|4|

4.1K 585 135
                                    

Muzyka w Mediach: Lindsey Stirling – Song of the Caged Bird

Przez następne dwa dni unikałem wyglądania za okno. Pogoda przestała mnie interesować. Zasłona, która odgradzała mnie od reszty świata, pozostawała nietknięta i obiecałem sobie, że na razie tego nie zmienię.

Moja mama widziała, że coś się zmieniło, ale nie naciskała. Wiedziała, że to i tak nic nie da. Jeśli (nie bałbym się)chciałbym się czymś z nią podzielić, zrobiłbym to. Zmuszanie mnie do rozmowy sprawiłoby jedynie, że zamknąłbym się w sobie (jeszcze bardziej).

Poprawiłem okulary na nosie i odstawiłem kubek z herbatą na blat stołu. Była dziesiąta trzydzieści, (moi rodzice) mama i Robert byli już w pracy. Na talerzu przede mną leżały nietknięte kanapki ze śniadania i byłem pewien, że mama nie będzie z tego powodu zadowolona.

Nie miałem apetytu. Ciągle widziałem twarz chłopaka, którego podsłuchiwałem podczas jego próby. Nie mam pojęcia, co sprawiło, że wychyliłem się zza ściany i spojrzałem na niego, (a on prawie zabił mnie wzrokiem). Był ode mnie oddalony o paręnaście metrów, więc nie mógł zrobić mi krzywdy, a jednak prawie dostałem ataku paniki.

(Najlepszy) Najgorszy był ten jego uśmiech.

Nie wiem, dlaczego ze wszystkich detali jego osoby najbardziej zapadł mi w pamięć jego uśmiech. Może powodem tego był fakt, że ludzie rzadko uśmiechali się na mój widok. Zwykle wysysałem z nich całą pozytywną energię, którą posiadali. (O ile w ogóle widziałem kogoś poza mamą i Robertem).

Więc dlaczego patrzył na mnie z uśmiechem?, przemknęło mi przez myśl. Nie sprawiło mi to wiele przyjemności, ale jednak sąsiad-cudotwórca mnie... interesował. Głównie dlatego, że pięknie grał na skrzypcach.

Przełknąłem ślinę. Wiedziałem, że ludzie nie powinni mnie interesować. Nie powinienem utrzymywać z nimi kontaktu, bo są źli, bo kłamią, bo ranią. A ja miałem dość ran. Byłem chodzącą blizną, dzieckiem z problemami, chorym psychiczne. Tym, którego nikt nie (chciał) lubił.

Litość.

Ta myśl była jak ostrze miecza. Przebiła moje ciało, powodując napływ wściekłości i smutku jednocześnie. Nienawidziłem litości – choć (zawsze) czasem zachowywałem się jak dziecko, nie chciałem, aby ktoś traktował mnie specjalnie z powodu czystości sumienia. Czułem się wtedy jak prawdziwe zero.

Kiedyś obiecałem sobie, że nie dopuszczę do siebie nikogo poza nią (nimi). Chłopak z sąsiedztwa nie będzie stanowił wyjątku.



Była burza.

Nie wiedziałem, czym to jest spowodowane, ale przez deszcz ciężko było mi się skupić. Nie umiałem odrabiać lekcji ani uczyć się, gdy pada. A zwłaszcza podczas burzy.

Bałem się grzmotów. Głównie dlatego, że większość burz spędzałem w piwnicy, gdzie echo dwukrotnie zwiększało ich głośność. Odkąd ten koszmar się skończył, przeczekiwałem je ze słuchawkami w uszach, ale często bywało tak, że dźwięki i tak się przebijały.

Tym razem nie było inaczej. Miałem wrażenie, że burza rozpętała się akurat nad naszym domem. Na moich rękach pojawiła się gęsia skórka. Poprawiłem słuchawkę w uchu, jednak niewiele to pomogło. Moje dłonie trzęsły się, nie mogłem pisać. Modliłem się, aby mama wróciła już z pracy. Nawet jeśli nie byliśmy ze sobą za blisko, wiedziałem, że jeśli ona jest w domu, mogę czuć się bezpiecznie.

SkrzypekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz