-Teraz poczułeś tylko cząstkę bólu, który czuję teraz ja. - powiedziałam pewnie, lecz po chwili gdy zobaczyłam smutne oczy szatyna, coś pękło. Moje oczy się zeszkliły.
-Posłuchaj...
- Czego mam słuchać?! - wrzasnęłam. - Kolejnych przeprosin?! Czy twoich bajeczek o zmianie życia, co!? - starałam się, żeby mój głos zabrzmiał pewnie, ale oczywiście z moich oczu wypłynęły łzy. Chłopak widząc to od razu starł je kciukiem. Strzepnęłam z twarzy jego rękę i odskoczyłam od chłopaka jak poparzona. - Spójrz na siebie. Jak ty wyglądasz... - powiedziałam łamiącym się głosem.
- W dupie mam to jak wyglądam. - powiedział spokojnie. - Musisz mi uwierzyć. Ja naprawdę chcę się zmienić. - mruknął smutno. Schowałam twarz w dłoniach i jęknęłam.
- Naprawdę myślisz, że ci w to uwierzę? - zapytałam kpiarsko. W oczach chłopaka nie ma już tych małych tańczących iskierek, które tak bardzo mi się podobają. Teraz zastąpił je smutek. Nie ma już w nich tej nadziei. Babcia zawsze mi powtarzała, że najsmutniejsze są oczy w, których zgasła nadzieja. Teraz widzę, że to prawda.
- Musisz mi w to uwierzyć. Proszę.. - spojrzał mi błagalnie w oczy. Szybko spuściłam głowę, żeby jeszcze bardziej się nie rozpłakać. Nie mogę patrzeć na niego teraz. Jak jest w takim stanie. Moje serce łamię się na pół kiedy widzę, jak po jego twarzy leci krew.
- Żebyś znowu zrobił mi nadzieję, na coś co nigdy nie nadejdzie? - zapytałam po chwili ciszy. Chłopak nie odpowiedział i spuścił głowę. To jest dla mnie wystarczająca odpowiedź. - Nie mogę patrzeć na to jak się niszczysz...
Pokręciłam gwałtownie głową, ale z moich ust i tak wydostał się cichy szloch. Spojrzałam na mój nadgarstek, na którym była bransoletka od chłopaka. Uśmiechnęłam się smutno i ścisnęłam małe literki między palcami. Posłałam chłopakowi ostatnie smutne spojrzenie i odwróciłam się na pięcie. Odeszłam. Dlaczego nie oddałam mu bransoletki? To proste. Wciąż mam nadzieję...
- Jane, błagam nie zostawiaj mnie. - powiedział cicho łamiącym się głosem. Z całej siły, starałam się żeby do niego nie wrócić i po prostu nie rzucić mu się na szyję. - Kurwa! - krzyknął chłopak na całe gardło. Po chwili usłyszałam jak uderza pięścią w ścianę.
Szybko pobiegłam na górę i wyszłam z budynku. Oparłam się plecami o zimny mur i zaczęłam płakać. Dałam upust wszystkim emocjom, które kłębiły się od dzisiejszego spotkania z chłopakiem w parku. Smutek, złość, rozczarowanie.. Zdecydowanie za dużo płaczę w ostatnim czasie. Szybko starłam łzy rękawem kurtki i ruszyłam do domu. Nie będę już płakać. Nie z jego powodu.
Oczywiście, znów musiał zacząć padać deszcz. Pogoda adekwatna do mojego nastroju. Weszłam do najbliższego parku i usiadłam na małej ławeczce. Wypuściłam powietrze ze świstem i odchyliłam głowę do tyłu. Teraz, przydałyby mi się fajki. Cholernie ich teraz potrzebuję. Wyciągnęłam z tylnej kieszeni spodni telefon i sprawdziłam godzinę. - 22.13. Podkuliłam nogi i oparłam na kolanach głowę. Jestem już cała przemoczona, ale teraz to mój najmniejszy problem. Po około pięciu minutach w końcu przestało padać.
- Dobry wieczór. - usłyszałam słaby głos za sobą. Od razu odwróciłam głowę i lekko się uśmiechnęłam. Za moimi plecami stała starsza pani. Jej pomarszczona twarz wygląda na bardzo zmęczoną. Białe kosmyki włosów opadają jej na czoło. Jednym słowem ma istną burzę na włosach.
- Dobry wieczór. - odpowiedziałam przyjaźnie. Próbowałam się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego tylko grymas przez co staruszka zmarszczyła brwi.
- Mogę się do Ciebie przysiąść, dziecko? - zapytała, na co od razu przytaknęłam głową.
- Co Pani robi tutaj sama, o tak później godzinie? - zapytałam. Jakby nie patrzeć, ona ma gdzieś około siedemdziesiąt pięć lat. To raczej nie jest odpowiednia pora na spacery dla osób w takim wieku.

CZYTASZ
Mój brat już śpi ✅
Teen FictionPOPRAWIONE ROZDZIAŁY 5/56 - Nienawidzę, gdy palisz - wyznał, a ja przewróciłam oczami. - Każdy czasem musi - wzruszyłam ramionami. - Nienawidzę patrzeć jak się trujesz. Nienawidzę, gdy niszczysz sama siebie. - Ale przecież ty też to robisz - zmar...