Rozdział trzydziesty szósty

135 0 0
                                    


Nora
Lunch jest już prawie gotowy – w kuchni dzwoni czasomierz, a ja popycham
Amira w dół korytarza. Jennifer znów tu jest, ale poprosiłam, żeby została na
górze. Próbuję się przyzwyczaić do tego, żeby znów być z nim sam na sam. Dom
wydaje się większy niż kiedykolwiek. Trudno mi wyobrazić sobie siebie jako
osobę, która potrzebowałaby tego ogromnego domu do szczęścia. Nigdy nie wydawał się tak wielki jak teraz. Chwytam róg wózka Amira i spycham go po
pięknej rampie skonstruowanej specjalnie dla niego.
Desperacja i niedowierzanie na twarzy matki Amira były poruszające.
Współczułam jej, Ameenowi i ich siostrze, Pedrze, z którą blisko się przyjaźniłam,
ale nigdy nie dałam sobie czasu, żeby poradzić sobie z utratą męża. Trudno było mi
też przyznać samej sobie, że gdyby nie wypadek, rozwiedlibyśmy się. Sądzę, że
szczęśliwie poszlibyśmy każde w swoją stronę i pozostali przyjaciółmi do końca
życia. Cieszyłabym się, gdyby wziął ślub i miał dzieci.
Wspomnienie o dzieciach sprawia, że żołądek podchodzi mi do gardła. Nie
lubię się skupiać za długo na tym, co go ominie. To nie jest dobre dla mnie ani dla
niego. Wolałabym myśleć, że to, iż częściej z nim tu bywam, uszczęśliwia go.
Przez kilka miesięcy po wypadku nie odstępowałam go na krok. Spałam
w szpitalu, dopóki nie przeprowadziliśmy się do domu. Miał on być prezentem
ślubnym od jego rodziny, mimo że byliśmy już małżeństwem od dwóch lat.
– Zrobiłam kapustę z chlebem – mówię mu, niepewna, czy w ogóle mnie
słyszy.
Jennifer upiera się, że słyszy, ale co ona wie? Myślę, że to raczej nadzieja niż
rzeczywistość.
Odsłaniam zasłony i podnoszę żaluzje. Kiedy ostatni raz byliśmy na
zewnątrz? Muszę spytać Jennifer.
Wkładam placek z syropem klonowym do piekarnika. Kiedy nakładam sobie
jedzenie na talerz, żałuję, że on nie może jeść ze mną. Tęsknię za żywiołowością,
która biła z jego wnętrza. Lubię mu opowiadać o naszej przeszłości, o tym, jak
dzicy byliśmy jako nastolatki, i przyrzekam, że raz się uśmiechnął.
Od kiedy ostatni raz widziałam Landona, miałam dużo czasu, żeby o tym
myśleć. Niekiedy po prostu mamy w życiu ludzi, którzy są z nami związani na całe
życie. Landon ma Dakotę, Stausey ma Ameena, Tessa Hardina, a Amir mnie.
Aromat jedzenia natychmiast wypełnia kuchnię, a ja z całych sił próbuję nie
myśleć o tym, jak Landon całował mnie pomiędzy kęsami kapusty, którą mu
zrobiłam. Szalenie cieszyłam się każdą głupią, prostą chwilą spędzoną z nim.
Sprawiał, że czułam, jakbym była kimś lepszym. Dał mi nadzieję, nawet jeśli trudno wyjaśnić na co.
Kiedyś, dawno temu Landonowi nie smakowało to, co gotowałam, co nadal
jest bardzo zabawne, bo uwielbiał kuchnię swojej mamy, a ona była najgorsza. Ta
kobieta przypalała nawet grzanki z serem, na miłość boską.
Kiedy zjadam kęs kapusty, w mojej głowie pojawia się twarz Landona. Był
taki uroczy i słodki, kiedy karmiłam go moją kapustą.
Wyrzucam mój talerz jedzenia do śmietnika.
– Chodźmy na zewnątrz – mówię Amirowi.
Biorę książkę z blatu i powoli wypycham go na patio. Jest teraz chłodniej –
to ostatni tydzień października. Jutro Halloween, a ja ukrywałam się tak długo, że
zastanawiam się, czy kiedykolwiek opuszczę dom na wzgórzu.
Jest tu cicho, a w okolicy nie ma żadnych sąsiadów. To właśnie najbardziej
podobało mi się w tym domu. Wtedy, kiedy jeszcze cokolwiek mi się podobało.
Amir patrzy na mnie pozbawionym wyrazu wzrokiem. Czy cierpi? Jennifer
mówi, że nie, ale znów – co ona wie?
Otwieram książkę i czytam na głos rozdział Amirowi. Nie wiem, czy
w ogóle lubił Harry’ego Pottera – nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Wiedziałam
o nim wiele rzeczy – o rodzinie, o ulubionych serialach. Ale nie wiedziałam o nim
nawet połowy tego, co wiem o Landonie.
Czytam szybciej, żeby pozbyć się myśli o Landonie.
– Sophia! – głęboki głos Jennifer rozbrzmiewa w ogrodzie.
Czy ta kobieta nie potrafi zrozumieć, co znaczy „zostań na górze”?
Jej krągłe ciało porusza się szybko po trawie – wybiegła z jednych z naszych
bocznych drzwi.
– Wołałam cię! – Wymachuje swoimi drobnymi rękami w powietrzu. – Ktoś
przyszedł do ciebie. Jakiś facet… nie chce sobie pójść.
– Do mnie czy do niego?
Mam nadzieję, że rodzina Amira uzmysłowiła sobie już, żeby ze mną nie
zadzierać. Zatrudniłam prawnika, a jako żona Amira będę chroniła jego ziemię
przed ich chciwymi łapskami.
– Do ciebie, dziewczyno. Powiedziałam mu, że jesteś tutaj, ale on tylko
siedzi w salonie!
Jest rozgorączkowana. Nie wyobrażam sobie, żeby potrafiła poradzić sobie
z pacjentem, jeśli kurier czy kto to tam jest doprowadza ją do rozstroju nerwowego.
– Dobrze, cicho już, pójdę do środka. Przypilnuj go.
Jennifer obrzuca mnie wściekłym spojrzeniem, jakby chciała powiedzieć, że
zawsze go pilnuje, a ja przewracam oczami, kiedy jest już do mnie tyłem.
Zastanawiając się, czy Jennifer dobrze nadaje się do tej pracy, teraz kiedy
bardziej zwracam na wszystko uwagę, wchodzę do salonu…
…tylko po to, żeby stracić dech w piersiach na widok siedzącego na kanapie Landona. Bije z niego pewność siebie, której nie pamiętam z naszego ostatniego
spotkania. I chociaż miałam go przed oczami za każdym razem, kiedy je
zamykałam, nie zapamiętałam go dobrze. Jest piękny i ma gęstszą brodę, niż sobie
uświadamiałam.
Jego ramiona są szersze niż wcześniej.
Czy urósł?
– Co ty tu robisz?
Co ważniejsze – jak mnie znalazł?
Później przypominam sobie dwa wczorajsze nieodebrane telefony od
Stausey. Jestem pewna, że to jej sprawka.
– Jennifer powiedziała, że jesteś na zewnątrz – mówi, nie odpowiadając na
moje pytanie.
– Doprawdy?
– Tak. I zrobiła mi kawę, kiedy czekałem – mówi z tym uśmiechem
szczeniaczka, który tak kocham.
Oczywiście, że Landon sprawił, że ta pozbawiona ludzkich uczuć Jennifer
zrobiła mu kawę. Landon zupełnie nie pasuje do tego ogromnego domu. Siedzi tu
tak wygodnie, jakby tu był sto razy. Dlaczego tu przyszedł? Skąd znał drogę?
– Masz coś ważnego? – pyta, kiedy zerkam w kierunku tylnych drzwi.
Kiedy się odwracam, znów przyglądam się jego ciału. Wygląda na zbyt
dużego na tę kanapę. Siedzi zgarbiony i wydaje się w jakiś sposób starszy, jakby
ktoś z niego wyssał światło, które w sobie miał. Ma na sobie biały T-shirt pod
niebieską koszulą. Wygląda tak dobrze, tak znajomo. Ma dłuższe włosy na górze.
Jak długo go nie widziałam? Miesiące? Może lata?
– Nie, po prostu siedziałam na zewnątrz z Amirem.
Zmieniłam zwyczaje, Landon. Wreszcie wyjdę dziś na zewnątrz. Jesteś ze
mnie dumny?
Czekam na reakcję Landona na moje słowa, ale jego wyraz twarzy się nie
zmienia. Spogląda na mnie w zamyśleniu i wyciera dłoń w nogawkę swoich
ciemnych dżinsów.
– Jak się masz? – pyta.
Patrzę, jak rozgląda się po pokoju. Dzieła sztuki, które wisiały w salonie, już
zniknęły – wszystkie pieniądze, które niegdyś reprezentowały, będą przeznaczone
dla organizacji charytatywnej, która wspomaga rodziny ofiar pijanych kierowców.
Każdy z tych drogich obrazów wystarczy, by zapłacić za koszty leczenia całej
rodziny. Obecnie wszystkie sześć dzieł sztuki poddawane jest wycenie.
– Miałam dużo pracy – mówię, chrząkając. – Jestem pewna, że ty też. Tessa
twierdzi, że dostałeś awans w Grindzie.
Kiwa głową.
– Tak. – Gratuluję, to bardzo fajnie. Jestem pewna, że jesteś najmłodszym
kierownikiem w historii firmy.
Spogląda na mnie, a ja myślę, jak moje słowa mogły zabrzmieć.
– Nie miałam tego na myśli – mówię, usiłując posprzątać ten bałagan.
Usta Landona unoszą się w półuśmiechu, a z kuchni dobiega dźwięk
dzwonka czasomierza na piekarniku. Nie wiem, dlaczego wciąż tyle piekę –
w końcu nikt tego nie je. Nie mieszkam już z Maggy i Dakotą, nie bywam co
wieczór w mieszkaniu Landona, a Jennifer je tylko bezglutenowe babeczki. Te,
które piekę, po prostu stoją na granitowym blacie, udekorowane i pyszne, czekając,
aż ktoś po nie sięgnie, a trzy dni później, kiedy polewa zaczyna twardnieć,
wyrzucam je.
– Przyjmę twoje przeprosiny, jeśli dostanę kawałek tego, co właśnie się
upiekło.
Ten uśmiech sprawia, że boli mnie cała dusza.
Kiwam głową, zgadzając się, i postanawiam nie wspominać, że dostałam
przepis na placek z syropem klonowym, który piekę, od jego mamy. Obiecała, że
nie powie synowi, jak często rozmawiamy. Pielęgnuję przyjaźń z nią, a niedawno
zdarzyło mi się, że pozwoliłam sobie na marzenie, że będzie stałą częścią mojego
życia. Kogo ja oszukuję? Czasem, w najmroczniejszych chwilach, pozwalam sobie
na wyobrażanie sobie lepszego, szczęśliwszego życia, które mogłabym wieść.
Powiedziałam Karen o Amirze, zanim Landon mógł to zrobić. Nie byłam
nawet do końca pewna, czy w ogóle jej powie, ale nie chciałam, aby pojawiły się
między nami kolejne sekrety. Karen była dla mnie dobra. Ken nawet pomógł mi
znaleźć prawnika, który zająłby się sprawą nacisków rodziny Amira. Nie chcę ani
centa z jego pieniędzy, nie chcę tylko, żeby mnie dalej męczono. Z radością
wyprowadzę się z jego domu do mieszkania ze współlokatorami, a nawet będę
brała dodatkowe zmiany w Lookout, jeśli okaże się to konieczne.
Nie ufam intencjom rodziny – nawet moja kochana siostra jest wierniejsza
drugiej stronie. Jestem tu całkiem sama – jest przy mnie tylko Jennifer, ale nie
jestem na sto procent pewna, że pieniądze nie skłoniłyby jej do działania przeciwko
mnie. Chciałabym myśleć, że byłabym domem Starków, a rodzina Amira byłaby
Lannisterami, ale kiedy walka się zacznie, kto wie, jak będzie.
– Zgoda? – naciska, kiedy milczę za długo.
Kiwam głową.
– Oczywiście. Jak się masz?
– Też mam dużo pracy.
Rozglądam się po pomieszczeniu, a później mój wzrok wraca do butów
Landona. Nie wiem, czy którekolwiek z nas jest w stanie dłużej wytrzymać tę
kurtuazję. Postanawiam zaryzykować.
– Jak mnie znalazłeś? Bierze głęboki oddech i unosi dłonie do ust. Tęsknię za dotykaniem go.
– Nie tylko ty jesteś dobra w stalkingu.
Oboje śmiejemy się jednocześnie – to odświeżające i nostalgiczne.
– Mogę cię o coś spytać? – mówi Landon.
Prawdopodobnie nie powinnam mu mówić, że może pytać, o co chcę. Ja po
prostu chcę słuchać jego głosu.
– O wszystko.
Muskam palcami rozczochrany warkocz. Gdybym wiedziała, że przyjdzie,
ubrałabym się trochę inaczej. Moje legginsy pachną kapustą i syropem, a koszula
ma małą plamkę czerwonego wina na kołnierzyku. Czy zauważy? Teraz bacznie
mnie obserwuje. Jego spojrzenie zdaje się zatrzymywać w miejscach, gdzie moje
ciało jest odkryte – na ramionach, twarzy.
– Jak często tu przyjeżdżałaś, kiedy mieszkałaś w mieście?
Gardło mi się zaciska.
– Prawie co noc. Czasem wzywałam kierowcę, a czasem wiózł mnie Cliff.
– Cliff? – powtarza.
Landon zna to imię. Oczywiście, że tak. Cliff, najbliższy przyjaciel Amira,
zachował się jak idiota i próbował mnie szpiegować w mieszkaniu Landona. Kiedy
się z nim skonfrontowałam, powiedział, że tylko na mnie uważa. Słyszał, że
spotykam się z jakimś gościem z college’u od tego cholernego Mitcha, który
pracował za barem tego okropnego wieczoru, kiedy umówiłam się z Landonem na
mieście.
Ja, Landon, Dakota – wszyscy w tym samym pomieszczeniu. Zrobił się
bałagan, a kiedy zobaczyłam Mitcha za barem, wiedziałam, że Cliff się
o wszystkim dowie. I tak nie miał prawa tak obleśnie się zachować i sprawdzać, co
u mnie – zasłużył na zmiażdżenie ręki pod butem Hardina. Myśl o Hardinie
sprawia, że krew we mnie buzuje. Kibicowałam mu, a on znów spierdolił sprawę
z Tessą.
Landon nie naciska na poznanie prawdy ukrytej za tym imieniem – zamiast
tego przechodzi do kolejnego pytania.
– Dlaczego po prostu przyjęłaś, że będę o tobie myślał same najgorsze
rzeczy, kiedy opowiesz mi o Amirze? Dlaczego dokonałaś za mnie tego wyboru
i nie uznałaś, że mogę mieć własne zdanie?
Dlaczego zawsze zadaje pytania, które wymagają tak nagich odpowiedzi?
Landon to jedyna osoba, którą znam, mówiąca po prostu to, co ma na myśli – nie
ma problemu z mówieniem o tym, co właściwe, a co nie, i z przyznawaniem się do
błędu. Światu przydałoby się więcej Landonów.
– Nie chciałam przyjmować na temat żadnego z nas tego, co najgorsze. Po
prostu się tego spodziewałam. Nie wiedziałam, co myśleć. Kiedy cię poznałam, nie
znajdowałam się w takim momencie życia, w którym szukałam czegoś poza przyjaźnią. Mam tyle na głowie, tyle odpowiedzialności. Musiałam myśleć nie
tylko o sobie, więc nie mogłam siedzieć w barach do trzeciej nad ranem. Musiałam
sobie radzić z problemami, których nigdy nie życzyłabym najgorszemu wrogowi,
a wszystko przez to, że próbowałam postępować słusznie wobec męża i rodziny.
Nie miałam czasu w nikim się zakochiwać.
Ramiona Landona drżą bardzo delikatnie, ale zauważam to.
– Mówiłem ci od początku, Nora… – Jego głos koi ułamek potrzeby, którą
we mnie budzi. Nigdy nie spodziewałam się, że będę tęskniła za nim tak bardzo po
tak krótkim czasie. – Chciałem, żebyś się przede mną otworzyła. Nie oceniałbym
cię.
Odwraca się do mnie, a jego wyraz twarzy rani mnie do kości. Tego rodzaju
twarz nie została stworzona do smutku.
– Pomyślałbym, że jesteś odważna.
Ledwo łapię oddech. Powinnam odwrócić od niego wzrok, naprawdę
powinnam.
– Pomyślałbym, że masz wielkie serce.
Kiedy jego słowa nabierają kształtu, czuję, jakby mnie rozplątywały. Moje
mięśnie się rozluźniają, a ciężar z ramion znika.
Ani na ułamek sekundy nie spuszcza wzroku z moich oczu.
– Pomyślałbym, że jesteś silną, niesamowitą kobietą. Próbowałbym zdjąć
część tego brzemienia z twoich ramion i położyć na moich.
– Nie sądzę, że zdołasz unieść cokolwiek więcej – mówię łagodnie.
– Mogę spróbować.
Landon wzrusza ramionami, a ja próbuję sobie wyobrazić, jak by to w ogóle
miało wyglądać.
Czy on mnie kocha? Czy może to niedobry czas, żeby o tym myśleć?
Czy w moim życiu jest miejsce dla kolejnej osoby? Czy to sprawiedliwe,
żebym wprowadzała Landona do mojego życia, zanim w pełni zrozumiem, jak
sama mam sobie z nim radzić?
– Chciałbym go poznać – mówi Landon, wstając.
Dzieje się tyle rzeczy naraz. Mój normalny, cichy dzień został wywrócony
do góry nogami przez niespodziewane przybycie tego chłopca. Nie mogę wydobyć
głosu, więc tylko kiwam głową i wstaję. Boję się, że nie uda mi się utrzymać
pionowej pozycji bez podparcia się o kanapę, ale wykorzystuję każdy gram swojej
siły, prostuję plecy i przechodzę przez salon w kierunku drzwi na patio.
On bez słowa podąża za mną na zewnątrz przez wielką kuchnię. Mamrocze
coś o kapuście, ale nie odwracam się. Nie wiem, co powiedzieć, ani dlaczego on tu
jest.
– Czytałam mu – wyjaśniam cicho, kiedy podchodzimy do Amira, a Jennifer
czmycha. Ogromny ogród wydaje się mały, kiedy przebywają w nim ci dwaj
mężczyźni. Obaj są dla mnie bardzo ważni na bardzo różne sposoby. Kwiaty
dookoła nas pachną jeszcze mocniej i mają jaskrawsze kolory, kiedy Landon tu
jest. Zawsze chciałam mieć ogród – w związku z tym miałam wątpliwości co do
mieszkania w mieście. Uwielbiam kwiaty, drzewa, zapach pyłków i naturę, ale
uwielbiam również móc iść pieszo do kawiarni.
– Landon, przedstawiam ci Amira.
Wskazuję na męża i patrzę, jak spokojny uśmiech Landona pozostaje na jego
twarzy. Patrzy prosto w oczy Amira i przedstawia się. Zazdroszczę Landonowi
tego, że może obdarzyć uspokajającym oddechem życia każdą duszę, którą
napotka.
Patrzę na niego i studiuję jego twarz, kiedy uśmiecha się, pochyla i bierze
książkę z miękkiej trawy, a potem siada obok Amira i otwiera tom tam, gdzie
zostawiłam swoją małą zakładkę.
Landon chrząka i zaczyna: „Bo widzisz, Harry, to nasze wybory ukazują,
kim naprawdę jesteśmy, o wiele bardziej niż nasze umiejętności”.

Nothing less Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz