|2|

5.3K 644 82
                                    

Następny dzień przyniósł deszcz.

Krople bębniły o parapet. Była siódma rano, a mimo to miałem wrażenie, że jest środek nocy. Niebo pokryło się niemal czarnymi chmurami – zupełnie tak, jakby świat chciał mi oznajmić, że dzisiejszy dzień nie przyniesie nic dobrego. Nie żeby to było coś nowego.

Westchnąłem. Deszcz wzmógł się  i przybrał rozmiary oberwania chmury. Słyszałem szum wody, która pędziła rynnami i spadała na tył naszego ogródka. Parking zapewne zamienił się w rzeczkę i nawet studzienki nie były w stanie tego zmienić. Niedalekie boisko stało się bagnem – osiedlowa drużyna piłki nożnej będzie niepocieszona.

Przewróciłem się na drugi bok i zamknąłem oczy, choć nie sądziłem, żebym mógł zasnąć. Sen był u mnie rzadkością – zupełnie jak dobre wyniki badań.

Usłyszałem kroki. Po tylu latach zdążyłem nauczyć się rozróżniać, do kogo należą. Mama stąpała lżej, zwykle w obcasach, natomiast kroki Roberta były mocne i szybkie. Właśnie dzięki tej umiejętności wiedziałem, kiedy należało się schować (nigdy nie należało się chować), a kiedy byłem gotowy na spotkanie.

Tym razem była to mama. Zapewne szła do mojego pokoju lub łazienki, która znajdowała się obok. Postanowiłem nie udawać, że śpię, bo i tak by w to nie uwierzyła. Doskonale wiedziała o moich problemach ze snem.

Drzwi otworzyły się. Otworzyłem oczy i spojrzałem na zmartwioną mamę. Stała w progu w koszuli nocnej. Jej włosy były w nieładzie.

— Dlaczego nie śpisz? — zapytałem cicho. — Zwykle wstajesz godzinę później.

Mama zamknęła za sobą drzwi. Przeszła przez pokój i usiadła na moim łóżku.

— Nie mogę spać — przyznała. — Pomyślałam, że trochę ci potowarzyszę.

Posunąłem się w stronę ściany, aby mogła położyć się obok. Czułem się jak małe dziecko – nie pamiętałem już, kiedy ostatnio tak leżeliśmy. 

Mama była jedyną osobą, przy której czułem się w miarę komfortowo. To nie tak, że się jej bałem – kiedy wszystko wyszło na jaw, uważałem ją za kogoś, komu mogę ufać. I ufałem tylko jej. Kiedy Robert miał się do nas wprowadzić, milion razy zapytała mnie, czy na pewno tego chcę.

— Chcę, żebyś była szczęśliwa — odpowiadałem za każdym razem. Wiedziałem, że Robert był kimś, kogo naprawdę kochała. A jeśli chciała z nim być, nie mogłem być przeszkodą w tym kierunku – nawet jeśli to oznaczało strach przed wyjściem z własnego pokoju. Oboje rozumieli, że nie jest to moja wina. Starali się mi pomóc, ale byłem tak uprzedzony do Roberta, że nie dopuszczałem go do siebie. Wiele razy podejmował decyzję o wyprowadzeniu się, ale nalegałem (nie słownie, ale jednak), aby tego nie robił. Czułbym się źle, gdyby przeze mnie związek mamy się rozsypał. Dzięki temu obaj znaliśmy nasze wzajemne intencje – on nie miał mi za złe unikanie go, a ja wiedziałem, że nie chce dla mnie źle.

— Poucz się trochę dzisiaj, dobrze? — poprosiła mnie mama, wyrywając mnie z zamyślenia. — Musisz być na bieżąco z materiałem, żeby nie gonić przed egzaminami.

Potaknąłem.

— Obiecuję.

Mama westchnęła.

— Zostawiłam ci ugotowany makaron w lodówce — powiedziała. — Wrócimy dzisiaj później z pracy. Mamy urwanie głowy. Kolejna niezapowiedziana kontrola. — Uśmiechnęła się smutno. — Jeśli będziesz głodny, przygotuj sobie sos i zjedz.

Milczałem. Mama uśmiechnęła się ciepło.

— Wystarczy zalać makaron wrzątkiem.

— Dobrze, dziękuję — odparłem w końcu.

SkrzypekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz