Ostatnie dwa tygodnie, minęły mi zdecydowanie za szybko. Czas przelatywał mi, jak piasek między palcami.
Można powiedzieć, że popadłam w małą monotonie. Wstawałam rano, szłam do szkoły, zaliczałam wszystko co musiałam, wracałam do domu i uczyłam się. Praktycznie codziennie też odwiedzał mnie Jake. Niestety, wychodził około 18 wieczorem, bo nie chcieliśmy jak na razie prowadzić kolejnych kłótni z Ashtonem. Na szczęście, Jake wracał do mnie, gdy tylko Ashton zasypiał.
Jednym słowem: RUTYNA.
Nareszcie po całym tygodniu zmagań z suką Hemington i jej wiecznymi zażaleniami, nastał piątek. Z lekkim uśmiechem na ustach przeciągnęłam się na łóżku. Odrzuciłam na bok kołdrę i w końcu wstałam z łóżka. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, gdy moje stopy spotkały się z zimną podłogą. Wciągnęłam na stopy kapcie i podeszłam do szafy. Spojrzałam przez okno, by ocenić jaka jest pogoda. Słońce świeci, więc chyba jest ciepło, nie?
Z górnej półki ściągnęłam krótkie dżinsowe spodenki, z niewielkimi przetarciami. Dobrałam do tego szary crop top z wycięciami na ramionach. Westchnęłam lekko i wolnym krokiem poszłam do łazienki. Przyjrzałam się sobie w lustrze i wybuchłam głośnym śmiechem. Włosy odstawały mi w każdą stronę, a piżama w miśki idealnie komponowała się z kapciami z głową pandy.
Pokręciłam rozbawiona głową i zrzuciłam ubrania wraz z pandami. Weszłam pod prysznic i odkręciłam wodę. Krzyknęłam, gdy na moje ciało poleciała lodowata woda.
Jane, ty naprawdę jesteś kretynką..
Och, znowu ten głos.. Nienawidzę cię. Po prostu NIENAWIDZĘ.
Po około piętnastu minutach, wyszłam z kabiny prysznicowej. Osuszyłam ciało i wciągnęłam na siebie ubrania. Podeszłam do lustra i zabrałam się za rozplątywanie kołtunów na głowię.
Na szczęście, po nie całych pięciu minutach, moje włosy były już rozczesane. Związałam je w wysoką kitkę. Zabrałam się za codzienny makijaż.
Skończyłam malowanie się i opuściłam łazienkę. Spakowałam do torby słuchawki, telefon i portfel po czym zeszłam razem z nią dół. Rzuciłam nią, w kąt obok drzwi. Zmarszczyłam brwi, gdy zobaczyłam siedzącego przy wyspie kuchennej Ashtona. Przekrzywiłam lekko głowę i przyjrzałam mu się badawczo. On sam obdarował mi lekkim śmiechem i wrócił do czytania porannej prasy.
Czy on nie powinien być teraz w pracy?
- Heeej. - powiedziałam niepewnie i przeciągnęłam literę. Wyciągnęłam z szafki miskę i nasypałam do niej płatki.
- Cześć siostra. - odpowiedział. Zalałam płatki mlekiem i usiadłam na przeciwko mojego brata. Odłożył gazetę na bok i wlepił we mnie swój wzrok. Zacisnęłam dłoń bardziej na łyżce i posłałam mu pytające spojrzenie.
- Dobra, o co znowu chodzi? - zapytałam znudzona po chwili. Wzruszył ramionami i upił łyk swojej czarnej kawy, nadal utrzymując ze mną kontakt wzrokowy. - No mów, staruchu! - krzyknęłam.
- No nic. - zaśmiał się.
- Co ty robisz o tej porze w domu?
- Muszę jechać, za pół godziny na przymiarkę nowego garnituru. W końcu niedługo bankiet. - wyjaśnił, a mi łyżka z jedzeniem wypadła z dłoni. Spojrzałam na brata z szeroko otwartymi oczami, na co zmarszczył brwi.
- Cholera! - wrzasnęłam, gdy trochę się otrząsnęłam.
Zapomniałam! W następną sobotę jest ten cholerny bankiet, na który jestem zmuszona iść. Nienawidzę tego typu spotkań. Wszyscy są dla siebie sztucznie mili. Kobiety ubrane w sukienki za kilka tysięcy złotych. Zresztą, mężczyźni wcale nie lepsi. Garnitury szyte na miarę u najlepszych projektantów w kraju. Ashton jest tego idealnym przykładem.
CZYTASZ
Mój brat już śpi ✅
Teen FictionPOPRAWIONE ROZDZIAŁY 5/56 - Nienawidzę, gdy palisz - wyznał, a ja przewróciłam oczami. - Każdy czasem musi - wzruszyłam ramionami. - Nienawidzę patrzeć jak się trujesz. Nienawidzę, gdy niszczysz sama siebie. - Ale przecież ty też to robisz - zmar...