[- Czekam. - mężczyzna założył dłonie na klatce piersiowej, a ja miałam ochotę stąd zniknąć. Posłałam chłopakowi błagalne spojrzenie, ale on uśmiechnął się tylko i odwrócił się w stronę Hendersona.
- Cóż...]
Wpatrywałam się w tą sytuację szeroko otwartymi oczami. Dlaczego Luke musiał przyjść akurat teraz? Dlaczego musiał wydzierać się na cały dom?
On nie może teraz iść do więzienia. Nikt nie może dowiedzieć się o tym, co zaszło w tamtym domu...
- Nieważne. - mruknął Luke i machnął ręką.
- Ważne. - odpowiedział ostrzegającym tonem mężczyzna. Widziałam jak wszystkie mięśnie Luke'a, napinają się. - Więc?
- No chyba, kurwa, mówię, że nic. - warknął, a ja odskoczyłam do tyłu.
Widząc to, posłał mi pytające spojrzenie. Przymknęłam oczy i odetchnęłam głęboko. Po chwili poczułam oplatającą mnie w pasie, silną rękę przyjaciela. Objęłam go ciasno w okół szyi, przez co musiałam ustać na palcach. Zaszlochałam cicho, a ten pocałował mnie w czoło zaciągając się przy tym... zapachem moich włosów?
Cóż, okej?
- Luke, uspokój się. - wyszeptałam. Ciało chłopaka od razu się rozluźniło. Oderwałam się od niego i spojrzałam smutno w jego oczy. Od razu odwrócił wzrok, błądząc po salonie.
- Wszystko będzie dobrze. - szepnął mi do ucha, a ja przytaknęłam głową bez przekonania.
Chciałabym wierzyć w to, że będzie dobrze. Ale teraz, w tej sytuacji nie potrafię. Znowu wszystko wali mi się na głowę. Po raz kolejny w życiu, tracę grunt pod nogami. Znowu tracę bliskie mi osoby.
- Jane, zostaw nas samych. - zażądał Henderson, a ja spojrzałam na niego nieobecnym wzrokiem.
- Proszę? - prychnęłam, starając się, żeby mój głos zabrzmiał pewnie, lecz niestety załamał się. - Nie zostawię go. To mój przyjaciel! W ogóle po co? Przecież on nie jest w to zamieszany. - wzruszyłam ramionami, spuszczając wzrok.
Jeśli teraz spojrzałby mi w oczy, zapewne domyśliłby się, że kłamię. Z moich oczu, można czytać jak z talii kart. Nigdy nie mogę ukryć żadnej emocji, czy też właśnie kłamstwa, bo druga osoba od razu to zobaczy.
- Gdzie jest twój brat? - zmienił temat, czym kompletnie zbił mnie z tropu.
- A gdzie on może być. - powiedziałam sarkastycznie. - Luke, pojedziemy na komisariat. - oznajmił i podszedł do chłopaka dwoma krokami. Złapał jego ramię, a ten od razu się wyrwał.
- Nigdzie nie idę! Nic nie zrobiłem! - krzyknął, a ja mimowolnie się skuliłam i odsunęłam po raz kolejny na bezpieczną odległość.
Tak w razie czego. Przecież przezorny zawsze ubezpieczony.
- Jeśli nic nie zrobiłeś, to dlaczego tak reagujesz? - mężczyzna założył ręce na piersi i uniósł brwi.
Luke otworzył usta, ale zaraz szybko je zamknął, przeklinając cicho pod nosem. Przyłożyłam do ust rękę, żeby nie wydał się z nich żałosny szloch. Pokręciłam głową zrezygnowana, a przed oczami zaczęły pojawiać mi się mroczki.
Nie mogę teraz zemdleć. Nie mogę zostawić Luke'a. Jestem mu to winna, do cholery.
- Reaguję tak, bo wmawiasz mi coś, co nie istnieję.
- Luke... - zaczęłam, ale przerwały mi otwierające się drzwi wejściowe.
Boże święty, kolejna osoba dołącza do przedstawienia?
CZYTASZ
Mój brat już śpi ✅
Teen FictionPOPRAWIONE ROZDZIAŁY 5/56 - Nienawidzę, gdy palisz - wyznał, a ja przewróciłam oczami. - Każdy czasem musi - wzruszyłam ramionami. - Nienawidzę patrzeć jak się trujesz. Nienawidzę, gdy niszczysz sama siebie. - Ale przecież ty też to robisz - zmar...