niej.
Odkładam kartkę i wpycham z powrotem do segregatora. Nie wiem, co to,
ale jestem pewien, że Hardin nie chce, żebym się dowiedział.
Od przyjścia do domu oglądałem odcinki Arrested Development na
Netfliksie i gapiłem się na zegarek na telewizorze.
W mieszkaniu jest cicho. Nieważne, na ilu przypadkowych myślach próbuję
się skupić, czas ledwo płynie. Czas to jedna z tych nieuniknionych sił, których
ludzie nie mogą kontrolować. Tak naprawdę jedna z niewielu. Jako ludzie mamy
obsesję czasu i idei, że moglibyśmy nim manipulować. Niektóre z najbardziej
niewiarygodnych opowieści opierają się na idei czasu. Zazwyczaj pomysł polega
na tym, że jeśli ktoś miałby wehikuł czasu, mógłby zmienić przeszłość i przyszłość.
Mógłby stać się bogaty i sławny, a nawet zapanować nad światem. Teraz, gdybym
miał wehikuł czasu, nie szalałbym i nie próbował zmieniać całego swojego życia
albo świata. Po prostu przewinąłbym czas o kilka godzin, żeby już zobaczyć się
z Norą.
Cóż, jeśli oczywiście nadal planuje przyjść. Na ekranie mojego telewizora Jason Bateman próbuje nie dopuścić do
rozpadu swojej dysfunkcjonalnej rodziny, a ja staram się nie myśleć o Norze.
Otworzyła się dziś bardziej niż zwykle. Powiedziała mi o rodzinnych wycieczkach
z rodziną i siostrze Stausey. Dziwnie jest myśleć o jej rodzinie w Europie,
opalającej się, jedzącej ekskluzywne dania i pijącej maleńkie czarne kawy, podczas
gdy ja biegałem po naszej działce, bawiłem się z Carterem i Dakotą, jadłem tanie
chipsy i piłem wodę z kranu. Czasem kupowałem sobie mountain dew i uważałem
je za nie lada przysmak. Jej rzeczywistość była odległa o lata świetlne od mojej.
Słyszę delikatne pukanie do drzwi i staję na równe nogi. Kiedy otwieram,
w progu stoi piękna Nora z torbami zakupów w dłoniach. Od czasu kiedy zostawiła
mnie przed Juliette, przebrała się w czarny T-shirt i zmyła część makijażu. Ma na
sobie koszulkę tak długą, że nie mogę poznać, czy założyła szorty… nie żeby to
miał być problem, gdyby ich nie miała.
Zaplotła włosy w warkocz, który przerzuciła przez ramię. Na nogach ma
czarne sandały z dwoma paskami opinającymi stopę. Sprzączka przypomina mi pas
pielgrzyma.
Słowa przychodzą do mnie, zanim mogę je powstrzymać.
– Jesteś taka piękna.
Nie przeszkadza mi, że mi się to wypsnęło – jej najwyraźniej też. Opuszcza
wzrok na podłogę i się uśmiecha. Pierwszy raz od czasu, kiedy ją poznałem,
uśmiecha się bez rezerwy. Jej uśmiech jest całkowicie naturalny, jak chodzenie czy
mówienie, i piękny – kocham ją.
Cóż, nie kocham jej. Ledwo co ją znam, ale jej uśmiech sprawiłby, że każdy
mężczyzna uwierzyłby, że ją kocha.
– Cześć, Landon.
Nora mija mnie i wchodzi do przedpokoju. Atmosfera mieszkania zmienia
się z każdym jej krokiem. Dzięki niej wszystko się rozjaśnia. Nawet sufit wydaje
się wyższy, kiedy ona u mnie jest.
Zamiast podzielić się z nią tą informacją, odpowiadam po prostu zwykłym
„cześć”.
Oboje milczymy, wchodząc do kuchni; pomagam jej z torbami. Bierze jedną
ode mnie i kładzie na blacie najbliżej kuchenki, prawie metr ode mnie.
Zaczynam wyciągać zakupy z brązowych papierowych toreb: cebulę, butelkę
oliwy z oliwek.
– Skąd to wszystko? Tessa kazała ci zajść do sklepu czy coś?
Wyciągam krąg sera. Dokładnie mówiąc, sera koziego.
Nora otwiera lodówkę i kładzie dwulitrowy baniak mleka na górnej półce.
– Nie. Chcę zrobić babeczki.
Unoszę kolejny przedmiot. Dżem figowy.
– Z figami? – wskazuję na leżącą na blacie cebulę. – I cebulą? Kiwa głową, zamyka lodówkę i podchodzi do mnie.
– Tak i tak.
Nie wróży to szczególnie dobrej babeczki, ale niech będzie.
Fascynuje mnie to, jak się porusza po kuchni – jest taka pewna siebie, tak
dobrze czuje się w swojej skórze. Kiedy unosi ręce, żeby otworzyć szafkę, spod
długiego czarnego T-shirtu wysuwa się para ciemnych dżinsowych szortów. Więc
jednak coś tam jest. No cóż… trudno.
Od kilku minut nawet nie pisnęła. W milczeniu włączyła piekarnik i bez
słowa posmarowała masłem spód blachy do babeczek.
Wygląda na to, że to ja będę musiał rozpocząć rozmowę. Nora stoi przed
kuchenką, a blacha do muffinek leży na palnikach.
– Jak tam w Scarsdale? – pytam.
Odwraca się do mnie policzkiem, żebym mógł zobaczyć jej twarz.
– Jak to w Scarsdale – odpowiada beznamiętnym tonem. – Jak tam na
Brooklynie?
Uśmiecham się.
– Jak to na Brooklynie.
Nora odwraca się z powrotem do kuchenki, ale jej ramiona bardzo delikatnie
poruszają się w górę i w dół, kiedy cicho śmieje się do siebie.
Nie wiem, o czym mam mówić. Chcę z nią porozmawiać o tak wielu
rzeczach, ale trudno jest balansować na cienkiej linie i jednocześnie mówić. Myślę
o tym, jak ostatnio byliśmy w tej kuchni, o tym, jak ściskała mój biceps, zbliżając
swoje ciało do mojego. O smaku jej ust, kiedy jęczała w moje. Wspominam
krągłość jej ponętnych bioder, którymi kołysała, siedząc mi na udach.
– Coś się stało? – pyta Nora, kiedy zalewa mnie kolejna fala wspomnień.
Przypominam sobie pierwszy raz, kiedy mnie dotknęła. Była taka
bezpośrednia, wodząc palcem po moim nagim brzuchu. Powietrze w kuchni staje
się tak gęste od niezręcznej ciszy i napięcia, że ledwo mogę oddychać.
Potrząsam głową, kłamiąc.
Siadam przy stole, a Nora manewruje wokół mnie, żeby wyciągnąć karton
mleka z lodówki. Piekarnik piszczy, oznajmiając nam, że osiągnął temperaturę
potrzebną do zrobienia tajemniczych babeczek Nory.
Wzdycha, a ja chcę krzyczeć, ponieważ mam tak dużo rzeczy do
powiedzenia, ale żadnego sposobu, by je powiedzieć. Chcę jej dotknąć, ale nie
mam na to siły.
– Jesteś pewien? – pyta cicho Nora, wyprostowawszy ramiona. – Bo dziwnie
cicho się zachowujesz i naprawdę wydaje się, jakby coś było nie tak.
Nic nie mówię. Nie wiem, co powiedzieć, nie ryzykując, że ucieknie.
– Jeśli coś powiem, to znikniesz. Pamiętasz?
Mój głos brzmi ostrzej, niż planowałem. Nora odwraca się, żeby na mnie spojrzeć. Wyciera dłonie ręcznikiem
i podchodzi do miejsca, gdzie siedzę przy stole.
– Skąd taka myśl?
Ta kobieta jest obłąkana.
– Sama to powiedziałaś. Powiedziałaś mi, że jeśli będę próbował cię
naprawiać, znikniesz. To frustrujące.
Milknę na chwilę, aby upewnić się, że patrzy mi w oczy.
– To frustrujące, że chcę być przy tobie, ale czuję, jakbym chodził na
łyżwach po linie. Nie wiem, jak z tobą rozmawiać ani co powiedzieć. Wiem, że
jeszcze nie jesteś gotowa na to, żeby dopuścić mnie do swoich sekretów, ale musisz
przynajmniej uchylić drzwi, bo ja tu ledwo stoję na nogach, mając nadzieję, że
przynajmniej się zastanowisz, czy mnie nie wpuścić.
Nora bacznie wpatruje się w moją twarz. Jej wzrok przesuwa się z moich ust
na oczy i z powrotem na usta. Patrzy teraz łagodniejszym wzrokiem i delikatnie
marszczy brwi.
– Landon – zaczyna, siadając obok mnie. – Nie chciałam, żeby tak to wyszło.
Nie chcę, żebyś ukrywał to, jak się czujesz, albo obawiał się, że lada chwila
ucieknę.
Przesuwam palcem po odpadającej okleinie stolika. Kolejny fail IKEA, ale
tym razem cieszę się, że odwraca moją uwagę.
– Landon, spójrz na mnie.
Nora dotyka ciepłymi palcami mojego podbródka i unosi moją twarz.
– Zagrajmy w grę. Dobrze?
Przysuwa swoje krzesło do mojego. Chcę, by jej palce znów mnie dotykały.
Zanim zdążę się zgodzić, znów zaczyna mówić.
– Jedyną zasadą tej gry będzie to, żebyśmy mówili prawdę, dobrze?
Podoba mi się ta gra, ale wydaje się za prosta.
– Całą prawdę?
– I tylko prawdę.
– Tak ci dopomóż Bóg?
Znów uśmiecha się do mnie w sposób, który każe mi myśleć, że ją kocham.
– Dopóki śmierć was nie rozłączy? – mówi Nora i oboje wybuchamy
śmiechem. – To chyba przysięga ślubna. – Jej śmiech jest naturalny jak jej uroda. –
Ups.
Uśmiecha się z rozbawienia.
Próbuję przestać się śmiać.
– Podoba mi się ten pomysł. Ale co będzie nagrodą?
Nora oblizuje wargi i wciąga odętą dolną wargę pomiędzy zęby. Patrzę, jak
przez chwilę ją ssie.
– Prawda – mówi. Nie przychodzi mi do głowy nic, co wolałbym robić, niż dotykać tych ust.
Moimi ustami, językiem. Choćby palcem. Po prostu chcę jej dotykać. Potrzebuję
tego.
Potrzebuję jej dotykać, tak jak potrzebuję oddychać.
– Czyja prawda? Moja czy twoja?
Wiem, że nie są takie same.
– Obie – mówi pewnie.
Patrzę na nią spokojnym wzrokiem.
– A kiedy zaczynamy?
Warkocz na jej ramieniu się rozplata, wystają z niego pojedyncze włoski.
Przeczesuje go palcami, jakby słyszała moje myśli.
– Teraz. Ja pierwsza.
Kiwam głową, zgadzając się. Dla mnie w porządku.
Bierze głęboki oddech i pociąga za gumkę do włosów. Ciągnie palcami
ciemne sploty, rozwiązując węzły.
– Kiedy staliśmy na stacji w Scarsdale, powiedziałeś, że się za mną
stęskniłeś. Czy to prawda, czy nie?
Nie waham się.
– Tak. Prawda.
Uśmiecha się. Patrzę, jak zręcznymi palcami zaplata gęste włosy z powrotem
w warkocz.
– Moja kolej.
Nadal grzebię w odrapanym narożniku stołu.
– Tęskniłaś za mną? Prawda czy nieprawda?
Kiwa głową. Czuję się okropnie jak w grze Katniss i Peety w „prawdę czy
fałsz”. Patrzę na Norę, czekając, aż wypowie te słowa. Nie robi tego.
– Słowa nie są prawdziwe, dopóki ich nie wypowiesz.
Spogląda na mnie z podziwem.
– Nieprawda.
Kiedy to mówi, czuję ból w klatce piersiowej. Unosi dłoń.
– To znaczy to, co powiedziałeś przed chwilą, to nieprawda. Słowa są
prawdziwe, kiedy je zapiszemy. Poświęcenie czasu na ich utrwalenie nadaje im
prawdziwość.
Potrząsam głową, nie zgadzając się z nią.
– Kiedy coś zapiszesz, można to zmazać. Ale jeśli powiesz, będzie zawsze
istniało.
Nora odchyla się na krześle i opiera plecy.
– Słowa istnieją, tylko dopóki nie przestaną być szczere.
Przyglądam się jej bacznie i odpowiadam ostrożnie:
– Obiecuję, że nie będę nieszczery.
Sięgam do niej dłonią, ale się odsuwa.
Po wahaniu mówi:
– A ja obiecuję, że nie powiem nic, co chciałabym wymazać.
CZYTASZ
Nothing less
Teen FictionCzęść II Zmysłowa Nora coraz bardziej zaprząta myśli Landona. Niestety, dziewczyna stara się trzymać na dystans, gdyż uważa, że ich związek skazany jest na porażkę. Sytuację próbuje wykorzystać Dakota, która coraz bardziej żałuje decyzji o rozstani...