"To żart?"

60.2K 2.3K 1.2K
                                    

Drugi listopada. Nie, nie, nie i jeszcze raz nie. Nie zgadzam się. Nie zgadzam się kurwa, na ten jebany koncert! Nie, nie, nie! 

Naciągnęłam kołdrę na głowę i po raz kolejny, pogrążyłam się w rozpaczy. Czy to normalne, że płaczę, bo nie mogę iść do koncert swojego idola? Nie. To coś więcej, niż tylko idol. 

Dlaczego, dlaczego, dlaczego!?

To tak cholernie nie sprawiedliwe.. Gdyby nie moja śpiączka, byłabym jedną z pierwszych osób, która kupiłaby bilety. Jasna cholera! 

- Odwal się, Ashton. - krzyknęłam, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. 

- Ty żyjesz? - zapytał rozbawiony i wszedł do mojego pokoju.

- Nie. - burknęłam. - Umarłam. 

- A to ciekawe... - podrapał się po brodzie, na której jest dwudniowy zarost. - Chcesz pizze? Będę za chwilę zamawiał na obiad. 

- Nie chcę. - odpowiedziałam i nakryłam się kołdrą po samą głowę. 

- Um... Stało się coś? 

- Nie. Nic się kurwa nie stało. - wysyczałam przez zaciśnięte zęby. 

- Wy i te wasze humorki. - westchnął bezradnie. - Za jakąś godzinę wychodzę z Jacem i Mattem na golfa. - powiedział i skierował się do drzwi. 

- Jasne. - prychnęłam i sięgnęłam po telefon, leżący na szafce nocnej. 

Odblokowałam urządzenie i weszłam na snapchata. Oczywiście, pełno snapów od Luke'a i Vanessy, który teraz jak zwykle chodzą gdzieś po mieście. Swoją drogą, długo już się nie widziałam z Lukiem. No cóż... Będę musiała do niego iść. Może dziś? W końcu jest sobota. Ale nie. Dziś nie jestem w stanie nigdzie wychodzić. Ja tu kurwa umieram! Jestem w agonii! Weszłam na my story, gdzie od razu odebrałam snapy od Martina. 

Kurwa mać. 

Zdjęcie przedstawiające panoramę Londynu, z podpisem: 

" Hello London! :)" 

Ja pierdole. Do moich oczu od razu napłynęły łzy. Szybko starłam je z policzków i głośno jęknęłam. Rzuciłam telefonem na drugi koniec pokoju i schowałam głowę w poduszkę. 

Tak, Jane. Masz rację. Rzucaj swoim telefonem po całym pokoju. Przecież, aż dwa miesiące temu kupowałaś nowy. Masz rację! Jesteś genialna! 

Do moich uszu dotarł kobiecy głos. Oczywiście, Caitlin. Bo kto by się wydzierał na cały dom, jak nie ona? Mam cholerną nadzieję, że tu nie przyjdzie. Nie mam zamiaru słuchać jej pisków dziś. Ja w ogóle nie chcę dziś nikogo słuchać! Chcę po prostu przeżyć, ten katastroficzny dzień, w którym moje marzenia poszły się jebać. Po prostu, przepadły. Od tak. Bum! I nie ma! Po Garrixie, po koncercie, po kurwa jebanej dobrej zabawie! Najlepiej, to bym przespała cały ten dzień. Usunęłabym go po prostu, ze swojego życia. 

- Jane! - usłyszałam krzyk dziewczyny mojego brata, przez co szybko schowałam pod poduszkę i jęknęłam bezradnie. Naprawdę, nie mam dziś ochoty na jakiekolwiek słuchanie bzdur, które zazwyczaj mówi. 

Tak jak kiedyś wspominałam. Caitlin na początku jest bardzo nieśmiałą osobą, ale jeśli już się przełamię... To o Boże.. Mogłaby gadać i gadać bez końca. Szczerze, to czasami się zastanawiam jak Ashton z nią wytrzymuję. 

- Jesteś chora? - zapytała, gdy przekroczyła próg mojego pokoju. Łóżko obok mnie się ugięło. Cholera jasna, nie mam już jak uciekać. 

- Nie. - westchnęłam i odrzuciłam poduszkę na bok. - Po prostu nie mam humoru. - wytłumaczyłam i podniosłam się do siadu. 

Mój brat już śpi ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz