28

2.3K 155 5
                                    

Szykowałam różne przysmaki na dzisiejszy konkurs, w końcu to drużynówka... Trzeba trzymać kciuki za naszych zawodników, a na to, co zrobili rodzice i tak nic nie poradzę, więc przejmowanie się nie ma najmniejszego sensu. Postaram im się ''przemówić do rozumu'' jak już wrócą. Porozstawiałam na stolikach jedzenie i picie, a kiedy chciałam usiąść i odpocząć, usłyszałam pukanie do drzwi. Westchnęłam i oznajmiłam cicho, że już idę. Nie wiedziałam, kto zawraca mi głowę, ale po ostatnich przeżyciach nie mam ochoty na kogokolwiek odwiedziny. Kiedy je otworzyłam, ujrzałam jego...

-Co ty tu robisz?- matko, co on tu robi... Andreas Wellinger, jeszcze wczoraj był w innym kraju, a teraz odwiedza mnie.

-Wpuścisz mnie? Porozmawiajmy...- poprosił, ale ja nie miałam zamiaru tego zrobić.

-CO TY TU ROBISZ?- krzyknęłam, co nie było raczej najlepszym pomysłem.

-Jestem tu, żeby porozmawiać o twojej córce- to dziwne, że tak nagle zachciało mu się rozmowy o mojej córce. Przebył kilkaset kilometrów, żeby porozmawiać o dziecku? Zaczęłam zamykać drzwi, ale nie dałam rady przez Andreasa- Źle się wyraziłem... żeby porozmawiać o naszej córce- nie wierzę, on wie, on naprawdę wie, że go okłamywałam. Nie wiedziałam, co w takiej sytuacji zrobić, wiele razy o tym myślałam, a teraz mnie zamurowało. Postanowiłam, że pozwolę mu wejść.

-Wejdź.

Usiadłam na kanapie i nie odzywałam się, mogłabym tkwić jak najdłużej w takiej ciszy i byłoby wspaniale. Popatrzyłam na obraz wiszący na ścianie i skupiłam całkowicie swoją uwagę na nim. Przedstawiał zachód słońca, który według autora zwiastował koniec, a w późniejszym stadium nowy początek. Przeczytałam nawet autobiografię tego malarza i według niego każdy dzień ma inne znaczenie, ale ma i prowadzi do jednego końca naszego życia. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy... to zupełnie jak opis mojego dzisiejszego dnia. Andi powrócił, a wraz z nim problemy.

-Będziemy tak siedzieć, w ciszy?- zaczął, a ja obróciłam głowę w jego stronę.

-Mi to zupełnie pasuje- odpowiedziałam.-Moi rodzice ci powiedzieli? Wiem, że pojechali do ciebie z Emilką.

-Nie- zaskoczyła mnie ta odpowiedź- Dowiedziałem się wczoraj od Severina- tego się nie spodziewałam. Myślałam, że moją tajemnicę wyjawili rodzice, a ''zdrajcą'' okazał się przyjaciel... on też będzie miał ze mną na pieńku.

-Przyjaciel... już ja sobie z nim porozmawiam- powiedziałam, a skoczek zaczął się śmiać.- Czy to było śmieszne?- zdziwiłam się.

-Emilia to wspaniałe dziecko... ten tydzień z nią był niesamowity-zmienił temat.

*

Zaczęliśmy oglądać razem zawody, co prawda mogłabym go wyprosić, ale czuję teraz jakiś dług wdzięczności, za to, że nie zaczął się ze mną wykłócać no i że udało nam się porozmawiać w miarę spokojnie. Mieliśmy tyle tematów do omówienia, że gdyby nie zaczęły się skoki, nadal byśmy rozmawiali.

-Jak myślisz, ile ten skoczy?- zapytał.

-Coś w granicach 125m pewnie, wiatr nie sprzyja, a nie jest też w najlepszej formie- i tak komentowaliśmy praktycznie każdego zawodnika, jedząc popcorn i pizze. Było w miarę miło, choć wiedziałam, że każde z nas czuję się niekomfortowo. W końcu oboje zawiniliśmy w tej sprawie i teraz staramy się udawać, że jest dobrze, ale czujemy żal i pustkę, przynajmniej ja czuję. Czas było na skok Kamila, kończący pierwszą serię konkursu. Zaczęłam trzymać mocno kciuki, chciałam nawet zacząć dmuchać w telewizor, ale nie byłoby to chyba najlepszym pomysłem, Andreas pomyślałby, że jestem idiotką.

-Kamilku kochany, skocz 137 i nie będę się musiała w drugiej serii martwić- szepnęłam, ale Niemiec usłyszał.-No co? Trzymam kciuki za swoich faworytów - odparłam.

-To jest oczywiste... choć i tak Niemcy wygrają, są w doskonałej formie.

-Serio? Nie zauważyłam.

Pokochaj mnie I Andreas Wellinger ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz