Landon
Jazda uberem do mieszkania siostry Nory zabiera więcej czasu niż
zapowiadane trzydzieści siedem minut. Według apki za sześć minut dojedziemy do
budynku na West Thirty-Fourth Street. Chciałem pojechać metrem, ale to
wydawało się mniej chaotyczne. Po powrocie z pracy dostałem esemesa od Nory
z adresem - powiedziała mi, żebym spotkał się tam z nią o ósmej. Nie wchodziła
w żadne inne szczegóły - tylko adres, godzina i uśmieszek.
Wychodząc, Nora była zawstydzona. Pocałowała mnie i szepnęła, jak dobrze
się ze mną bawiła, ale byli u nas Hardin z Tessą, więc nie dodała wiele więcej.
Mam poczucie, że z jakiegoś powodu zależało jej na tym, by dotrzeć do mieszkania
siostry przede mną. Może chciała na początek porozmawiać z nią na osobności.
Nie będę wiedział, w jakiej sytuacji się znalazłem, dopóki nie przekroczę progu
tego mieszkania na Manhattanie. Podczas podróży piszę dwa esemesy do Tessy, ale
nie odpowiada. Jestem pewien, że Hardin zajmuje jej cały czas.
Znów zerkam na telefon i melduję się mamie i Kenowi. Nie wspominam
o planach na wieczór. Nie muszę komplikować sytuacji jeszcze bardziej, a nie chcę
dawać moim rodzicom kolejnych tematów do rozmów przy stole. Mam poznać
siostrę Nory, więc jestem pewien, że moja mama prędzej czy później o tym się
dowie.
- To tu? - pyta kudłaty kierowca.
Znów włączył kierunkowskaz, a ja mam nadzieję, że tym razem droga nie
jest jednokierunkowa. Myślę, że przyzwyczaił się do jeżdżenia przez Brooklyn,
a nie Manhattan. Na skrzyżowaniu jest duży ruch - jesteśmy chyba gdzieś
pomiędzy Dziewiątą a Dziesiątą Aleją. Nie spędziłem za dużo czasu na
Manhattanie, od kiedy przeprowadziłem się do Nowego Jorku. Teraz rozumiem,
dlaczego miejscowi nieczęsto bywają w pobliżu atrakcji turystycznych.
Kierowca znów skręca w tę samą ulicę, a potem wreszcie ścisza radio.
Najwyraźniej naprawdę bardzo lubi słuchać Linkin Park. Nie sądziłem, że na
świecie zostali jeszcze ludzie, którzy słuchają ich albumu Hybrid Theory, ale ta
pamiętna przejażdżka uberem dowodzi, że się mylę. Ten album został wydany,
kiedy byłem w szkole podstawowej, a zamiłowanie do Linkin Park w czasach
mojej młodości oznaczało, że jest się „cool". Nie należałem do takich ludzi, ale
kiedy modne były spodnie JNCO z szerokimi nogawkami, starałem się z całych sił.
Nosiłem nawet łańcuch przy portfelu.
O Jezu, cieszę się, że w tamtych czasach nie było mediów
społecznościowych. Gdybym miał wtedy Facebooka albo Twittera, pozostałoby
zbyt wiele śladów po dniach, kiedy marzyłem o ubieraniu się po grunge'owemu.
Do dziś nie mogę znieść zapachu cytryn, ponieważ przez całe lato pryskałem sobie
końcówki włosów sprayem rozjaśniającym mojej mamy. Mam wrażenie, że mój
kierowca również miał relację z tym preparatem.
Wyglądam przez okno i czytam napis złożony wielkimi białymi literami na
markizie przed budynkiem po naszej lewej stronie: 408 West Thirty-Fourth Street.
- Tak, na to wygląda.
No to do dzieła...
Wychodzę z samochodu i poprawiam koszulę. Wybrałem dziś prosty strój,
nieodstraszający. Cały czarny. Koszula jest trochę węższa, niżbym chciał, ale tak
się już kończy robienie zakupów online i zgadywanie swojego rozmiaru. Nie jest
jednak za ciasna - myślę, że wygląda w porządku.
Cóż, w każdym razie taką mam nadzieję.
Kiedy zbliżam się do odźwiernego, macha do mnie. Czeka przy drzwiach -
siedzi przycupnięty na stołku. Wygląda znajomo, jak postać z kreskówki albo
z filmu. Kiedy do niego podchodzę, zauważam, jak bardzo jest niski. Jego
niewielkie ciało składa się z samych krągłości, a nos to niewielka bulwa pokryta
popękanymi naczyniami krwionośnymi.
Przeczesuję palcami równo przycięte krzewy rosnące wzdłuż frontu
ceglanego budynku. Nawet z zewnątrz wszystko wygląda tu na drogie. Zrywam
mały różowy kwiatek i wyrzucam go. Dlaczego to zrobiłem? Czy to jakiś dziwny
impuls pozbawiać kwiat podłoża i go zrywać? Nie potrafię nawet zliczyć, ile razy
bezmyślnie to robiłem. Czy jestem jakimś sekretnym socjopatą, który uwielbia
wyrywać kwiaty z korzeniami i rzucać je z powrotem na ziemię?
Czy przesadnie to analizuję?
Pewnie tak.
Wymieniamy z portierem proste uprzejmości, a później pyta mnie, do kogo przyszedłem. Kiedy dzwoni do siostry Nory, rozglądam się po wejściu do budynku,
które przypomina mi szpital. Białe ściany, lśniące powierzchnie i ta czystość -
dużo wybielacza i sztucznych aromatów. Ładnie tu, ale jedyne ozdoby - sztuczne
kwiaty - tylko potęgują poczucie, że jest tu jak w szpitalu.
Portier mówi, że mogę pojechać na któreś tam piętro, i wskazuje windy.
Byłem zbyt zaaferowany, żeby usłyszeć, co dokładnie powiedział, a trochę mi
głupio prosić, żeby powtórzył, więc zaglądam w długi korytarz i idę w kierunku,
który wskazał. Przez cały ten czas mam nadzieję, że Nora pojawi się znikąd
i wskaże mi właściwe miejsce. Nie mogę po prostu chodzić bez celu po takim
budynku - w końcu ktoś zadzwoni na policję.
Jakby cudownym zbiegiem okoliczności winda otwiera się przede mną, a w
środku stoi Nora. Jej długie, czarne włosy jasno lśnią, opadając w dół jej ramion
w dwóch mieniących się kosmykach. Są piękne - ona jest piękna. Oczy ma
pomalowane, podkreślone czarną kredką, a jej brwi są ciemniejsze i bardziej
zaakcentowane. Wygląda zupełnie inaczej - nie to, że źle, po prostu nigdy jej takiej
nie widziałem.
Jestem przyzwyczajony do tego, że nosi makijaż - na przykład czerwona
szminka z wczoraj była bardzo seksowna - ale dziś wygląda jak kobieta. Jej
nieskazitelnie czyste spodnie i czarna koszula lśnią, podobnie jak ciemne włosy
i oczy. Zieleń jej oczu jest wyraźniejsza teraz, kiedy ciemne linie uwydatniły ten
kolor. Jej ubranie jest seksowne - czarna koszula zwisa z ramion, a kołnierzyk
opada jak serce nad dekoltem. To niemal nie na miejscu, żeby wyglądała tak
dobrze w sytuacji, kiedy mam zachowywać się przyzwoicie przy jej rodzinie.
- Ta winda jest za mała - mówię, kiedy wchodzę do środka.
Uśmiecha się do mnie z zakłopotaniem. Biorę jej dłoń w swoją i całuję jej
wnętrze. Kiedy drzwi się zamykają, wolną ręką przyciska guzik, a ja delikatnie ją
do siebie przyciągam.
- Jak było w pracy?
Całuję ją w czoło, potem w nos, potem w kącik ust. Ostatni pocałunek
zostawiam dla włosów.
Usta Nory rozchylają się i przysuwa swoje ciało do mojego, pozwalając mi
oprzeć się o ścianę.
- Dobrze.
Jej usta smakują jak gęsty błyszczyk.
- Tęskniłeś za mną? - pyta przytłumionym głosem.
Drzwi windy się otwierają, a ja spoglądam na Norę z góry, kiedy się odsuwa.
- A czy niebo jest niebieskie? - pytam, nawet przechylając głowę
i obdarzając ją najlepszym uśmiechem szczeniaczka, na jaki mnie stać.
Jej twarz jaśnieje i potrząsa głową. Dotyka długimi paznokciami podbródka
i szczerzy zęby w uśmiechu. - Tak naprawdę to niebo jest chyba dziś raczej szare.
Sięgam do jej talii, ale odsuwa się w samą porę.
- Cierpliwości, młodzieńcze.
Spoglądam za nią na korytarz, a kiedy nabiera się na mój trik i się odwraca,
z zaskoczenia ją obejmuję, przyciskając jej dłonie do swojej klatki piersiowej.
Lewą ręką odgarniam jej włosy z szyi i przyciskam usta do wyperfumowanej
skóry.
- Myślę, że powinnaś spojrzeć jeszcze raz.
Delikatnie przyszpilam ją do ściany korytarza. Nikogo nie ma. Dobrze.
- Niebo było całkiem bezchmurne.
Wodzę palcami po linii jej pełnych piersi. To najlepsza koszula, jaką
kiedykolwiek widziałem - piersi Nory unoszą się w niej i opadają, w górę i w dół.
Ma na sobie czarny choker, który sprawia, że chcę wrócić z nią do windy i nacisnąć
przycisk „hold".
Nora oblizuje wargi, a ja czuję, jak jej dłonie wślizgują się do tylnych
kieszeni moich czarnych dżinsów.
- Chyba masz rację. Jest całkiem jasne.
Przygryza moje wargi, a ja z jęknięciem przyciskam ją jeszcze mocniej do
ściany. Otwierają się drzwi, a ja odrywam się od Nory, kiedy słyszę stukanie
obcasów o podłogę. Kobieta, którą od razu rozpoznaję jako siostrę Nory, Stausey,
stoi z dłonią na ustach i szeroko otwartymi oczami. Opuszcza dłoń, kiedy jej wzrok
napotyka mój, ale wydaje się niezdolna do tego, by mrugnąć.
- Stausey... - mówi Nora, a ja się cofam i poprawiam koszulę. - To Landon.
Podbiegam i sięgam po dłoń Stausey. Unosi ją, więc całuję jej wierzch.
Pochyla się, żeby pocałować mnie w policzek. Nie wiem, w którą stronę się
odwrócić, i... bam!... jej usta dotykają moich, po czym przerażona się cofa. Nora
patrzy szeroko otwartymi, ale rozbawionymi oczami. Jej siostra - siostra
z ogromnym brzuchem ciążowym - również lekko się uśmiecha, najwyraźniej
rozumiejąc, że europejski sposób witania się może być nienaturalny dla większości
Amerykanów i ludzi od niedawna mieszkających w Nowym Jorku.
- Miło cię poznać.
Stausey mierzy mnie wzrokiem, który zatrzymuje się na każdym z moich
ubrań, włosach, dłoniach, a na koniec na butach. Strzepuje dłonią sukienkę
i poprawia palcami kokardę, którą ma w pasie. Jej ciało wygląda na zbyt drobne,
żeby zmieścić w sobie tak dużą... dużą kulkę z dzieckiem w środku.
- Jak się jechało? Długo, prawda?
Stausey prowadzi nas do mieszkania, z którego właśnie wyszła.
- Nie było źle.
Zauważam w środku pokoju w oddali mężczyznę stojącego za barem. Salon
jest wielki - powierzchnią dorównuje całemu mojemu mieszkaniu - a wzorowy mąż Stausey nalewa czerwone wino do rzędu kieliszków o wysokich nóżkach.
- Staram się pozostawać po tej stronie mostu, kiedy jesteśmy w mieście.
Brooklyn jest po prostu za daleko - prycha Stausey.
Jej wysokie obcasy stukają o podłogę, kiedy wchodzimy do środka. Nora
mamrocze coś o Mirandzie z Seksu w wielkim mieście i oferuje mi drinka.
Nie wiem, co powiedzieć, a przydałby mi się kieliszek odwagi. Przyjmuję
propozycję i idę za Stausey do baru.
CZYTASZ
Nothing less
Teen FictionCzęść II Zmysłowa Nora coraz bardziej zaprząta myśli Landona. Niestety, dziewczyna stara się trzymać na dystans, gdyż uważa, że ich związek skazany jest na porażkę. Sytuację próbuje wykorzystać Dakota, która coraz bardziej żałuje decyzji o rozstani...