30

2.5K 159 11
                                    

Dałam się w tak łatwy sposób mu podejść, w kilka dni zaufałam komuś, kogo zupełnie nie znałam, pisałam o swojej zazdrości do osoby, o którą LEKKO zazdrosna właśnie byłam. Ten dzień był dziwny, zły, ale też fajny i zwycięski, jeżeli chodzi o skoczków, ale był też pewnym przełomem. Nastąpiła ulga, pomieszana ze strachem. Co teraz, mamy się dzielić opieką nad Emilką? Czy może mamy jej w ogóle nic nie mówić i udawać mamusię i dobrego wujka? Każdy nasz krok może się skończyć źle również dla niej. Pomyślałam, że skoro wszystko powinno jutro wrócić do normy i Emilia tutaj wróci, to jeszcze przez tę jedną noc nie będę się przejmować ani zastanawiać nad Andreasem. Nic już nie zrobię. Popisałam z nim... a raczej ''Z Markusem''i poszłam spać. To będą ciężkie dni.

W nocy obudził mnie jakiś huk, przeraziłam się, nigdy wcześniej nic takiego się nie zdarzyło. Bałam się zejść na dół, co jeżeli to napad? Rozejrzałam się po pokoju, czy aby nie mam żadnej ostrej rzeczy przy sobie, którą mogłabym się obronić, ale jak na złość nic nie było. Wzięłam głęboki oddech, z którym na nowo zaczynałam mieć problemy i powoli zaczęłam schodzić po schodach. Moja wyobraźnia działa chyba za mocno, ponieważ huk wydobył się przez spadający obraz. Jednakże nie to przykuło moją uwagę. Na stole leżał list, którego na pewno nie zostawił Andreas i na pewno nie napisałam ja! Przerażona zaczęłam czytać.

''Czasem warto jest mieć oczy szerzej otwarte, rozglądaj się i uważaj, bo możesz pożałować. Ty i twoja córka.''

Szybko pobiegłam na górę, ponieważ nie miałam zupełnie pojęcia, o co chodzi, nigdy wcześniej takie sytuacje się nie zdarzały i nie miałam też żadnych wrogów. Postanowiłam zadzwonić do Andreasa. Tylko on mógł mi teraz pomóc.

-Co się dzieje?- zapytał zaspanym głosem, a ja cała się trzęsłam. Nie mogłam wypowiedzieć ani jednego słowa i nie czułam się bezpiecznie, ani tu, ani w innym miejscu.

-Przyjedź, proszę- wychlipałam.

-Boże, Maja, co się stało? Źle się czujesz, zaraz będę.

-Nie... ktoś proszę, przyjedź i mnie stąd zabierz.

Nie czekałam niby długo, ale w tej chwili jak dla mnie trwało to, jak wieczność. Nawet kiedy usłyszałam pukanie do drzwi, nie byłam pewna, czy to nie pułapka, to nie musiał być wcale niemiecki skoczek. Zeszłam powoli, dokładnie rozglądając się wkoło, robiłam to, co było napisane w liście i stwarzało to jeszcze większy strach. Ktoś całkowicie zaczął mną kontrolować, ale wydawało mi się, że zachowuję się jak na taką sytuację całkowicie rozsądnie.

-Andreas?- zapytałam przez zamknięte drzwi, nadal nie czułam się bezpiecznie.

-Tak, Maja otwórz, bo zaraz się zamartwię na śmierć.

Otworzyłam drzwi i automatycznie, nawet nie myśląc zbyt długo, rzuciłam mu się w ramiona. To, co zdarzyło się kilkanaście minut temu, było prawdziwą katastrofą, a uczucia, które mi towarzyszyły były nie do opisania. Jego ręka zaczęła gładzić moje plecy i chociaż nie pomogło mi to w jakiś nadzwyczajny sposób, to poczułam się po prostu lepiej.

-Co się stało?- zaczęłam jeszcze mocniej płakać. Nie mogłam pozwolić, żeby Emilce cokolwiek się stało... Teraz kiedy w jakimś sensie ma już ojca, mogę za nią oddać nawet życie, bo wiem, że będzie w dobrych rękach. Jego troska o nią, kiedy nawet nie wiedział, że jest jego córką, była powalająca.

-Ktoś... ktoś wszedł tutaj i zostawił taki list, obudził mnie hałas. Ten ktoś, coś się stanie Andreas, proszę, zabierz mnie stąd- powiedziałam i zaprosiłam go do środka. Pokazałam liścik, który tak samo go zaskoczył. Oboje nie wiedzieliśmy, co zrobić...

-Zabierz swoje rzeczy i najlepiej rzeczy Emilki też. Ogólnie zabierz wszystko, co jest ci potrzebne- rozkazał, patrząc nadal na skrawek papieru. Nie myślałam racjonalnie, więc od razu się zgodziłam, nie wiedząc nawet, co planuje. Nie obchodziło mnie to, najważniejsze było życie i zdrowie moich najbliższych.

Pokochaj mnie I Andreas Wellinger ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz