Rozdział szósty

119 2 0
                                    


Nie potrafię stwierdzić, czy jestem flejtuchem, czy nie. Często noszę dresy,
ale głównie dlatego, że są wygodne. Gdybym był kobietą, nigdy nie potrafiłbym
nosić butów na wysokim obcasie i ciasnych sukienek. Byłbym jak Tessa
i codziennie ubierał się w spodnie do jogi i koszulki bez rękawów. Łapię niebieski
T-shirt i szare dresy i postanawiam odłożyć ten problem na później.
Kiedy wracam do salonu, Hardin siedzi na kanapie z otwartym laptopem i długopisem w zębach.
– Już pracujesz? – pytam.
Nad czym on właściwie, do cholery, pracuje?
Siedząc na krześle, patrzę, patrzę, jak przerzuca stos leżących na stole kartek.
Wypity do połowy kubek z kawą stoi obok jego lśniącego laptopa. Logo Apple
zakryte jest naklejką – podejrzewam, że jakiegoś zespołu. Zerkam na mój laptop
stojący na krawędzi stolika kawowego i porównuję je ze sobą. Jego ma nalepkę
zespołu metalowego, z cierniami i różami, a mój ozdobiony jest naklejką
„Hufflepuff ponad życie”. Na swoją obronę mam to, że moja nalepka jest cholernie
urocza, no i zabawna, bo w końcu nie jestem Puchonem. Jakiś głupkowaty quiz
online powiedział mi, że jestem, więc próbowałem w to wejść. Kupiłem naklejkę
i w ogóle, ale w głębi duszy wiem, że jestem od początku do końca Gryfonem.
– Taa. Za dużo czasu ci zeszło na ubieranie się – narzeka.
Hardin narzeka? A to niespodzianka!
Rzucam w niego poduszką, a on mamrocze coś pod nosem.
– Gdzie Tess?
– Pracuje. Znalazła sobie zajęcia na czas, kiedy tu jesteś.
Prycha, ale nic nie mówi. Widzę cierpienie w jego zielonych oczach. Słyszę,
że jego oddech przyspiesza, kiedy o niej wspominam.
– Jak dużo zajęć? O której zazwyczaj wraca? – pyta.
Waham się przez chwilę. Muszę pozostać na neutralnym gruncie.
– Dziś będzie około drugiej.
Hardin zamyka laptopa i przechyla się w moim kierunku, jakby miał wstać.
– O drugiej? Nad ranem?
– Tak, dziś zamyka. I pracowała na dwie zmiany rano.
– Druga nad ranem to absurdalna pora. Nie ma powodu, żeby pracowała do
jebanego rana.
Hardin zbiera luźne kartki i wpycha je do segregatora.
– Nie mam wpływu na to, jak dużo pracuje. Podobnie jak ty.
Wzdycha i kiwa głową, najwyraźniej nie chcąc się kłócić.
– No a co u ciebie? Dlaczego Delilah wyglądała, jakby ktoś zamordował jej
szczeniaczka? Ileż gracji jest w Hardinie Scotcie, mówię wam.
– Jej tata umiera.
Widzę, że mina trochę mu rzednie.
– Aha. Mój błąd.
Potrząsam głową i przechylam się do tyłu na krześle. Pod palcami czuję, że
mam rozczochrane włosy.
– Wraca do Michigan i chce, żebym z nią poleciał. W poniedziałek.
Hardin zakłada nogę na kolano i zaczesuje włosy dłonią. Nie ścinał ich, od
kiedy ostatnio go widziałem.
– A co z Norą? Wciąż ze sobą sypiacie?
A więc zna jej imię…
– Nie. Wybiegła stąd jakiś tydzień temu, mówiąc, że jestem za bardzo
przejęty Dakotą, żeby widzieć, że jej się podobam. Od tego czasu nie wróciła.
– No to masz zielone światło. Jeśli jej tu nie było ani z tobą nie rozmawiała,
możesz robić, co chcesz. Jeśli czujesz się winny, sam siebie spytaj o powód.
Dobrze: Dlaczego czuję się winny? Nora zdenerwowała się na mnie ze
względu na coś, na co nic nie poradzę. Nie mogłem zwracać uwagi na uczucia
Nory do mnie, ponieważ z początku, w Waszyngtonie, byłem zakochany
w Dakocie, a później, po przeprowadzce do Nowego Jorku, opłakiwałem koniec
naszego związku. Rozumiem, dlaczego Nora czuła się zawstydzona i zła. Czułbym
się tak samo, gdyby ktoś mnie ignorował, ale przecież nie denerwowałem jej
celowo. Wciąż nie mogę uwierzyć, że ktoś taki jak Nora w ogóle by się mną
przejął, a jednak tak było… i w jakiś sposób to również udało mi się zepsuć.
– Może powinienem po prostu trzymać się z dala od ich obu. Bycie singlem
nie jest takie złe.
Zamykam oczy i zastanawiam się nad tym. Może powinienem być sam.
Komuś takiemu jak ja lepiej w samotności. I tak jest zbyt wiele osób, którymi
muszę się przejmować. Tessa, mama, siostrzyczka (która urodzi się za kilka
tygodni), Hardin, Dakota… czy zdołam dodać kolejne imię do tej listy?
– Bycie singlem jest przejebane, stary – włącza się Hardin. – Wierz mi, jest,
kurwa, beznadziejne.
Otwieram oczy, żeby na niego spojrzeć.
– Mogłeś mnie okłamać, żebym się lepiej poczuł.
– Nie. Nie umiem skłamać.
Unosi rękę w górę, jakby składał przysięgę wojskową.
Rozbawia mnie to.
– Kłamca.
Wzrusza ramionami i szczerzy się szelmowsko.
– Zacząłem nowy rozdział.
Kilka godzin później Hardin wraca ze spotkania, o którym nie chce rozmawiać. Mówi, że wyjawi mi wszystko w przyszłym tygodniu, kiedy zadzwonią
do niego z wynikami. Jestem ciekaw, o co chodzi, ale jakaś cząstka mnie nie chce
wiedzieć niczego, co i tak będę musiał ukryć przed Tessą.
Myśląc o tym, że muszę iść rano do pracy, zaczynam się zastanawiać, jakie
Hardin ma plany na kolację, i właśnie kiedy ta myśl przechodzi mi przez głowę, on
wchodzi do mojego pokoju bez pukania.
– Idę coś zjeść, idziesz ze mną?
Uderza otwartą dłonią w moją stopę.
Przed podniesieniem się pytam, dokąd idzie.
– Do Lookout – mówi beznamiętnie.
– Tessa tam pracuje – przypominam mu.
Wzrusza swoimi szerokimi ramionami.
– Wiem.
Okej…?
– Nie bez powodu trzyma cię na dystans. Nie sądzę…
Unosi dłoń, żeby mi przerwać.
– Słuchaj, pójdę tam, niezależnie od tego, czy będziesz mi towarzyszył, czy
nie. Chciałem tylko zachować się uprzejmie i cię zaprosić. Wiem, że tam pracuje,
i chcę ją odwiedzić. Idę. Idziesz ze mną czy nie?
Z jękiem zwlekam się z łóżka.
– Dobrze. Ale ten cały Robert też tam pracuje, gość, który…
– Wiem, kim jest. Tym bardziej mam powód, żeby tam pójść.
Z Hardinem tak już jest, że kiedy się na coś zdecyduje, to się zdecyduje.
Wow. Ze mną z kolei jest tak, że świetnie idzie mi wyjaśnianie różnych
rzeczy.
Nie widzę innego rozwiązania, więc kiwam głową.
– Daj mi tylko założyć buty.
Spogląda na moje ubrania, mierząc mnie wzrokiem od stóp do głów.
– Chcesz iść w takim ubraniu? Czy nie pracuje tam Nadia?
– Tak, Nora tam pracuje. I tak, idę w tym ubraniu.
Jeśli Nora rzeczywiście pracuje, bardzo wątpię, czy w ogóle będzie ze mną
rozmawiać, a moje ubrania są wygodne. Nie tak eleganckie jak cały czarny zestaw
Hardina, ale przynajmniej w moich spodniach kutas może oddychać – nie tak jak
w jego ciasnych dżinsach.
Dziesięć minut później mam już na sobie ciemne dżinsy i zapinaną koszulę
w kratę. Mam za krótkie rękawy i trochę za ciasne spodnie, ale Hardin usiadł na
kanapie i nie chciał mi pozwolić wyjść w „piżamie”, a ja jestem zbyt głodny, by się
z nim dalej kłócić.
Podczas spaceru do Lookout Hardin pytał o moje zajęcia, pracę i każdy
niezwiązany z Tessą temat pod słońcem. Zrobił się znacznie bardziej gadatliwy, niż był, kiedy go poznałem. Przeszedł długą drogę.
Zauważamy Tessę, zanim ona spostrzega nas. Lookout to nowoczesna
restauracja wykończona w stylu industrialnym, a kiedy podchodzimy do
stanowiska hostessy, Tessa akurat stoi zaraz za znajdującym się tam wielkim
metalowym drzewem, które zamiast liści ma na gałęziach mechanizmy zegarowe.
Tuż obok stanowiska znajduje się wystawa deserów, a ja nie mogę się
powstrzymać, by nie rozglądać się za ciemnymi włosami Nory. Widzę przebłysk
tych wspaniałych włosów i oliwkowej skóry, kiedy Hardin pyta Roberta o część
restauracji, w której pracuje Tessa. Nora jednak znika, zanim mogę się jej dobrze
przyjrzeć.
Co dziwne, Hardin zachowuje się, jakby nie miał pojęcia, kim jest Robert.
– Zaraz wrócę – mówi Robert, zerkając na Hardina, a później z powrotem na
drugą stronę restauracji. Nie jest duża; wzdłuż ścian stoi zaledwie jakieś
dwadzieścia stolików.
– Co za pojeb – mówi Hardin do pleców Roberta.
Ignoruję jego zdenerwowanie.
Nora wyłania się zza lady z tacką niewielkich ciast w dłoniach. Jej włosy są
spięte w wysoki kok, a luźne kosmyki okalają twarz. Patrzy prosto przed siebie
rozkojarzonym wzrokiem.
Czy wie, że tu jestem?
Czy ją to obchodzi?
– Tessa – słyszę głos Hardina.
Nie spuszczam wzroku z Nory. Otwiera dużą witrynę i zaczyna ściągać
ciastka z tacy i starannie je układać. Nie spuszcza wzroku ze swojego zadania. Jest
tu raczej ciemno, ale widzę, że jest wyczerpana – nawet stąd widzę, jak nisko ma
opuszczone ramiona.
Kątem oka dostrzegam, że zbliża się sylwetka przypominająca Tessę, więc
odwracam do niej głowę i mówię uprzedzająco:
– Hardin chciał tu przyjść.
Na wypadek gdyby miała się czuć z tym niezręcznie, chcę, żeby wiedziała,
że to nie moja sprawka. Ja tylko chodzę za nim, żeby zadbać o zachowanie pokoju.
Tessa nie odpowiada, tylko wbija wzrok w Hardina.
– Nie musimy tu zostawać i jeść, jeśli jesteś zajęta – zapewniam ją.
Nie potrafię wyczuć energii między tymi dwoma maniakami.
Palce Hardina są owinięte wokół nadgarstka Tessy, a jej oczy płoną jasno –
jaśniej niż przez ostatnie kilka miesięcy.
– Nie – mówi na wydechu Tessa. – Naprawdę nie ma problemu.
Idę za Tessą do stołu i raz jeszcze zerkam na Norę. Nadal na mnie nie patrzy.
Nie wiem, czy mnie ignoruje, czy po prostu nie widzi. Jak może nie zauważać, że
się na nią gapię? Hardin i Tessa wymieniają uprzejmości, ja wsuwam się do budki, a Hardin
udaje, że nie wie, jak późno kończy Tessa. Udaje, że nie doprowadza go do szału
to, że o tak późnej porze będzie wracała piechotą do domu. Próbuje zachowywać
się przy niej normalnie.
– Czy Sophia jest zajęta? – pytam, kiedy zamawiamy jedzenie.
Tessa kiwa głową.
– Tak. Przykro mi – mówi, nie poprawiając mnie, kiedy nie używam
prawidłowego imienia Nory.
Wie, że coś się dzieje? Czy zachowuję się nie po przyjacielsku, ukrywając to
przed nią?
Tessa marszczy brwi, a Hardin pochyla się do niej. Czy w ogóle zauważa,
jak zachowuje się jego ciało w reakcji na jej ruchy? Kiedy porusza długopisem,
notując nasze zamówienie, przygląda się jej palcom; jego ramiona unoszą się
i opadają w rytm jej oddechu.
Niedobrze mi się robi przez tych dwoje. Jestem samotnym niedojdą, a oni
przyciągają się nawzajem jak magnesy. Zawsze będą razem. Wiem, że to prawda.
Sam nie potrafię być magnesem – aby nim być, trzeba mieć kogoś, do kogo można
się przyczepić.
To smutny dzień, kiedy człowiek żałuje, że nie jest magnesem.
Kiedy Tessa mówi nam, że Nora zapisała nasz czek na swoje konto, Hardin
zostawia Tessie ogromny napiwek, który moja przyjaciółka wpycha mi do kieszeni,
żegnając mnie. Podczas posiłku nie potrafiłem myśleć o niczym innym poza
bliskością Nory. Nie spuszczałem wzroku z przejścia prowadzącego do kuchni. Nie
zauważyłem nawet, kiedy wyczyściłem talerz. Jestem przekonany, że jedzenie było
wyśmienite.
Do szału doprowadza mnie to, że Nora wiedziała, że tu jestem, ale nie
podeszła do naszego stolika. Nie chciałem jej zranić i zasłużyłem na szansę na to,
by wszystko wyjaśnić. Miała ponad godzinę, żeby przynajmniej przejść obok
i pomachać albo grzecznie się uśmiechnąć.
Kiedy docieramy do drzwi, żeby wyjść, pociągam Hardina za rękaw.
– Spotkamy się u mnie.
Hardin nie zadaje pytań i nie proponuje, że ze mną zostanie. Po prostu kiwa
głową i odchodzi. Cieszy mnie to.
Siadam na ławce przed restauracją i sprawdzam godzinę na telefonie.
Dziesięć po dziewiątej. Nie mam pojęcia, kiedy Nora kończy zmianę. Postanawiam
poczekać, dopóki nie wyjdzie. Nawet jeśli będzie to druga nad ranem.
Rozglądam się po ulicy i opieram o chłodną ceglaną ścianę. Mamy
bezwietrzny, choć już chłodny jesienny wieczór. Na ulicach nie ma prawie nikogo,
co byłoby niezwykłe na Brooklynie w piątkowy wieczór we wrześniu.
Czekając, próbuję wpaść na to, co powiem Norze. Jak zacznę rozmowę?
Dwie godziny później, kiedy Nora wychodzi z Lookout, wciąż jeszcze nie
wiem. Przechodzi tuż koło mnie, a jej długie włosy podskakują jej na plecach.
Kiedy zatrzymuje się na rogu ulicy, rozpuszcza warkocz i potrząsa głową. Wygląda
powalająco, nawet w bezlitosnym świetle latarni.
Powinienem jej jakoś uzmysłowić swoją obecność – powinienem ją zawołać
i spojrzeć jej w twarz, zamiast podążać za nią w ciszy. Ale coś mnie powstrzymuje.
Dokąd ona w ogóle idzie? Czy wróciła do mieszkania i znów jest współlokatorką
Dakoty?
Nie wiem, ale mam przeczucie, że niedługo się dowiem.
Nora idzie przez ciche przecznice i skręca w najwęższe boczne uliczki.
Martwi mnie, że nie zauważyła, że ktoś za nią idzie. Ani razu się nie obejrzała.
Włożyła do uszu słuchawki i wygląda na to, że dobrze się czuje, przechadzając się
nocą po Brooklynie, nie zwracając uwagi na otoczenie.
Przechodzi do Nostrand Avenue – przyjmuję, że będzie jechała metrem.
Powinienem za nią iść? Dlaczego podążając za nią i śledząc ją jak psychopata, nie
czuję się obleśnie? Tak czy inaczej, przechodzę na drugą stronę ulicy i schodzę za
nią po schodach do metra.
Trzymam się co najmniej pięć metrów za nią i pozwalam, żeby znalazła się
między nami grupka ludzi. Nora kiwa głową w rytm muzyki, czekając w kolejce,
żeby zeskanować bilet miesięczny.
Wagon jest prawie pusty, kiedy wchodzę – wystarczy, żeby Nora się
obejrzała, a mnie zobaczy. Siadam obok starszej pani czytającej gazetę, w nadziei,
że płachta papieru choć trochę ukryje mnie przed wzrokiem Nory. W wagonie
panuje niesamowita cisza, a kiedy zanoszę się kaszlem, stwierdzam, że nie jestem
za dobrym stalkerem.
Nora wyciąga telefon z kieszeni i spogląda na ekran. Przesuwa po nim
palcem, wzdycha, a później znów przesuwa. Dziesięć minut później wstaje, żeby
wysiąść, a ja idę za nią. Przesiadamy się do następnego pociągu, a czterdzieści pięć
minut później jesteśmy na stacji Grand Central. Nie mam zielonego pojęcia, dokąd
ona jedzie ani dlaczego wciąż za nią podążam.
Wsiadamy w pociąg linii Metro-North i po kolejnych trzydziestu minutach
stajemy na stacji Scarsdale. Nie mam pojęcia, gdzie jest Scarsdale ani dlaczego się
tu znaleźliśmy. Kiedy wysiadamy, Nora zatrzymuje się przy ławce i rozpina
roboczą koszulę. Pod spodem ma czarną podkoszulkę zrobioną jakby z siatki.
Widać jej stanik, a ja próbuję nie gapić się na jej figurę, kiedy wkłada koszulę do
torby i zapina ją.
Nora wyjmuje słuchawki z uszu i wyciąga telefon z torebki, a ja chowam się
za szyldem firmy ubezpieczeniowej.
– Jestem. Poczekam na kierowcę przed stacją. Jak kolacja? W ogóle zjadł? –
pyta nieznanego mi rozmówcę. Mija kilka sekund.
– Cóż, pomogę. Będę za piętnaście minut.
Kończy połączenie i wkłada telefon z powrotem do kieszeni, a później
odwraca się i spogląda w kierunku mojej kryjówki. Pochylam się niżej.
Jaki niby miałem plan? I czyj kierowca ją odbiera?
Kiedy już myślę, że nic mi nie grozi, słyszę głos Nory:
– Stopy wystają ci spod szyldu, Landon.

Nothing less Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz