Wychylam głowę zza szyldu i widzę, że Nora idzie w moim kierunku.
Ciemne włosy ocieniają jej twarz. Pod fluorescencyjnym oświetleniem parkingu
przy stacji wygląda jak czarny charakter. Ma obcisłe, czarne dżinsy z dziurą na
kolanie, a przez oczka materiału, z którego zrobiona jest jej podkoszulka, widać
stanik. Czy w ogóle wolno jej nosić podarte dżinsy, kiedy piecze słodkości, które
później będą jeść jej klienci? Co ważniejsze: dlaczego teraz o tym myślę?
Stoję w bezruchu, kiedy idzie do mnie – swojej ofiary – na tle opuszczonego
dworca. Szczerze mówiąc, organizacja transportu kolejowego w tym mieście cały
czas mnie przeraża. Nie potrafię czytać znaków, nie mogę znieść ludzi, którzy
ściskają się wokół mnie jak sardynki, i nienawidzę bycia uwięzionym pod ziemią –
a z kolei na powierzchni czasem dostaję lekkiej choroby lokomocyjnej.
Jak, do cholery, mam zamiar wrócić, skoro nawet nie potrafię czytać
znaków?
No i gdzie, tak właściwie, jest to cholerne Scarsdale?
Nora czeka, aż wyjdę ze swojej „kryjówki”.
– Myślałeś, że nie wiem, że idziesz za mną od Lookout?
Unosi brew, przyglądając mi się bacznie.
Nie byłbym zaskoczony, gdyby wyciągnęła bicz albo miecz – tak bardzo
panuje nad otoczeniem. Nie jest skromna, tylko czarująca, a przebywanie z nią tu
w ciemności tylko dodaje jej tajemniczości. Czuję, jakbym był we śnie, a jej
ciemnozielone oczy wyglądają na prawie czarne, a nie brązowozielone jak zazwyczaj.
Nora zatrzymuje się kilkadziesiąt centymetrów ode mnie i wyciąga komórkę
– a nie miecz – z tylnej kieszeni. Szybko sprawdza telefon i z powrotem chowa.
– Wzięłam dwie lekcje samoobrony – zaczyna, podkreślając to, jak okropne
są moje umiejętności szpiegowskie. – Zobaczyłam cię, kiedy tylko skręciliśmy
w Nostrand. Czekałam, aż podejdziesz.
Przerywa na chwilę, a jej pełne usta układają się w uśmiech.
– Ale ty tylko za mną szedłeś. O co cho?
Przelotnie dotyka mojego ramienia.
Oficjalnie uważa, że oszalałem, a może sama jest trochę szalona.
Masując dłonią kark, usiłuję wymyślić wyjaśnienie.
– Cóż… – Nerwowo chrząkam. – Cóż, chciałem z tobą porozmawiać po
pracy.
– To dlaczego mnie nie zatrzymałeś? Wiesz, zamiast za mną iść?
– Nie wiem.
Uśmiecha się.
– A właśnie że wiesz. Po prostu to powiedz. Po prostu powiedz, dlaczego za mną poszedłeś. Mam wyjątkową umiejętność: potrafię poznać, kiedy ktoś kłamie.
To tak naprawdę mój największy talent.
Spogląda mi prosto w oczy.
– Pozwól więc, że zapytam jeszcze raz. Dlaczego przez półtorej godziny
śledziłeś mnie z Brooklynu do Scarsdale?
Nie namyślając się, po prostu zaczynam mówić:
– Chciałem z tobą porozmawiać kilka godzin temu, kiedy byłem u ciebie
w pracy i zauważyłem, że jesteś, ale nie przywitałaś się ani nic. Nie przychodzisz
do nas od tygodnia. Nawet nie dzwoniłaś.
– Nie mam twojego numeru.
Oblizuje wargi, a ja przypominam sobie ich smak. Dotyk jej dłoni i to, jak jej
język delikatnie pieści mój. Cieszę się, że nie potrafi czytać mi w myślach.
– Napisałaś mi esemesa tamtego dnia, kiedy się umówiliśmy.
– A, rzeczywiście. Zapomniałam.
Zamyśla się na chwilę. Spokojnym ruchem zaczesuje włosy za ucho.
– Okej, to o czym chciałeś pogadać?
Nora opiera się o ścianę i zgina nogę w kolanie. Czuje się coraz bardziej
komfortowo – i zaraz powie mi, że jestem obleśnym stalkerem.
O czym właściwie chciałem z nią porozmawiać? Mam jej powiedzieć, że
chciałem sprawdzić, czy wszystko w porządku? Czy że za nią tęskniłem? Twierdzi,
że pozna, jeśli skłamię.
Słowa same wypływają mi z ust:
– Tęskniłem za tobą.
Plecy Nory prostują się przy ścianie.
– Dokąd jedziesz? Gdzie jesteśmy? – pytam po kilku sekundach ciszy.
Zamiast odpowiedzieć, Nora sztywnieje. Spogląda na mnie, a później w dal,
na coś za mną.
Kiedy się odwracam, spostrzegam, że zbliża się do nas facet w garniturze.
– Pani Crawford – mówi ten masywny człowiek, prawdziwy gigant.
Cóż, może to nie gigant, ale wygląda na ogromnego, kiedy podchodzi do
Nory.
– Chase – mówi i się uśmiecha.
To dziwny uśmiech, nierealny.
– Już idę. Właśnie się żegnałam z moim znajomym. Pomógł mi się tu dostać
aż z Brooklynu. Bardzo miły z niego gość.
Zerka mu w oczy, a później znów spogląda na mnie.
Nie mam pojęcia, co się dzieje.
Nora delikatnie mi macha i idzie za mężczyzną – jak sądzę, to kierowca,
o którym wspominała kilka minut temu przez telefon.
– To wszystko? Nie porozmawiasz ze mną po tym, jak przyjechałem tak daleko?
Unoszę dłonie. Spoglądam na Norę.
Nie odwraca się do mnie.
– Dzięki, że mnie odprowadziłeś! – woła.
Znika za rogiem budynku, a ja jęczę z frustracji.
Po jaką cholerę tu przyjechałem? Teraz muszę wrócić na Brooklyn,
a dochodzi północ. Trzeba było za nią iść, a nie po prostu stać i pozwalać, żeby
odeszła z tym swoim ochroniarzem.
A tak w ogóle to kim był ten gość, do cholery? Przebrała się i rozpuściła
włosy – dlaczego?
Czy ma tu tajnego chłopaka?
Czy jest striptizerką?
Należy do sekty?
Ma rozdwojenie jaźni?
Kto wie, kurczę blade?
Kiedy dwie godziny później wracam do swojej okolicy, moje drzwi są
zamknięte. Dałem Hardinowi klucz, kiedy wysłałem go samego do mieszkania,
więc mam nadzieję, że mi otworzy. Z początku pukam delikatnie, ale kiedy nic to
nie daje, walę trochę mocniej – kilka sekund później otwiera drzwi Hardin – bez
koszulki i tylko na wpół rozbudzony.
Przeciera dłońmi oczy.
– Myślałem, że cały czas byłeś w swoim pokoju, ninjo.
– Byłem z Norą.
Postanawiam zostawić żałosne szczegóły na później.
Hardin unosi brew i rzuca się z powrotem na kanapę, która wygląda na
bardzo małą, kiedy leży na niej jego długie ciało. Stopy zwisają mu z krawędzi.
Jestem zaskoczony, że śpi na kanapie, a nie w pokoju Tessy, ale nie mam siły go
o to pytać, a nie wygląda na to, żeby miał siłę mi to wyjaśniać.
– Dobranoc – mówię mu i idę prosto do swojego pokoju.
Głowa boli mnie przez kilka godzin, kiedy usiłuję usnąć.
Budzę się dziesięć minut przed budzikiem i nakazuję sobie, żeby wstać
z łóżka. Nie mogę uwierzyć, że spałem do jedenastej. Zaczynam pracę w południe
i kończę o czwartej. To niezbyt długa zmiana, zważywszy, że zazwyczaj pracuję
w soboty od szóstej rano do drugiej, więc dziś pójdzie szybko. Szybciej, jeśli będę
mógł pracować z Posey, a nie z Aidenem.
Mogę tylko mieć nadzieję. Cztery godziny z Aidenem są jak osiem. Ale
z Posey będą się wydawać trzydziestoma minutami.
Pod prysznicem zmuszam się do tego, by się rozweselić. Nie mogę się nad
sobą użalać przez cały dzień w pracy. Zaliczam kolejne elementy porannego
harmonogramu. Prysznic, balsam do ciała, balsam do twarzy – Tessa każe mi ich używać. Ubrania: biały T-shirt i czarne dżinsy. Kawa: czarna i mocna.
Po drodze do kuchni widzę, że Hardin nie jest już sam na kanapie. Obejmuje
mocno ramieniem ciało Tessy, której twarz wtulona jest w jego klatkę piersiową.
Ani trochę mnie to nie zaskakuje.
Muszę zjeść coś małego przed pracą, ale nie chcę żadnego z nich budzić.
Banany na blacie wyglądają na zgniłe, a nie powinienem nic gotować. Otwieram
szafkę i łapię pierwsze pudełko płatków, które widzę.
Właśnie kiedy wsadzam całą dłoń do pudełka, słyszę niemożliwy do
pomylenia z niczym innym dźwięk szurania stóp na parkiecie. Pewnie obudził ich
ekspres do kawy albo chrzęszczenie torby z frosted flakesami. Nie pamiętam, żeby
wczoraj było tu to pudło, ale ktokolwiek, kto przywozi jedzenie do naszego domu,
musi wiedzieć, że każdy może się częstować. Szybko chrupię suche płatki, żałując,
że próbowałem zjeść całą garść za jednym razem. Biorę kawę z blatu i idę do
przedpokoju. Zastaję tam Tessę. W miarę powiększania się mojego uśmiechu jej
policzki stają się coraz czerwieńsze.
– Co? – pyta Tessa, nie patrząc mi w oczy.
Unoszę kubek do ust.
– Niiiiiic.
Upijam łyk, a Tessa częstuje mnie swoim firmowym przewróceniem oczami
i wraca do swojego pokoju, dokąd najwyraźniej czmychnął również Hardin.
Kiedy docieram do pracy, za ladą stoi Aiden. Wspaniale.
– Hej, stary, ciężka noc?
Przybija mi brachopiątkę, a ja się krzywię.
– Można tak powiedzieć.
Odbijam kartę, żałując, że nie mam jednego z tych pilotów z filmu
z Adamem Sandlerem, którym zatrzymywał czas. Nie mówię, że bym go walnął
albo coś, ale nie mówię też, że nie.
– Ja też, stary. Ja też.
Rozlega się dźwięk dzwonka przymocowanego do drzwi, a ja odwracam
wzrok od malinki na szyi Aidena.
Dlaczego za każdym razem ma malinkę? Kto jeszcze w ogóle robi takie
rzeczy?
– O w mordę. Patrz – szepcze brachogłos Aidena, a ja spoglądam w kierunku
drzwi.
Do kawiarni wchodzi Nora. Jej rozpuszczone, nieuczesane włosy opierają się
na ramionach; ma na sobie jasną dżinsową koszulę wpuszczoną w białe spodnie.
Cały efekt jest powalający.
– Cześć.
Uśmiecha się do mnie, a ja słyszę, jak Aiden zachłystuje się ze zdziwienia.
– Cześć. Wycieram ręce o fartuch i odwracam się do niej.
Aiden szybko pyta, czy Nora się czegoś napije. Ona uśmiecha się do niego,
a ja widzę, jak Aiden prostuje plecy i wkłada koszulę w spodnie. Tylko dla niej.
Nieważne, że ma na szyi malinkę – to pewnie mu nie przeszkadza.
– Co polecasz? – pyta go, co mnie wkurza.
Nie powinno mnie to wkurzać.
– Hmm, cóż, wyglądasz jak doświadczona kontestatorka kawy.
Boże, mam nadzieję, że ona pozna, że źle użył tego słowa. Zaryzykuję
i uznam, że chodziło mu o koneserkę.
– Myślisz, że spali nam kawiarnię? – mówię nagle.
Dlaczego to właśnie powiedziałem? Co ze mną nie tak? Nawet niezręcznie
zachichotałem z tej żałosnej próby żartu.
Nora się uśmiecha i przyciska palce do ust. Aiden się śmieje, ale coś czuję,
że albo jest wkurzony, albo nie wie, czemu wszyscy chichoczemy.
– Polecam, żebyś wypróbowała nasze nowe latte z mlekiem kokosowym –
mówi Aiden, biorąc papierowy kubek i mazak.
Nora robi krok w przód, w kierunku blatu.
– Nie lubię mleka kokosowego.
Przygryzam usta, żeby się nie uśmiechnąć. Aiden milknie na chwilę.
Nora spogląda na mnie.
– Jaki jest ten napój, który robisz Tessie? Ten z bananem?
Czuję powietrze uchodzące z ego Aidena.
Cóż za ożywcza bryza.
Biorę od Aidena kubek i pisak i notuję imię Nory na kubku, głównie dlatego,
że fajnie się je pisze.
– To macchiato z orzechem laskowym i bananem. Zrobię ci.
Nora płaci za kawę, a Aiden nadal próbuje z nią gawędzić, kiedy wlewam do
kubka syropy smakowe.
– Kiedy kończysz zmianę? – pyta Nora, kiedy podaję jej specjalny napój.
– O czwartej. Przyszedłem kilka minut temu.
Nora dmucha do kubka, a później ostrożnie upija łyk.
– Dobrze. Poczekam tutaj.
Może źle usłyszała.
– Poczekasz? Przecież to dopiero za cztery godziny.
– Tak, wiem. Nie jestem aż tak zajęta. Mam nadzieję, że nie będę zawadzać,
jeśli usiądę gdzieś z tyłu?
Nora patrzy prosto na mnie, nawet nie zerkając w kierunku Aidena.
To, jak na mnie patrzy, sprawia, że czuję się ważny. Chyba cieszę się,
wiedząc o tym, że jeśli ktoś taki jak Nora patrzy na mnie, a nie na niego, to Aiden
wprost szaleje z zazdrości. – Tak, oczywiście – mówię.
Uśmiecha się, wiedząc doskonale, że nie zamierzałem kazać jej nigdzie iść.
CZYTASZ
Nothing less
Teen FictionCzęść II Zmysłowa Nora coraz bardziej zaprząta myśli Landona. Niestety, dziewczyna stara się trzymać na dystans, gdyż uważa, że ich związek skazany jest na porażkę. Sytuację próbuje wykorzystać Dakota, która coraz bardziej żałuje decyzji o rozstani...